
Czwarty tom cyklu z profesorową Szczupaczyńską spokojnie można przeczytać bez znajomości tomów poprzednich. Zagadka kryminalna do szczególnie frapujących nie należy, akcja też nieszczególnie wciąga. Jako kryminał powieść do wybitnych z pewnością nie należy. Ale ma świetnie opisane tło historyczne. Realia życia w 1900r. w Krakowie i w wioskach pod miastem opisane są tak, że podczas czytania odnosi się wrażenie, jakby to pisał ktoś, kto żył w tamtych czasach. Liczne nawiązania do Wyspiańskiego i opisanego przez niego wesela w Bronowicach będą wielkim smaczkiem dla osób, które lubią Wyspiańskiego. W powieści jest sporo postaci historycznych, jest mowa o tym, jak wyglądała podziemna działalność niepodległościowa na samym początku XX wieku.
O profesorowej Szczupaczyńskiej pisze się często jako o naszej pannie Marple (detektyw z powieści Agaty Christie). Z tym porównaniem byłabym ostrożna. Szczupaczyńska jest bystra, wścibska, ma niebywały tupet i jest mocno konsekwentna w swoich dociekaniach. Jest też snobką, a swoją pozycję zawdzięcza pozycji męża. Swoje poczynania też może uskuteczniać m. in. dlatego, że jest żoną profesora. Panna Marple wszystko zawdzięcza sobie, jest też zdecydowanie bardziej myśląca i nie ma w sobie nic ze snobstwa. Panna Marple budzi zdecydowanie większą moją sympatię.
W "Złotym rogu " jest jednak coś, co wzbudziło moją szczególną uwagę. Maryla Szymiczkowa to artystyczny pseudonim pary: Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego. Ludzie, którzy idą pod prąd utartym schematom, inaczej patrzą na życie. Ten oryginalny, unikatowy punkt widzenia na całą rzeczywistość jest szalenie widoczny w tej powieści. Są oczywiście również i inni, oryginalni pisarze, ale w tym przypadku jest to szalenie mocno widoczne. Przewija się to zarówno w drobiazgach, jak też i w głównych wątkach. Przykładowo akcja dzieje się w listopadzie, wszyscy bohaterowie narzekają na pogodę, ale listopadowy klimat, mgiełki, czy nawet deszcze opisane są w taki sposób, że czuje się sympatię do tego miesiąca. Ja listopad bardzo lubię i za te jesienne plenery autorzy u mnie zyskali. Inny przykład: profesorowa obserwując zachowania niektórych osób względem rodziców, doszła do refleksji, że bezdzietność to rodzaj błogosławieństwa. Innego dnia, gdy mąż był u krewnych, długo cieszyła się na myśl, że wieczorem, gdy na zewnątrz zimno, ciemno i plucha, ona będzie mogła, zajadając się czekoladkami, cały wieczór czytać książkę. Szczupaczyńska wyłapuje z otoczenia to, co nie jest przeciętnością. Pewnego dnia zobaczyła, jak z dorożki wysiada "mężczyzna niezwykły, jedna z tych postaci, których wyjątkowość rozpoznaje się w mgnieniu oka, zanim jeszcze zdąży cokolwiek powiedzieć, osoba, którą się zapamiętuje i które pozostaje w pamięci zawsze, tak że jeszcze wiele lat po tym, jak znika nam z horyzontu, jesteśmy w stanie opisać ją ze szczegółami. Siedzimy w fotelu nad niezbyt ciekawą książką albo głaszcząc ociężałego, rudego kota, kiedy nagle - z niewiadomej przyczyny - w jednej chwili wraca do nas ciężki, piżmowy zapach tamtej osoby, jej powściągliwy sposób mówienia ..." Szczupaczyńska z bardzo dużą ostrożnością podchodzi do tego, co ludzie mówią, co się powszechnie uważa na czyjś temat i dzięki temu odgaduje rozwiązanie kryminalnej zagadki.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz