
Książka Elisabeth Revol nie wciągnęła mnie w opisywane wydarzenia, na tle innych pozycji literatury górskiej wypada słabo. Pozostawiła po sobie niedosyt. Napisana została bezpośrednio po dramacie na Nanga Parbat z 2018r., wydano ją już w 2019r. Historia wyprawy opowiedziana jest z bardzo subiektywnego punktu widzenia, niezwykle emocjonalnie, odnoszę wrażenie, że książka powstała w odpowiedzi na zarzuty osób, który obwiniały himalaistkę o to, że nie pomogła Tomkowi Mackiewiczowi, będącemu w stanie krytycznym, zejść na dół. Obwiniający Revol pomijali oczywiście fakt, że ona sama była w fatalnym stanie. Główną myślą, przewijającą się przez treść książki jest właśnie tłumaczenie, dlaczego Revol nie mogła pomóc.
W książkach o wyprawach na górskie szczyty z reguły są informacje o górach, o wcześniejszych ekspedycjach, dzięki czemu czytelnik ma szersze spojrzenie. Tutaj tego rodzaju informacje ograniczone są do absolutnego minimum, prawie ich nie ma. Nie ma wzmianek o innych takich wyprawach, jak opisywana, czyli z udziałem paru osób, bez tragarzy, bez jakiegokolwiek wsparcia. Nie wiem, czy jest to częste, czy tego rodzaju wyprawy odnoszą sukcesy.
Nie ma też zbyt wielu refleksji na inne tematy, np. o życiu, czy przyjaźni, czy o innych kwestiach, o których himalaiści przecież muszą myśleć. Te skąpe refleksje, które są, do zbyt głębokich nie należą, generalnie książka to emocjonalny opis faktów. Zaskoczyło mnie nieco, jak mało miejsca autorka poświęciła osobom z zupełnie innej wyprawy, które ją uratowały, czyli Adamowi Bieleckiemu i Denisowi Urubko. Oczywiście jest opisane, jak do niej dotarli, jak jej pomagali zejść, ale zdecydowanie więcej miejsca jest poświęcone temu, jak to ona sama jeszcze przed tym ratunkiem schodziła w dół, jak wiele zawdzięcza zostawionej na zboczu przez inną wyprawę linie poręczowej. Nie podobało mi się też, jak autorka w niektórych miejscach krytycznie opisywała Tomka, stwierdzając m. in., że to przez niego ona znalazła się na Nandze. W ogóle wszystkie krytyczne uwagi o zmarłym przyjacielu były według mnie nie na miejscu.
Niewiele jest kwestii takich, które można zapamiętać. Najciekawsze wydały mi się te fragmenty, gdzie autorka rozprawia się z mitem tego, jak to Tomek był zafiksowany na punkcie Nanga Parbat i jak z idei zdobycia tej góry uczynił sobie cel życia. Otóż w rzeczywistości Tomek faktycznie opowiadał o tym, że ma kontakt z boginią Nangi Parbat, ale chciał zdobywać również i inne szczyty, a nawet wolał zdobywać inne szczyty, tyle tylko że nie miał jak. Na wyprawy pieniądze zbierał w internecie, a gdy jako cel zbiórki wskazywał wyprawę na jakikolwiek inny szczyt niż Nanga Parbat, wpłat nie było. Ludzie wpłacali tylko na jego wyprawy na Nangę. Nie było więc żadnej mistycznej potrzeby zdobycia tego właśnie szczytu, tylko działanie takie wymusiła niejako szara rzeczywistość. Przykuwają też uwagę fragmenty o straszliwym hejcie, jaki spadł na himalaistkę, o totalnej bezwzględności hejtujących i o tym, jak szalenie sytuacja ta była destrukcyjny dla jej psychiki.
3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz