Jak to już od dłuższego czasu bywa, nie czytałam tekstu sztuki przed spektaklem, w tym przypadku jednak raczej po niego nie sięgnę. Autorkę znam już ze świetnej sztuki „Posprzątane”, gdzie opisywała m. in. brak sensu istnienia i wypełnianie życiowej pustki prowadzonymi w domu bezustannymi porządkami. W „A komórka dzwoni” z kolei również jest mowa o alienacji, samotności wśród ludzi, niezrozumieniu i wiecznym okłamywaniu się zarówno w sprawach większych i mniejszych. Szczególnie mocno zaakcentowane jest to okłamywanie i oszukiwanie. Są też liczne nawiązania do tezy, że kultura cyfrowa, rozwój wielu wynalazków, często paradoksalnie utrudniają normalne życie, np. koncentracja na telefonie komórkowym zamiast na rozmówcy. Tekst nie jest ani szczególnie głęboki, ani odkrywczy, wszystko to już gdzieś kiedyś było, całość niestety jest utrzymana w żałobnym tonie, jest czarny humor, ale w bardzo małych dawkach. Ogląda się to tak sobie, jest to jedno ze słabszych przedstawień w moim ulubionym teatrze.
Otóż dziewczyna jedząca w restauracji obiad, stała się świadkiem śmierci siedzącego przy sąsiednim stole młodego mężczyzny, Gordona, była to śmierć naturalna. Komórka zmarłego cały czas dzwoniła. Dziewczyna dzięki tej komórce nawiązała kontakt z rodziną zmarłego, nawet spotkała się z nimi osobiście, co stało się początkiem dłuższej znajomości.
Fakt, że ludzie są samotni nawet wśród innych osób, w tym najbliższych, jest powszechnie znany i był podejmowany w wielu różnego rodzaju utworach. Wszyscy tutaj okłamują wszystkich, nawet i samych siebie. Wdowa wiedziała, że była permanentnie zdradzana, ale wcześniej przed mężem udawała, że tego nie wie. Matka zmarłego udawała, że wierzy w to, że syn pracuje w korporacji, a doskonale wiedziała, że jest inaczej. Nawet dziewczyna, która była świadkiem śmierci Gordona opowiadała później rodzinie zmarłego różne sprzeczne ze sobą bzdury o tym, co niby ten zmarły powiedział przed śmiercią. Każdemu mówiła co innego, do tego wymyśliła jeszcze i przekazywała tym ludziom zupełnie absurdalne prezenty, które zmarły rzekomo miał dla nich, jak np. solniczkę z solą z restauracji. Sama zaczynała wierzyć w to, że ze zmarłym łączyła ją jakaś głębsza więź.
Są tez w bardzo małych dawkach elementy nadprzyrodzone, jak wizja zaświatów, ale mało przekonująca.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz