Spośród
książek, nominowanych w tym roku do nagrody Kapuścińskiego, sądząc po samym
opisie, „Spinalonga” wydała mi się najciekawsza
i właśnie po nią sięgnęłam. I okazała się rzeczywiście bardzo dobra. Audiobooka
słucha się też świetnie, a co rzadkie, to mimo że czyta autorka, a nie profesjonalny
lektor, sposobowi odczytania i interpretacji niczego nie można zarzucić.
Na
greckiej Spinalondze do 1957r. funkcjonowała kolonia trędowatych. Jest to szokujące. Autorka opisała nie tylko
to, co działo się na wyspie od początku do końca kolonii, są też dalsze dzieje trędowatych, aż do czasów współczesnych. W książce zagadnienie to
opisane jest z bardzo różnych punków widzenia, jest historia, jest aspekt
psychologiczny, socjologiczny, polityczny, nawet i religijny. Temat został bardzo
mocno zgłębiony. O historii trądu, w tym na wyspie, w pewnym zakresie można
poczytać chociażby w Wikipedii, ale w książce jest też sporo rzeczy, których w Wikipedii
nie ma, sporo jest faktów, które grecki rząd chciał ukryć i takich o których
raczej się nie mówi, bo stawia to większość ludzi w bardzo złym świetle. Są też
rozmowy z osobami, które miały bliski kontakt z chorymi, znają ich mentalność i
poglądy na świat. Rozmowa z samymi trędowatymi stała pod kolosalnym znakiem zapytania, bo są
oni bardzo niechętni kontaktom z obcymi ludźmi, zaznali tak dużo zła od ludzi, że
nie mają jakiejkolwiek ochoty na nawiązywanie kontaktów.
M. Gołota pokazała okrucieństwo, z jakim
chorzy się spotykali, rodziny osób, osadzonych na wyspie, często zrywały z nimi
jakikolwiek kontakty, bojąc się stygmatyzacji. Te rodziny mimo, że nie miały i
nie mogły mieć z chorymi żadnego kontaktu i tak były poddawane ostrycyzmowi,
jakby trąd zarażał na odległość. Ukazane
jest też niebywałe okrucieństwo państwa, które najbardziej zadowolone byłoby,
gdyby chorzy na wyspie po prostu umarli. Przetrzymywało zarażonych na
Spinalondze pod pretekstem, że trąd jest zaraźliwy i że nie ma skutecznego leku,
nawet wówczas gdy ten lek już był, a coraz częstsze doniesienia medyczne
wskazywały na to, że zarażenie się trądem wcale nie jest proste. Na wyspie znajdowały
się też osoby, które wcale nie były chore, tylko źle zdiagnozowane, kwitł proceder odbierania nowo
narodzonych dzieci trędowatym rodzicom. Jest naprawdę sporo rzeczy szokujących chociażby
z tego powodu, że wszystko to działo się w XX wieku. Społeczeństwo natomiast
było bierne, poza kilkom pozytywnymi wyjątkami, które można policzyć na palcach
jednej ręki. Okoliczna ludność, głównie z Krety, jeszcze wykorzystywała
chorych, bo sprzedawała im warzywa i owoce, a także inne produkty po bardzo
mocno zawyżonych cenach, szczegóły oczywiście są w książce.
Najbardziej zapadły mi w pamięć jednak nie
te koszmarne opisy, które można mnożyć. Otóż w tym piekle znajdowały się też i
takie osoby, które potrafiły nawet i tam odnaleźć sens życia i być szczęśliwe na
tyle, na ile było to możliwe. A przede wszystkim osoby te potrafiły być pożyteczne
nie tylko dla najbliższych z wyspy, ludzie tam też łączyli się w związki, ale i
dla ogółu. Jeden z bohaterów tego reportażu spędził na wyspie wiele lat, ożenił
się tam. Robił wszystko co mógł, aby poprawić
los chorych i to pod każdym względem. Walczył z władzami o wszystko, o zwiększenie wysokości zasiłków, o
normalną opiekę medyczną zamiast iluzorycznej, zainicjował m. in. coś w rodzaju
remontu domostw, za jego sprawą rozkwitło życie kulturalne. I to nie są tylko wszystkie
przykłady jego działalności. W dużej mierze odniósł sukces, sporo rzeczy wywalczył.
Siła wewnętrzna, jaką miał ten ciężko doświadczony przez los człowiek, była
wielka. Tym bardziej jest to porażające, że tak wiele jest osób przeżywa
załamania nerwowe z naprawdę błahych powodów. I tak wiele jest też osób, które nigdy nie myślą
o nikim innym poza sobą i swoją rodziną.
Szokujące są też opisy braku podstawowej wiedzy na temat trądu w kraju, gdzie ta choroba występuje. To głuptactwo i obawa przed zarażeniem było jedną z przyczyn wielkiego zła, wyrządzanego stale innym chorym. I tak jest zresztą wszędzie, nie tylko w Grecji i nie tylko w odniesieniu do trądu. A władze greckie nie przeprowadziły żadnej akcji edukacyjnej w tym zakresie. A można byłoby podnieść w jej trakcie chociażby fakt, że na wyspie były przypadki, że osoby zdrowe, które tam mieszkały latami z trędowatymi w jednym domu, trądem się nie zaraziły.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz