Rozmowa pozostawia spory niedosyt. Michał Zioło jest osobą o wyjątkowej mądrości, przeczytałam jego "Znaki na piasku" i uważam je za fenomenalne. Sporo daje też do myślenia wywiad z nim w zbiorze wywiadów "Rozmowy W Drodze. Smaki życia." Tutaj rozmawiający z mnichem w większości skupili się na kwestiach powierzchownych, np. omawiany jest obraz życia w zakonie trapistów, obraz pracy, rozkład dnia, wygląd celi, cmentarza itp. Przedstawiony jest też życiorys M. Zioło i to w kilku rozdziałach. Opisy życia u trapistów nie są nudne, są nawet zaskakujące, ale spodziewałam się czegoś wnikliwszego. We wspomnianych wcześniej krótszych formach jest zdecydowanie więcej głębszych i zastanawiających treści.
Jest tu dość sporo zagadnień, które wzbudziły moje totalne zaskoczenie i niezrozumienie, przykładowo M. Zioło wspomina o tym, że zakonu nie traktuje jako rodziny i że nie ma tam miejsca nawet na przyjaźń. Przyjaźń bowiem oznaczałaby wyróżnienie któregoś z braci, a to nie może mieć miejsca, odczuwa więc cały czas dojmującą samotność. Gdy był wcześniej w zakonie dominikanów, to potrafił się przyjaźnić, o czym sam również mówi. Albo gdy umrze ktoś ze zgromadzenia, to "chyba mu go nie brakuje. Traktujemy to jako rzecz, która ma się wydarzyć prędzej czy później. Szereg się wyrównuje i tyle". Brzmi to nieludzko. Tak samo nie rozumiem innych kwestii, już prozaicznych, np. ohydnych posiłków, czy siedzenia podczas nich na stołkach bez oparcia itp. umartwień, które nie wiadomo czemu służą. Albo np. głoszenia konieczności bezwzględnego posłuszeństwa przełożonym, biskupom, bez względu na okoliczności. Rozmawiający z mnichem nie drążą żadnych z tych kwestii.
Na szczęście są też i rozdziały sięgające pod powierzchnię. Nie ulega jednak wątpliwości, że M. Zioło jest spełniony w takim życiu. Chyba widzi więcej niż my. "Pan Bóg nigdy nie zostawia mnicha samego, tylko daje mu znaki, które go mają podtrzymać. Nazywam to małymi objawieniami. Tak jakby na krótką chwilę Pan Bóg pokazywał mi podszewkę świata". Są liczne odniesienia do dzieł literackich.
Jest mowa o mnichach - trapistach z Tibhirine z Algierii, zamordowanych w 1996r. przez islamistów. Mnisi ci byli ostrzegani, że bezpieczniej będzie na jakiś czas opuścić klasztor, jednak tego nie zrobili, co też jest dla mnie niezrozumiałe. Najbardziej dający do myślenia jest testament opata tego zgromadzenia, Christiana, który też został zamordowany. Testament nie dotyczy kwestii materialnych, to jego przemyślenia i wskazówki. Przykładowo "Żyłem wystarczająco długo, by dostrzec, że i ja współdziałałem ze złem, które wydaje mi się, że - niestety - w świecie zwycięża. Czuję się wspólnikiem nawet tego zła, które ślepo we mnie uderzy." Tego fragmentu nie można rozumieć dosłownie, trapista miał na myśli to, że podobnie jak i każdy, czynił również zło, ale oczywiście nie miało to nic wspólnego z islamistami. Myślę też, że to zło, niby czynione przez niego, jest mocno dyskusyjne, bo albo go nie było, albo były to błahostki. Każdemu jednak przydałaby się taka dawka autokrytycyzmu. Christian wspomniał też o "budowaniu więzi, przywracaniu podobieństw, godzeniu różnic".
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz