Seria z kotem to jedna z nielicznych serii kryminalnych, w których detektyw, w tym przypadku dziennikarz, jest człowiekiem zadowolonym z życia. Zamiast opisów traum czy nałogów, można śledzić, jakie książki czyta Qwill, jakiej muzyki słucha, jakie przedstawienia teatralne ogląda. A jak wygląda zdaniem Lilian Jackson Braun człowiek szczęśliwy i na czym polega według niej szczęście? Qwill nie zawsze był szczęśliwy, ale odnalazł spełnienie w małej mieścinie, ale nie to jest najważniejsze. Zdaniem niektórych Q „nie ułożył sobie życia”, jest bowiem rozwiedziony i nie ma dzieci, no ale to właśnie t m. in. daje mu szczęście. Ma pasję, która jest pożyteczna dla innych, mianowicie pisanie, on jest zadowolony, a czytelnicy jego felietonów jeszcze bardziej. Mieszka z dwoma kotami, które kocha. Jest pożyteczny też i z tego względu, że założył fundację, której przekazał w zarządzanie majątek, jaki niespodziewanie odziedziczył. I fundacja wspiera ciekawe inicjatywy regionalne. Sam żyje skromnie, to nie pieniądze dały mu spełnienie. Ma partnerkę, z którą mieszkają oddzielnie, ma też przyjaciół. Jest po prostu dobrym człowiekiem, nie idealnym, ale najnormalniej dobrym, bywa niekiedy niemiły i złośliwy, na jego przykładzie doskonale widać, że dobro nie musi być nudne. A do tego jeszcze jest inteligentny. Dzięki niemu ludzie doceniają miejsce, gdzie mieszkają i gdzie niejednokrotnie się urodzili, doceniają zwykłą codzienność. Nie każdy byłby zapewne zadowolony z takiego życia, uniwersalnego przepisu na szczęcie nie ma.
W tym tomie Qwill tą szarą codzienność urozmaica sobie, angażując się w organizację Festiwalu Lodowego, czyli mnóstwa atrakcji zimowych. Do tego jeszcze zaczyna działać Klub Smakoszy, dla miłośników dobrego jadła, serwujących „jedzenie na pocieszenie”. Q w jednym felietonie zastanawia się nad urokami lutego i jego niepowtarzalnością, a w innym rzuca czytelnikom wyzwanie, aby napisali, jakie imiona mają ich koty. Odpowiedzi przychodzi mnóstwo, czytelnik sam może się zasugerować wieloma z nich, np. nazwiska pisarzy , malarzy czy muzyków, nazwy zespołów muzycznych, nawiązania do literatury i masa innych. Odzew na zapytanie o imiona kotów przeszedł najśmielsze oczekiwania. Qwill spośród lektur przypomina sobie „Opowieść wigilijną”, zbliżają się bowiem święta. Czyta zaś Melville`a, w swoim księgozbiorze ma całość jego dzieł i układa je chronologicznie. Fragmenty o tym, co Qwill czyta i w ogóle te o literaturze uwielbiam, chociaż nie zawsze te fascynacje podzielam. Melville`a nie czytałam i nie zamierzam czytać, nie spędzę ani chwili na czytaniu o polowaniu na wieloryba i o zabijaniu. Qwill powieść „Mobby Dick” postrzega zaś jako dzieło o walce dobra ze złem.
Mamy oczywiście też morderstwo, a nawet 2 morderstwa. I jeszcze jest dodatkowy smaczek, bo właśnie w tym tomie opisane są matrymonialne plany dwóch bohaterek. Lynette ma 40 lat, jest jedną z bogatszych kobiet w okolicy i do chwili poznania narzeczonego była „zadeklarowaną starą panną”, która przez 20 ostatnich lat nie miała romansu. Teraz zamierza właśnie wyjść za mąż. A oprócz tego inna znajoma Qwilla, Celia, która dobija do lat 70, zastanawia się co zrobi, gdy oświadczy się jej znajomy, na co się zanosi.
I jest też mały fragment z moją ulubioną bohaterką, Amandą, która pojawia się w scenie, gdy Qwill potrzebuje cudzej opinii o pewnej osobie, opinia powinna być szczera, a mało kto jest i inteligentny i mający zmysł obserwacji i szczery.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz