„Król” bez wątpienia jest wielkim dziełem. Niekiedy bierze się do ręki książkę i już po paru zdaniach wiadome jest, że czyta się grafomańską szmirę. A niekiedy też po paru zdaniach widać, że to jest prawdziwa Literatura. Nie wiem, ile napisanych obecnie książek przetrwa próbę czasu i i ile z nich będzie czytanych za np. 100 lat, ale jestem przekonana, że Twardoch przetrwa. Kiedyś w jednej gazet zobaczyłam tekst o Spitsbergenie, zaczęłam czytać i poraził mnie niebywale piękny styl i język piszącego, był to tekst Twardocha. Tak jak „Lalka”, czy „Zły” są poza wszelkimi innymi walorami, książkami również i o Warszawie, tak samo jest z „Królem”. To opowieść o nieistniejącym mieście, o Warszawie przedwojennej, żydowskiej, głównie z 1937r. Teraz nie tylko nie ma już ludzi z tamtych czasów, nie ma tamtych ulic, placów, domów.
Żydów przedwojennych z reguły się postrzega albo jako majętnych handlarzy, albo jako biedotę, często jako ortodoksów religijnych, no i część jeszcze jako wyjątkowo majętnych, tym razem zaś w roli głównej występują żydowscy gangsterzy, prostytutki, generalnie półświatek, którzy z żydowską religijnością nie mają nic wspólnego. Obserwujemy głównie życie to Jakuba Szapiro, boksera wagi ciężkiej, prawą rękę Kaplicy, trzęsącego tamtym półświatkiem, znanego każdemu i przed którym każdy czuł większy lub mniejszy respekt. Nie brzmi to zbyt zachęcająco do lektury, ale "Ojca chrzestnego" czy "Dawno temu w Ameryce" oglądało przecież i ogląda masa ludzi, nie tylko ci, którzy fascynują się mafią. Szapiro żył niestandardowo, pomiędzy żoną i dziećmi a licznymi kochankami, dla jednej z tych kochanek, Ryfki, kobiety mądrej wielką mądrością życiową, był zaś miłością życia. Książka pokazuje życie niezwykle brutalne, większość postaci była kiedyś dziećmi ulicy, nie ma tu ani ludzi delikatnych, naiwniaków.
Realia zwykłego życia są przedstawione tak, jakby autor żył w tamtych czasach, a nie obecnie. To właśnie w tej książce jest świetnie pokazane, jak to w przedwojennym świecie Polacy i Żydzi żyli tak, jakby to były 2 odrębne światy, w zasadzie nieprzenikające się. Czuje się wręcz narastający w wielu kręgach antysemityzm. Ten antysemityzm jest pokazany fenomenalnie, bo nie polegało to tylko na celowym robieniu komuś przykrości, ale generalnie na sposobie myślenia, z którego najprawdopodobniej wiele osób, tzn. Polaków, nie zdawało sobie w ogóle sprawy i nie nazwałoby tego antysemityzmem. Przykładowo krawiec, chcący mieć klientelę z tzw. wyższej półki, nie powinien obsługiwać Żydów, a jeżeli to robił, to musiała liczyć się z utratą innych klientów. Świadomość tego wszystkiego mieli oczywiście Żydzi i w większości nie utożsamiali się z Polską, traktowali ją jako nie swój kraj, marzyli , aby być u siebie, tzn. w Palestynie, gdzie mogli pracować na wszystkich możliwych stanowiskach, wykonywać dowolny zawód i nie czuli się jako obywatele drugiej kategorii.
Generalnie "Król" porywa akcją, opowieścią o konkretnych ludziach, o miłości czy nawet o przyjaźni. Słowo przyjaźń brzmi dość dziwnie w odniesieniu do osób z półświatka i z reguły nie jest jest chyba zbyt adekwatne, ale było to coś na kształt przyjaźni czy może jeszcze lojalności, czy częściej może pseudo lojalności. Jest to opowieść o kawałku polskiej historii, ale napisana z innej perspektywy, niż zazwyczaj, taki inny punkt widzenia na coś, co pozornie się świetnie już zna. A tak faktycznie się nie zna, bo tak się tylko wydaje, że się zna. Czy zaś tło wydarzeń opisane jest adekwatnie i wiernie? Chyba każdy czytelnik ma swoje zdanie na ten temat, każdy nieco inne. I jest to opowieść o mieście, i miłości do miasta, konkretnie miłości Jakuba Szapiry do Warszawy, ale każdy przecież czuje jakiś sentyment do różnych miejsc, tam gdzie mieszka, czy tam gdzie wypoczywa, czy gdzie się urodził itp. W miejsce Warszawy każdy może mieć przed oczami inne miasto czy wioskę i zrozumie stan umysłu kogoś, kto kocha określone miejsce. Dlaczego je kocha, to już nie ma znaczenia, zresztą i tak nie da się na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie.
Tekst czyta Maciej Stuhr i czyta świetnie. Całość zyskuje na jego interpretacji bardzo mocno. Czyta tak, jakby urodził się w przedwojennych żydowskich slumsach i żył tam całe życie. Ma chyba talent do czytania książek, więcej, właśnie do ich interpretowania tylko głosem, do dziś pamiętam kapitana Nemo w jego wykonaniu.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz