„Czarodziejska góra” ma w sobie coś absolutnie niesamowitego, tak jakby momentami niemal dotykało się transcendencji. Ma też i fragmenty, przez które bardzo trudno jest przebrnąć, są to filozoficzne rozmowy Naphty i Settembriniego. Jak nastolatka miałam dwa podejścia do tego tytułu, po niesamowitej fascynacji początkiem, rezygnowałam właśnie przy tych rozmowach. Symboli i różnych ukrytych znaczeń jest tu mnóstwo, gdyby zaś streścić sam akcję, to można byłoby powiedzieć, że jest to 7 letnim pobycie Hansa Castorpa w ekskluzywnym sanatorium dla gruźlików.
Sanatorium "Berghof" i góra to miejsce, w którym poza jedną sceną z seansem spirytystycznym, wszystko jest jednocześnie realne, ale i niesamowite, mające w sobie coś jakby z innego wymiaru. Czas biegnie w dziwny sposób, owszem jest odmierzany przez standardowe zegary w sposób prawidłowy, ale wraz z bohaterami odczuwa się wyraźnie, że niekiedy on zwalnia, a niekiedy przyśpiesza. Gdyby zapomnieć, że góra to miejsce dla ludzi bardzo poważnie chorych, ale gdyby zapomnieć o tym patrzeć na nie w wymiarze symbolicznym, to można za takim miejscem tęsknić, nie trzeba się tam o nic martwić, ma się świetne warunki, nie trzeba chodzić do pracy, wyśmienite jedzenie jest podawane w sanatoryjnej restauracji. Można cały dzień spędzać na czytania, rozmyślaniu, słuchaniu muzyki z gramofonu, spacerach o towarzyskich i pogawędkach. To jakby taki długi urlop, ale połączony z odcięciem się od świata, w opisywanym czasie nie było ani internetu, ani telefonów komórkowych, a zwykły telefon nie był jeszcze rozpowszechniony, na odległość porozumiewano się listami i telegrafami. Jak ktoś chciał to mógł zwiedzać okolice, ale w ograniczonym zakresie, bo musiał przestrzegać określonych reguł, jak werandowanie, czy zabiegi lecznicze. Góra to miejsce, gdzie nie ma wiecznego pośpiechu i nie ma hałasu, a o wydarzeniach, którymi żyje cały świat, mało kto wie i mało kto się nimi interesuje. Wszystkie problemy zostają na nizinach.
Czarodziejska góra jest miejscem, za którym można tęsknić, ale może też ono być pułapką. Czary nie zawsze są dobre, bywają groźne Już na początku Settembrini namawia Castorpa, aby jak najszybciej stamtąd wyjeżdżał, a z kolei pod koniec nasz bohater budzi się jakby z letargu. Będąc na górze, człowiek żyje bez większych pragnień, owszem marzy o wyleczeniu i wyjeździe, ale są to z reguły mrzonki. Żyje więc bez ryzyka, bez pragnień, bez zmagania się z tym życiem. To życie ostrożne, bez porażek, ale i bez większych radości. Kuzyn Hansa Castorpa, Joachim, był wojskowym i marzył o służbie, wyjazd z sanatorium w inny klimat równoznaczny był jednak z zaostrzeniem się choroby, a w konsekwencji nawet z szybkim zgonem. Joachim stał więc przed dylematem, czy wegetować w sanatorium, będąc niespełnionym, czy pożyć krócej, ale to tak, jak sobie zamarzył. Czarodziejska góra jest więc miejscem ucieczki od realnego życia, a ci uciekający od życia mają swoje czarodziejskie góry.
Ukrytych znaczeń jest tutaj cała masa. Fenomenalne są rozważania o czasie. Tomasz Mann jest chyba najbardziej wnikliwym obserwatorem tego zjawiska. Przykładowo koncentrowanie się na oczekiwaniu na coś i liczenie dni, miesięcy, czy tygodni do tego oczekiwanego, przyszłego wydarzenia, powoduje, że marnujemy teraźniejszość. Robimy tak, jakbyśmy z danych nam do przeżycia dni, cześć z nich, spędzanych na oczekiwaniu, uznawali za nieważne, sami je sobie z tego życia odejmowali i tym samym skracali sobie to życie o ten czasokres oczekiwania. Z kolei koncentracja na konkretnej chwili i życie nią, to jakby dotykało się wieczności.
Jestem przekonana, że po każdym kolejnym przeczytaniu powieści, czytelnik odnajdzie dla siebie coś nowego i ciekawego. Czytając kolejny raz będzie starszy, z większym doświadczeniem i w zależności od sytuacji życiowej na coś innego zwróci uwagę.
Odnośnie audiobooka, to Adam Ferency jest jakby stworzony do przeczytania „Czarodziejskiej góry”, czyta spokojnie, a w wielu miejscach udało mu się wytworzyć pożądane napięcie. Przykładowo gdy Hans Castorp zagubił się w górach podczas burzy śniegowej w trakcie jazdy na nartach, gdy robiło się coraz chłodniej i coraz ciemniej, poczułam autentyczne zaniepokojenie. W wielu innych miejscach było podobnie. Dzięki formie audiobooka udało mi się w końcu przebrnąć przez całość. Gdyby jednak ktoś chciał zagłębić się w rozmowy Settembriniego z Naphtą i lubiłby takie klimaty, lepiej jednak gdyby zamiast po audiobooka, sięgnął po tekst.
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz