czwartek, 9 czerwca 2022

Lilian Jackson Braun „Kot który patrzył w gwiazdy”

 

Okładka książki „Kot, który patrzył w gwiazdy”

   Ten tom jest wyjątkowo lekki, wakacyjny, bo u właśnie zaczyna się lato i u Qwilla również jest czerwiec. Qwill wyjechał na cały miesiąc do małego miasteczka nad jeziorem, niedaleko miejsca, gdzie mieszka na stałe.  Nasz bohater wraz ze swoimi kotami zamieszkał w starym domku letniskowym, który odziedziczył po zmarłej przyjaciółce matki. I wiedzie szczęśliwe życie, którym potrafi się cieszyć. 

    Czyta jak zwykle książki, tym razem głównie T. Hardy „Z daleka od zgiełku”, ale też czyta Marka Twaina.  Żywi się w pobliskich restauracjach, pojawił się też u niego nieproszony gość, kobieta, znakomicie gotująca. Miał wielką ochotę dać jej delikatnie do zrozumienia, żeby w końcu wyjechała, ale gdy ona tylko coś ugotowała, to rezygnował z pomysłu wyrzucenia jej. Na koniec wakacji został zaproszony przez znajomych na pyszny kociołek z kurczakiem, kiełbaskami, ryżem, warzywami i przyprawami. Żył blisko natury, przeżywał suszę, potem gigantyczną ulewę, a jeszcze później zawalenie się wielkiego kawałka wydmy, na której usytuowana była m. in. restauracja. Spotykał się ze starymi znajomymi, ale jak zawsze był otwarty na nowe znajomości bez względu na wiek, wykształcenie czy jakiekolwiek inne cechy nowo poznanych osób. Uwielbiał patrzeć na niebo, jak powoli nadchodzi zmierzch, zresztą lubi to bez względu na to, czy są wakacje, czy nie. Doskonalił umiejętności interpersonalne, bo wszystkich dookoła ogarnęła gorączka UFO, on uważał, że to są totalne bzdury. Ale jak rozmawiać z kimś, kogo się bardzo lubi, a ten ktoś opowiada o UFO? Qwill opracował techniki takie, aby nikogo nie urazić i nie musieć angażować się  w tego typu dyskusje.

    Tajemnicza śmierć, która musi być, bo w końcu to kryminał, jest tym razem dość ciekawa, bo zaginął mężczyzna, płynący wraz z żoną łódką, ona był jakiś czas pod pokładem, a gdy wyszła męża już nie było. Qwill z kotami oczywiście ustali prawdę. Nie wszystko jest więc idylliczne, nie wiadomo, jak wdowa poradzi sobie z tragedią. A pomijając aspekt cierpienia, małżonkowie  zainwestowali w biznes w postaci restauracji. Ktoś wówczas powiedział „Praca jest najlepszym lekarstwem na smutek. Derek nazwał ją pracoholiczką. Jeśli tak jest w istocie, na pewno się pozbiera.”

   Cały ten cykl jest tak piękny, bo pokazuje życie nie tylko wtedy, gdy wszystko idzie rewelacyjnie, ale również i wówczas, gdy dzieje się źle. Autorka pokazuje jak funkcjonują ludzie, którzy nie wpadają w trwałą depresję, nie mają załamań nerwowych,  jedynie raz na jaki czas przeżywają smutek czy nawet rozpacz. Ale zawsze zwycięża radość życia. Qwill kiedyś był na samym dnie, wspaniale jest czytać, jak się podźwignął.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz