Stara, dobra Chmielewska nadal bawi i nadal można się przy niej wyluzować. Treść jest absurdalna i naiwna, narratorka została bowiem porwana przez przestępców z nielegalnego kasyna gry w Kopenhadze, przewieziono ją do Brazylii, skąd uciekła, a to właściwie dopiero początek przygód. Ten absurd jednak wciąga podczas czytania. Całość trąci też nieco myszką, bowiem część wydarzeń rozgrywa się w głębokim PRL-u.
Ale jest tu to coś, dzięki czemu Chmielewską chce się czytać nadal. Jest humor, dystans do siebie, optymizm, wiara we własne siły, inteligencja, wytrwałość, przyjaźń. Przypomina to trochę Jacka Reachera z powieści Lee Childa, tylko że Reacher z reguły wpada w tarapaty, gdy pomaga innym, zaś narratorka u Chmielewskiej skupiona jest na sobie. Książka może być skutecznym antidotum na zmęczenie, albo na gorszy humor, albo na przywalenie różnymi problemami. W tym tomie narratorce cały czas grozi niebezpieczeństwo, bo albo jest w rękach porywaczy, albo im ucieka, nigdy się jednak nie poddaje mimo beznadziejności sytuacji. To jest główny wyróżnik od innych książek Chmielewskiej. Sceneria Brazylii, potem Atlantyku i Francji, mocno pomaga w oderwaniu się od rzeczywistości. Brzmi to naprawdę naiwnie, ale za to działa.
W trakcie lektury dobry humor udziela się czytelnikowi, różnego rodzaju problemy bledną, wszystko odzyskuje właściwe proporcje.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz