Audiobook szalenie wciąga, tak jakby opowiadał o czymś zupełnie nieznanym. Wszystkie opisywane postacie są autentyczne. Autor opowiada zarówno o tym, co działo się na pokładach porwanych samolotów, jak i w budynkach, w które one uderzyły. Opowieść o ludziach z wież, czy z Pentagonu, obejmuje zarówno czas przed uderzeniem, w trakcie i po, w przypadku World Trade Center nawet po zawaleniu się wież.
Szalenie ciekawy jest tutaj aspekt ludzki. Zuckoff opisuje przeróżne ludzkie zachowania. Przykładowo już po uderzeniu w pierwszą wieżę, szef jednej z firm, która miała siedzibę w drugiej wieży, podzielił swoich pracowników w pary i systematycznie, po kolei, ich ewakuował, wskazując kto w danej chwili ma jechać windą. Narażał się oczywiście na to, że sam ewakuować się nie zdąży. Jest opis starszej, chorej kobiety, która schodziła po uderzeniu w wieżę schodami, szło jej to bardzo wolno, bo przejściu jednego schodu, musiała na chwilę stanąć. Gdy spotkali ją strażacy, postanowili pomóc, opóźniając tym samym swój marsz i zmniejszając drastycznie szansę na swoje przeżycie.
Są opisy, jak ludzie reagowali na atak, będąc w wieżach. Jedni od razu zaczęli uciekać, inni zastanawiali się, jeszcze inni czekali, aż ktoś, nie wiadomo kto, coś im powie, np. policja czy straż pożarna. Byli tacy, że gdy wieża płonęła, trzeszczała, dalej siedzieli w swoich pokojach w tej wieży i dzwonili na policję i prosili o wskazówki, co mają robić. Straż pożarna, nie mając wiedzy o skali zdarzenia, początkowo podawała komunikaty, aby ludzie nie uciekali i czekali, na szczęście sporo osób tego nie posłuchało. Ci, którzy dostosowali się do tych poleceń, nie przeżyli.
Szokujące są opisy niesamowitego chaosu, jaki nastąpił w szeregach różnorakich służb po porwaniach samolotów. Nie ma się oczywiście czemu dziwić, ale byli tacy, którzy nawet w takiej sytuacji "nie stracili" głowy. Jeden człowiek, zajmujący się kontrolą lotów, po uzyskaniu informacji, że terroryści wchodzą do kokpitów samolotów, sam z własnej inicjatywny, beż żadnych instrukcji i bez konsultacji z innymi osobami, zaczął pisać do załóg wszystkich samolotów na kontrolowanym przez siebie obszarze, komunikaty z ostrzeżeniem. Wysyłał je faxem, była to wówczas najszybsza droga. W tym czasie nie było jeszcze wiadomo, czy inne samoloty zostały porwane i w jakiej ilości. Nic to nie dało, bo gdy fax trafił do porwanego samolotu, porywacze już byli w kokpicie, ale brakło kilku minut, aby fax dotarł wcześniej. Gdyby ktoś, kto przekazał informacje temu człowiekowi zrobił to wcześniej, gdyby tego drugiego w "łańcuszku" też poinformowano wcześniej, być może wypadki potoczyłyby się inaczej.
W jednym z samolotów zabrakło jednego terrorysty. Okazało się, że nie wszedł na pokład, że nie dojechał, jego osoba wzbudziła bowiem wcześniej zainteresowanie kogoś z Urzędu ds. Cudzoziemców lub podobnego podmiotu, albo ze służb specjalnych, podczas słuchania umknęło mojej uwadze, gdzie on pracował. Człowiek ten doprowadził do tego, że terrrorysta ten nie został wpuszczony na teren Stanów. Gdyby inni urzędnicy wykonywali równie dobrze swoją pracę, do zamachów nie doszłoby. Nikt nie musiałby dokonywać wielkich czynów, wystarczyłoby tylko wypełniać swoje obowiązki.
Książka nie jest jednak bez wad, brak jest chociażby opisów postaw niezasługujących na uznanie, np. gdy ktoś nie udzielił innym pomocy, kojarzę tylko małe wzmianki na ten temat. No i wszyscy opisywani mieli "wspaniałe" rodziny, każdy miał albo "wspaniałego" męża, albo taką żonę, "wspaniałe" rodzeństwo itp. Szczególnie nasilone jest to w ostatnim rozdziale, który opisuje sytuację już po latach od ataku. Jest to przelukrowane.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz