sobota, 22 października 2022

Szczepan Twardoch „Byk”

     „Byk” jest dla mnie nieporozumieniem, w niczym nie przypomina tak świetnych powieści, jak „Król”, „Królestwo”, czy „Morfina”. Jest to mini dramat z jednym bohaterem, cwaniaczym biznesmenem i narkomanem zarazem, któremu nagle życie zawaliło się na każdym odcinku. Poza monologiem głównego bohatera są też przedstawione prowadzone przez niego rozmowy telefoniczne.  

   Utwór jest wyjątkowo krótki, ma około 90 stron z dużą czcionką i rysunkami. Są w nim fragmenty pisane gwarą śląską, co utrudnia czytanie i nie do końca jest zrozumiałe, a przypisów czy tłumaczenia nie ma. Nie zauważyłam tu żadnej głębi psychologicznej, tekst jest tak krótki, że na to nie pozwala. Wynurzenia tytułowego bohatera do szczególnie ciekawych też nie należą. Nie do końca wiadomo, dlaczego dopuścił do takiej sytuacji, że w opisywanym momencie przegrał prawie każdy aspekt życia. Surowe, śląskie wychowanie i brak umiejętności okazywania uczuć nie mogą być przecież jedynym wytłumaczeniem. 

    Całość jest dla mnie w ogóle nieprzekonująca. Z monologu bohatera wynika, że podziwia on swoich dziadków, którzy przeżyli razem 70 lat. Wie on jednocześnie,  że dziadkowie nie byli szczęśliwi, właściwie jedynie wypełniali różnego rodzaju obowiązki. Cóż, w tamtym pokoleniu tak się żyło, ale jak dla mnie nie ma czego zazdrościć. 

   W stosunku do innych powieści Twardocha, „Byk” jest wtórny. Są tu motywy służby Ślązaków w niemieckim wojsku, co teraz już chyba dla nikogo nie może być zaskoczeniem, pogłębienia wątku nie ma, jest tylko sygnalizacja. Jest też mowa o dyskryminacji Ślązaków, a na ten temat nic mi nie jest wiadome i nie wiem, na czym ta dyskryminacja miałaby poleć.  Gdyby  nie nazwisko Twardocha, to wątpię, czy ktoś by się tym dziełem zainteresował. 

3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz