Gdy zobaczyłam okładkę, trudno było
mi oprzeć się pokusie kupna. Jest to najoryginalniejsza okładka, jaką widziałam
w ostatnich latach. Treść też warta jest uwagi. Rzecz dzieje się w Kłodzku (w
j. niemieckim właśnie Glatz) w 1920 r., gdzie giną przedstawiciele miejscowej
elity. Kłodzka policja nie za bardzo daje sobie radę, został więc przysłany z
pomocą tajemniczy osobnik, najprawdopodobniej mający bliżej nieokreślone związki
z wywiadem.
W tym konkretnym kryminale najciekawszy
wydaje mi się aspekt historyczny. Byłam raz w Kłodzku i jestem zafascynowana
tym miastem, rzuca ono jakiś nieokreślony urok na zwiedzających. Stare Miasto
jest dosłownie powalające z nóg, niezniszczona zabudowa tam liczy kilkaset lat
i to się doczuwa. W 1920r. Kłodzko było częścią Niemiec. Podczas czytania książki
poza bodajże jedną wzmianką w ogóle nie ma mowy o Polsce czy polskości, ludność
jest niemiecka i jest z tego bardzo zadowolona. Nie jest to oczywiście żaden zarzut,
wręcz przeciwnie, myślę że autor oddał doskonale ducha, panującego w miasteczku
100 lat temu. Czyta się więc polski kryminał o mieście niemieckim, z Niemcami,
z niemieckimi nazwami ulic czy placów. Jako osoba pochodząca z Polski
południowo – wschodniej odczuwałam też, że mentalność tamtych ludzi jest inna.
Kiedyś rozmawiałam z żołnierzem, będącym krótko przed emeryturą, który opowiadał
mi o tym, jak to całe życie był przenoszony z miejsca na miejsce i mieszkał w różnych
częściach Polski. Mówił, że widział właśnie różnice w mentalności ludzi z
różnych części kraju, np. na wschodzie byli bardziej gościnni, na zachodzie
bardziej cenili sobie prywatność, np. przychodzenie o kogoś bez zapowiedzi było
niemożliwe. Uważam, że rzeczywiście coś jest na rzeczy, bo właśnie w „Glatzu”
też to dostrzegłam. Takich drobiazgów i tej inności jest cała masa. Przykładowo
boy hotelowy rozpoznał w gościu hotelowym i zarazem prowadzącym śledztwo
kapitana, z którym walczył podczas wojny, ale nie ośmielił mu się tego przypomnieć.
Na wschodzie byłoby to niemożliwe. Jeden z bohaterów zobaczył wspomnianego już kapitana
w łóżku w dość nietypowej sytuacji intymnej, obiecał mu, że nikomu tego nie powie
i dotrzymał słowa. Na wschodzie również nie byłoby to możliwe. Co najmniej
kilka osób zostałoby poinformowanych „w tajemnicy”, osoby te przekazałyby „w tajemnicy” informacje
dalszym znajomym i sytuacja stałby się tajemnicą poliszynela. Podobnie na
wschodzie nie byłoby możliwe, aby ktoś znajomy przybywając do miasta, gdzie
kogoś dobrze zna, zamieszkał w hotelu, byłaby to wręcz obraza. Sytuacji takich
jest cała masa. Dla mnie właśnie to obcowanie z tą innością podczas czytania było
fascynujące. Mam oczywiście świadomość, że wskazane sytuacje i opisy zachowań ludzkich są pewnymi
uogólnieniami, ale jest ich na tyle dużo, że można wyciągnąć właśnie takie
wnioski.
Sama akcja i intryga kryminalna do szczególnie fascynujących nie należą,
przypominają momentami Dana Browna, np. gdy ofiary odnajdywane są w miejscach,
które na mapie miasta tworzą określoną figurę geometryczną i trzeba się zastanowić
jaką, na kogo ona wskazuje itp. Akcja też niestety nie wciąga za bardzo, a psychologia
też nie porywa. Generalnie jednak aspekt historyczny jest świetny. W tle
jeszcze jest twierdza kłodzka, a w miarę postępu wydarzeń jest o niej coraz więcej.
Teraz trudno jest sobie uzmysłowić, że tak małe miasto, jak Kłodzko, mogło kiedyś
być twierdzą. Lektura daje zupełnie inną perspektywę na wiele rzeczy.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz