Nie miałam „Nocy Listopadowej” jako lektury w szkole i nie znałam tekstu, odbiór mam więc zupełnie nieskażony.
Sztuka ma niesamowity klimat tajemniczości, ożywają rzeźby starożytnych bóstw w Łazienkach Królewskich, pojawiają się duchy zmarłych, rozważają swoje życie. Jak mówi autor
„Teraz jest listopad – więc baczne mam słuchy.
Jest to pora, gdy idą między żywych duchy – i razem się bratają”.
Kiedyś w jednym z artykułów o Wyspiańskim przeczytałam, że gdy nad czymś pracował, na długi czas odrywał się totalnie od rzeczywistości i tkwił w świecie swojej wyobraźni. Z artykułu wynikało też, że Wyspiański twierdził, że te nieżyjące już postacie, o których stale myślał podczas pracy, przychodzą do niego i on z nimi rozmawia.
Osobiście wcale nie wykluczałabym tego, że Wyspiański miał w jakiejś formie kontakt z duchami zmarłych, bo galeria postaci i sposób ich przedstawienia są szczególne. Postacie są przedstawione w całej złożoności, bez czerni i bieli, i poza naprawdę skrajnymi przypadkami nie są pokazane ani jako jednoznaczni bohaterowie, ani jako tylko zasługujący na pogardę zdrajcy. Przykładowo trudno jednoznacznie ocenić Joannę Grudzińską, żonę wielkiego księcia Konstantego, trzeba byłoby wiedzieć, czy związek ten z jej strony wynikał tylko z wyrachowania, czy było tam uczucie. Nawet te postacie, które przeszły do historii jako czarne charaktery, zasługujące na pogardę, maja tu szansę przedstawić swoje stanowisko. Co znamienne, krytyczne stanowisko wobec Powstania Listopadowego prezentowali pojawiający się w utworze byli działacze niepodległościowi, np. uczestnicy Powstania Kościuszkowskiego.
Jeden z ciekawszych wątków dotyczy działalności niejakiego Makrota, Polaka, szpiegującego dla Rosjan. Wyspiański przedstawia m. in. swoją wersję śmierci gen. polskiego Józefa Nowickiego, co do którego powszechnie jest przyjęte, że zginął przypadkowo, omyłkowo wzięty przez powstańców za inną osobę. Autor zaś opisuje, że w bezpośrednim pobliżu powstańców znajdował się właśnie Makrot i że to on tak zmanipulował oddziałem, że doszło do zabicia niewinnego generała. Jest to wizja wyjątkowo dojrzała, teraz, gdy mamy znacznie więcej wiedzy na temat rosyjskich służb specjalnych i ich metod, wersja wydarzeń, przedstawiona przez Wyspiańskiego, wydaje się bardzo prawdopodobna.
Kwestia tego, czy powstanie z 1830r., podobnie zresztą jak i prawie wszystkie inne powstania, miało sens, pozostanie na zawsze nierozstrzygnięta. Oczywiste jest, że było bez planu, bez zorganizowania, szanse na zwycięstwo nie były wysokie, aczkolwiek były w przeciwieństwie do Powstania Styczniowego. Ale są oczywiście i takie głosy, że gdyby nie powstania: listopadowego i styczniowego, wynarodowilibyśmy się i nie odzyskalibyśmy już niepodległości. Oznacza to, że część z nas być może byłaby dzisiaj obywatelami Rosji… Nie ulega też wątpliwości, że działacze opozycji w PRL podejmując działalność niepodległościową, mieli również zerowe szanse na sukces... a jednak ten sukces na skutek szeregu nieprzewidzianych zdarzeń, nastąpił. Wyspiański zwraca też uwagę na to, że są sprawy ważniejsze, niż te osobiste i że warto znać te proporcje, co ma oczywiście zastosowanie nie tylko do zrywów powstańczych „Poniechaj sprawy osobiste, bo to jest rzecz ogromnej wagi”.
Kolejny dylemat ze sztuki, to kwestia determinizmu, na ile nasze działania tu, na ziemi mają moc sprawczą, a na ile wszystko jest już gdzieś wysoko przesądzone. Tutaj obrazowo tymi wyższymi siłami sprawczymi są właśnie starożytne bóstwa, zaś przebieg powstania jest uzależniony od ich poczynań. Wiele jest takich sytuacji w historii, gdzie coś było wyśmienicie przygotowane, wszystko powinno iść zgodnie z planem, a o klęsce rzeczywiście zadecydowała siła wyższa np. nagłe i niespodziewane załamanie pogody. A bywało i odwrotnie.
Aby odczytać wszystkie podteksty „Nocy listopadowej” i w pełni ją zrozumieć, trzeba przeczytać ją po raz kolejny, przypomnieć sobie, kim były wszystkie występujące w niej postacie. Świetnie byłoby obejrzeć ją w teatrze.
9/10