Powieść jest typową, naprawdę bardzo dobrą rozrywką. Nawiązanie w tytule do filmu z Jamesem Bondem faktycznie ma swoje uzasadnienie, bo Reacher jest jakaś wersją Bonda, ale lepszą wersją oczywiście. Jest tak samo niezniszczalny i wiadomo, że przeżyje każdą opresję i zawsze będzie rozwiązywał jakiś problem. Ale jest wrażliwy i nikogo nie traktuje przedmiotowo, działa dla dobra konkretnej osoby, a nie dla interesu państwa, nie znosi gadżetów, nie jeździ samochodem, nie szpanuje, nie śpi w drogich hotelach, wręcz odwrotnie, ubiera się w ubrania z przeceny itp. itd. Ogólnie o Jacku Reacherze i całym cyklu pisałam już sporo, powielanie tego nie ma sensu, skupię się więc na tej konkretnej książce.
Na tle innych książek całego cyklu ta jawi się
jako przeciętna, nie najlepsza i nie najgorsza. Autor przełamał tu konwencję, w
myśl której Reacher jako indywidualista działa
sam albo z dopiero co poznanymi osobami lub z kimś znajomym. Nigdy nie
działa jako przedstawiciel instytucji lub jakiegokolwiek innego tworu,
wyjątkiem była „Ostatnia sprawa”, w której
kończył służbę w wojsku. Tytułowa tajna służba to ochrona wiceprezydenta
USA, do której Reacher został nieformalnie i tymczasowo zaangażowany, a miało
to miejsce w sytuacji, kiedy życie głowy
państwa było zagrożone zamachem. Dokooptował sobie do pomocy bliską znajomą, realizował
swoje pomysły, ale musiał jednak wysłuchiwać tego, co ma do powiedzenia szef
ochrony. Z jednej strony musiał brać pod uwagę stanowisko tego szefa, zgodził
się przecież na taki układ. Nie zgodził się jednak na to, aby być tylko
bezmózgim wykonawcą poleceń, nie po to zresztą został przyjęty. Musiał więc
lawirować, kontrować pomysły szefa, gdy były mało sensowne i jednocześnie starać się przeforsować swoje stanowisko. Ostatecznie
zachował jednak indywidualizm nawet w warunkach niesprzyjających. To idealna
książka szczególnie dla indywidualistów, którzy muszą na co dzień funkcjonować w
takich właśni warunkach.
Czytelnik może sporo dowiedzieć się o
ochronie VIP-ów, zasady pewnie są podobne wszędzie, przynajmniej w teorii. Ale są jeszcze ciekawsze aspekty. Reacher jak
zwykle jest lojalny, bezinteresowny, myśli logicznie, potrafi błyskawicznie
podejmować decyzje. W powieści nie ma ukrytego drugiego czy trzeciego dna, ale jak
zwykle, poza oderwaniem się od codzienności, jest jednak o czym pomyśleć. Reacher
poznaje tu kobietę, która przez parę lat była dziewczyną jego zmarłego brata,
po zerwaniu nie miał już innej, w jej mieszkaniu są rzeczy zmarłego. Chociaż nasz bohater nigdy nie dzielił włosa na czworo i nie roztrząsał przesadnie ani zwykłych
problemów, ani traum, tutaj, w takich
okolicznościach nie mógł uciec od myśli o dawnej relacji z bratem, czy między
nimi nie mogło być lepiej, bliżej itp. Ale jak zwykle u Lee Childa tego typu
refleksje nie są nigdy dominujące, są gdzieś jakby na marginesie, ale nie da
się jednocześnie od nich uciec. Reacher nie ma zwyczaju płakać nad rozlanym
mlekiem i gdy wie, że w konkretnej sprawie nie da się już nic zrobić, gdy wie, że
stało się coś nieodwracalnego, to skupia się na teraźniejszości i nad tym, co
jest do zrobienia tu i teraz, na ludziach, którzy są obok. A taka postawa wcale nie oznacza, że tego zmarłego
nie kochał.
Czytałam, że Lee Child ma już trochę dosyć Reachera,
ale na całe szczęście nie ma zamiaru go uśmiercić. Ma pomysł, aby pisanie cyklu przejął jego młodszy brat. Parę książek napisaliby wspólnie, aby brat
mógł się wciągnąć, a potem będzie już robił to samodzielnie. Co nieco ten brat już
pomagał. Ciekawe, co wyjdzie z tego eksperymentu. Mam pewne obawy, ale może się
uda.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz