Jak zwykle daje o sobie znać bożonarodzeniowa nostalgia za dzieciństwem. Rok temu sięgnęłam po pierwszy tom Emilki, pisałam o nim tutaj. Tegoroczne spotkanie z nastoletnią Emilką ze szkoły średniej nie przypomina w niczym spotkania z dzieckiem. Dziewczyna częściowo z racji dotychczasowych doświadczeń życiowych, a częściowo dzięki wiedzy i pielęgnowaniu zmysłu obserwacji była znacznie mądrzejsza, niż wielu ludzi dorosłych. Jej dawny nauczyciel nawet dziwił się, skąd ona wie o pewnych rzeczach, a bynajmniej nie miał na myśli sfery seksu.
Emilka miała wrodzony zmysł obserwacji ludzkich charakterów i jeszcze nad nim pracowała. Ponieważ jej wielką pasją było pisanie, na potrzeby swojej twórczości studiowała ludzkie charaktery, pisała nawet szkice charakterologiczne. Nad postawami ludzkimi, charakterami, zastanawiała się bardzo często, np. podczas nudnych kazań w kościele. Odnosiła wrażenie, że patrząc na ludzi "w chwilach napięcia potrafi wślizgnąć się w ich dusze i odczytać ukryte pobudki i namiętności, które stanowią, być może, tajemnicę nawet dla owych ludzi". Potrafiła dostrzec w człowieku jego "najistotniejsze cechy".
Raz na jakiś czas Emilka dostrzegała, czy może raczej odczuwała promyk. To jest chyba najtrudniejsza kwestia do opisania tutaj. Bywało to coś w rodzaju nagłego olśnienia, np. pięknem przyrody, uczuciem doskonałości, zespolenia ze światem, czymś jakby stanięciem na ułamek sekundy oko w oko z nieskończonością. Wszystkie sprawy przyziemne, różne troski, nawet urazy do innych ludzi, przestawały mieć wówczas znaczenie. Być może Emilka potrafiła odczuć ten promyk, bo nie żyła w wiecznym pędzie i w poczuciu braku czasu na cokolwiek, bo po prostu miała w sobie radość życia, a nie zniechęcenie.
Ciekawe bardzo było właśnie spojrzenie Emilki na życie. Była w stanie dostrzec piękno w otaczającej ją rzeczywistości, w drzewach czy chmurach. Interesował ją otaczający świat i zwykli ludzie, sąsiedzi czy nauczyciele. Ale nie była tak prosta i jednoznaczna do oceny, jak Ania z Zielonego Wzgórza tej samej autorki. Gdy opisywała w swoim pamiętniku minione właśnie Boże Narodzenie, które spędziła u wuja, narzekała, że ani chwili nie mogła być sama, że przez cały czas czuła się jak kot, którego ktoś trzyma na kolanach wbrew jego woli i mocno, choć łagodnie głaszcze. Poznała wówczas miłą kuzynkę, Jen, z którą "na zawsze pozostanie w pół przyjaźni, nic więcej. Nie mówimy tym samym językiem". Emilka interesowała się historią, ale najbardziej tymi jej aspektami, o których nie było mowy w podręcznikach. Przykładowo zastanawiała się nad tym, o czym myślała Jane Seymour, trzecia żona Henryka VIII, gdy leżała bezsennie, czy myślała o swoich poprzedniczkach, czy była zadowolona z tego, co się z nimi stało, czy może myślała tylko o strojach?
W tym tomie Emilka na okres trzech lat zamieszkała u ciotki Ruth, w Księżycowym Nowiu, gdzie mieszkała dotąd, nie było szkoły średniej. Ciotka była osobą antypatyczną i szalenie apodyktyczną. Nie było więc lekko, ale Emilka miała przy sobie najlepszą przyjaciółkę Ilzę i innych przyjaciół, Perry`ego i Teda. Perypetie szkolne i wszystko to, co działo się dookoła, ma niezaprzeczalny urok. No i do tego wszystkiego dochodzi pisanie Emilki. To właśnie na tym etapie życia zaczęła już wysyłać do gazet swoje wiersze i szkice.
Książkę czyta się świetnie, nie odczuwałam w ogóle tego, że została napisana 100 lat temu, z pewnością jest to też zasługa tłumaczenia. A czytając książkę teraz, jeszcze bardziej delektowałam się lekturą, niż wówczas, gdy czytałam ją po raz pierwszy.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz