Zauważyłam już dawno temu, że najlepsze książki piszą osoby, które nie są umiejscowione w jednej tzw. "bańce", tzn. nie takie które obracają się tylko w jednym środowisku. Ci którzy mają szerszy punkt widzenia często mają w życiorysie takie elementy, które są nietypowe dla określonej społeczności, czymś się wyróżniają, np. mieszkali w innym kraju; wyznają inną religię lub są religijni w środowisku zlaicyzowanym; są innej narodowości; albo przeżyli jakąś traumę, albo zmagają się z jakimś poważnym problemem swoim lub w rodzinie itp. itd. Ludzie tacy są z reguły wrażliwsi, lepiej rozumieją innych i to, co się dzieje dookoła. Czytając czyjś życiorys często już po takiej lekturze można się zorientować, czy opisywany autor będzie widział głębiej i dalej, niż inni.
J. Pasierski robi na mnie wrażenie człowieka bezproblemowego i na dodatek wyłącznie z jednej "bańki" i taka dokładnie jest jego książka, przewidywalna od początku do końca w każdym aspekcie. Nina Warwiłow, policjantka jako "oświecona warszawka" jedzie rozwiązywać zagadkę zaginięcia swojej przyjaciółki do "ciemnych wsioków" w Beskid Niski. Jak się okazuje i co można było z góry przewidzieć, w ciągu tygodnia rozwiązuje wszystkie zagadki, jakie dla miejscowej społeczności pozostawały nierozwiązane nawet i kilkadziesiąt lat. Robi to bez problemu, każdy z kim rozmawia, zdradza jej wszystkie możliwe sekrety. Warwiłow rozgryza każdego, nie wiadomo tylko jak. A. Christie pisała w każdym tomie, jak obserwuje ludzi panna Marple czy Herkules Poirot, na co zwracają uwagę i jak wyciągają wnioski, przez co całość była logiczna.
Pasierski edukuje czytelnika w sposób mocno prostaczy i być może taki właśnie był cel tej książki. Chociaż Warwiłow jest takim super mózgiem, nie ma pojęcia, czym była Akcja Wisła, kim są Łemkowie, nic nie wie o tym, że w czasie I wojny linia frontu przebiegała przez ziemię gorlicką. Muszą jej to tłumaczyć miejscowi, a robią to sposób skrajnie nienaturalny, wygłaszane są takie mini mini wykłady ze słownictwem, którego w mowie potocznej się nie używa, np. nie mówią Ukraińcy czy UPA, ale Ukraińska Powstańcza Armia. Całe szczęście, że Twardoch nie tłumaczył łopatologicznie w "Królestwie" co to było getto i na czym polegała Wielka Akcja Likwidacyjna, a R. Ćwirlej w swoim cyklu retro nie dawał wykładów, co to było np. powstanie wielkopolskie.
Nienaturalne słownictwo występuje w całej książce, na siłę używane są żeńskie końcówki tam, gdzie w mowie potocznej ich się nie używa, np. Warwiłow spotyka się z Łemkinią. Wioska też jest dziwna, nikt nie chodzi do kościoła ani co cerkwi. Życie osobiste zdecydowanej większości bohaterów nie należy do udanego, w przeciwieństwie oczywiście do Warwiłow, myślącej często o swojej "rodzinie patchworkowej".
Opisy charakterów są bardzo słabe, nie znalazłam ani jednej głębszej obserwacji psychologicznej. W zdecydowanej większości książka mnie męczyła i nudziła. Na prawie 11 godzin audiobooka może z godzinę byłam naprawdę zainteresowana treścią, a było to na samym początku. Zadura sposobem czytania podnosi poziom całości i powoduje, że mimo nudnej treści, da się słuchać.
3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz