
Chociaż
klasyk, książka ta była kompletnie mi nieznana i okazało się, że jest zupełnie nie
w moim guście. Słuchało się jej ciężko i nie za wiele się z niej można
dowiedzieć. Teoretycznie powieść jest m.in. o dywanowych nalotach na Drezno i o
zniszczeniu miasta, ale na ten temat jest naprawdę bardzo niewiele. Wydarzenia
nie toczą się chronologicznie, tylko jest sporo retrospekcji i wybiegania w
przyszłość. Billy Pilgrim, główny bohater, uważa, że potrafi podróżować w
czasie i być najpierw w jednym miejscu, a potem uczestniczyć ponownie w wydarzeniu
ze swojego życia sprzed wielu lat, a następnie może przenosić się w przyszłość.
Billy jako jeniec amerykański przeżył bombardowanie Drezna i to plus inne
okropności wojny doprowadziły do tego, że popadł w obłęd. Fakty historyczne
przemieszane są tu z science fiction, część wydarzeń rozgrywa się planecie Tralfamadoria. Z uwagi
na te skoki w czasie w odniesieniu do tej powieści i pisania o niej trudno
mówić o spojlerze, od samego początku niemal wszystko jest już wiadome.
Zamierzenia Vonneguta są bardzo wyraźne, z
punktu widzenia obcej cywilizacji i w ogóle z obiektywnego punktu widzenia
ludzkość dąży do samozniszczenia, ludzie mordują się, najpierw jedne pokolenia coś
przez wiele lat tworzą, potem inne w chwilę te dokonania rujnują i to bez żadnego
ku temu powodu. Billy jako przedstawiciel ludzkości zasługuje na to, aby jako
okaz zostać umieszczony przez Tralfamadorczyków w ich ZOO, co też zostaje
zrealizowane. Nieco później zostaje do ZOO dostarczona porwana z Ziemi kobieta,
Montana, wcześniej grająca w filmach porno. Billy zauważa, że porażające wizje fantastów
piszących książki science fiction, zaczęły okazywać się prawdziwe, np. używanie
wobec Wietnamczyków w czasie wojny wietnamskiej napalmu i palenie ich. Innym
przejawem aberracji luszkości jest powtarzające się w paru miejscach powieści zdjęcie
konia kopulującego z kobietą.
Kompletnie ta książka do mnie nie
przemówiła. Nieco ciekawsze były jedynie fragmenty o życiu jeńców amerykańskich
i angielskich na terenie Niemiec pod koniec wojny. Wbrew wszelkim pozorom wcale
nie było wśród nich jedności i braterstwa, robili sobie nawzajem różne świństwa.
O nalotach na Drezno i inne niemieckie miasta więcej można dowiedzieć się
chociażby z „Aliantów” Zychowicza.
Gdy przeczytam jakąś książkę, pisząc o niej
staram się wspomnieć o tym, co najbardziej utkwiło mi po lekturze w pamięci i
co jest ponadczasowe, np. prawdy o ludzkich charakterach, ludzkich postawach, czy
np. o zjawiskach historycznych itp. Nawet jeżeli książka ma charakter totalnie
rozrywkowy, to można coś w niej znaleźć. W tym przypadku nie mogę zanegować, że książka
jest pacyfistyczna, że jest wartościowa, ale zupełnie do mnie nie przemówiła.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz