Po obejrzeniu tego serialu postanowiłam
wprowadzić do bloga nowy element w postaci pisania o filmach i serialach, nakręconych
na podstawie książek.
Serial Netflixa dał drugie, czy raczej kolejne życie powieści.
"Ania, nie Anna" powstała na motywach powieści L. M. Montgomery, to nie
jest jedynie ekranizacja. Zgodność z książką istnieje jedynie co do
zasadniczych elementów
powieści. I całe szczęście, bo dzięki temu nie jest nudno, a poza tym widać, że
książka inspiruje nadal po ponad stu latach
od daty pierwszego wydania. Zgadza się to, że Ania, sierota, została
przygarnięta, dziś powiedzielibyśmy adoptowana przez rodzeństwo w starszym
wieku: Marylę i Mateusza z wioski Avonlea. W Ani jako podlotku zaczął
podkochiwać się Gilbert, Ania przyjaźniła się z mieszkającą w pobliżu z
rodzicami Dianą. Zgadzają się imiona innych dzieci ze szkoły, jest też pani
Linde i jest ciotka Diany, Józefina.
Reszta jest już wizją reżysera i scenarzysty. Pewne postacie, ich historie są
znacznie bardzie rozbudowane , niż w książce, jest jednak sporo nowych bohaterów pierwszego i drugiego planu.
Generalnie myślą przewodnią serialu jest odwaga w myśleniu i działaniu,
w walce o spełnienie marzeń, w przełamywaniu stereotypów. Ale jest i znacznie większym stopniu
niż pokazane zaangażowanie w sprawy społeczne, w to co dzieje się dookoła,
troska o innych. W serialu, podobne jak w książce, jest stale pokazywane
optymistyczne spojrzenie na świat, umiejętność cieszenia się chwilą, ale mimo
to zdecydowanie bardziej niż książka pokazuje on, że w życiu nie zawsze jest
tylko miło i przyjemnie, że zdarzają się dramaty i sporo jest mniejszych
przykrości. W książce właściwie poza sieroctwem i śmiercią Mateusza długo nie
było innych traumatycznych zdarzeń. Trzy sezony dostępne obecnie kończą się z
chwilą wstąpienia Ani na uniwersytet.
Avonlea w powieści było jakby oderwane od tego, co działo się gdzieś
indziej, tu wręcz przeciwnie. Jeden z bohaterów serialowych, Sebastian, jest czarnoskóry, przybył dopiero do Avonlea i
doświadczał gigantycznej dyskryminacji, konduktor chciał go wyrzucić z pociągu,
lekarz nie chciał go przyjąć itp. Niedaleko Avonlea była wioska indiańska, a rząd
kanadyjski właśnie wpadł na pomysł "cywilizowania" Indian i utworzył
szkoły z internatami dla indiańskich dzieci, gdzie przemocą i groźbami je
wynaradawiano, zmieniono im imiona, uczono na siłę religii. Ania zaprzyjaźniła
się z małą Indianką, która
wylądowała potem właśnie w takiej szkole. Gdy dziewczyna ta mieszkała jeszcze w
swojej wiosce, jej rodzina też doświadczała wiele razy dyskryminacji, wydawało
się, że nie może być gorzej, ale gdy poszła do szkoły, jej życie zamieniło się
w prawdziwe piekło.
Jest wiele scen, w których gloryfikowane jest kształcenie
się, myślenie o samodzielności finansowej. Ideałem młodych dziewczyn nie było
tylko zamążpójście. Pokazana jest rodząca się powoli emancypacja kobiet, dzieje
się to na tle jawnej ich dyskryminacji. I nie chodzi tu o bzdury typu żeńskie
końcówki,
np. czy powinno się mówić
na kobietę wykładowca, czy wykładowczyni. Są sceny, gdy ojciec jednej z
bohaterek musi jej tłumaczyć, że rodzinną firmę przejmie jej brat, chociaż ma
mniejsze zdolności i predyspozycje niż ona, no ale przecież nie może być tak,
że kobieta będzie prowadziła biznes.
Znacznie
bardziej skomplikowane są wszystkie wątki, związane z uczuciami. W powieści Gilbert
jest szaleńczo zakochany w Ani, a ona długo odrzuca jego zaloty, pamiętając jak
nazwał jej włosy marchewką. Tutaj zaakcentowane jest, że Gilbert był ładnym
chłopcem, miał spore powodzenie i interesował się również i innymi dziewczynkami. Nie
było tak, że Ania była pewna jego uczucia. Jest sporo scen pokazujących ludzkie
charaktery. Ania kiedyś, gdy była jeszcze stosunkowo mała, wpadła na pomysł wyswatania kogoś, kto nie miał
małżonka. Była pewna, że to świetny pomysł, bo przecież nie powinno się tak
żyć, samemu. Dowiedziała się, że dawna miłość tego człowieka jest wolna,
wydedukowała, że chętna, co zresztą - to ostatnie - było prawdą, i przystąpiła
do działania. Osoba, na rzecz której
działała, gdy wszystko wyszło na jaw, bardzo się zdenerwowała, miała żal do Ani
o mieszanie się bez pytania o zdanie. Ania usłyszała potem, że powinna dać
ludziom żyć tak, jak chcą, że nie każdy musi żyć tak, jak inni i że gdy ktoś
nie ma małżonka nie zawsze oznacza to, że jest niezadowolony.
Zwrócona
jest uwaga na osoby starsze, które
też mają swoje życie, pani Linde kiedyś na spacerze z Marylą w odległym nieco
mieście, chociaż miała męża, zaczęła zalotnie mrugać do przechodzącego mężczyzny,
to był taki mini flirt. Mężczyzna ukłonił się, a Małgorzata zachęcała Marylę, aby robiła to
samo. Stosunki koleżeńskie przyjacielskie, a nawet i rodzinne też są ukazane
jako bardziej skomplikowane, niż w książce. Dochodzi do kłótni nie tylko
pomiędzy Anią i Dianą , ale i pomiędzy Małgorzatą a Marylą. Starsze panie
przyjaźniły się całe życie, ale też było sporo zgrzytów w ich relacji, np. Małgorzata
dogryzała Maryli, że jest starą panną, sugerowała, że przez to Maryla jest
gorsza od niej. Ale jednocześnie gdy trzeba było pojechać z Marylą do okulisty,
bez wahania pojechała, gdy trzeba było pomóc, pożyczyć pieniądze, była pierwsza,
aby to zrobić.
Serial naprawdę ogląda się bardzo dobrze, odcinki są krótkie, trwają około 40 minut i nigdy
nie wiadomo, co się będzie działo, bo nawet postacie z książki mają nieco inne życie,
niż powieści. Nawet gdy pozornie nic się nie dzieje, to serial jest tak
wyreżyserowany, że można z zapartym tchem oglądać np. odcinek, w którym przed Bożym Narodzeniem
przygotowywane jest przez dzieci przedstawienie teatralne. Serial kręciło kilku
reżyserów,
w zależności od odcinka, ale naprawdę poszło im super.
Świetnie też są oddane realia tamtych czasów. Te pokazane są wiernie.
Przykładowo półmrok,
panujący w domu na Zielonym Wzgórzu
i lampy naftowe, albo błotnista wiejska droga, przez którą po deszczu naprawdę trudno było
przejechać. Albo Maryla wiecznie robiąca coś w kuchni, w tamtych czasach nie
można było przecież kupić w sklepie nawet półproduktów, wszystko robiło się samemu, nawet
piekło się chleb.
Jedyne, do czego można byłoby się przyczepić, to otwarcie twórców jedynie na to, co nowe, na nowe
prądy myślowe, konserwatywny model życia nie powinien był być zignorowany.
Mogłyby być pokazane osoby, które
żyją w rodzinie i dbają o ognisko domowe, są przy tym spełnione. Tak samo
duchowieństwo pokazane jest wyłącznie w krzywym zwierciadle. Pastor to wiejski
idiota o przeraźliwie wąskich horyzontach myślowych, dla którego jedyną dopuszczalną, życiową rolą
kobiety jest rola matki i żony, a jakakolwiek edukacja jest kobietom zbędna.
Zakonnice ze szkoły dla Indian to wyłącznie sadystyczne potwory. Ale lista tych
minusów
nie jest duża.
Trzy sezony dostępne obecnie koczą się z chwilą wstąpienia Ani na
uniwersytet. Chciałabym bardzo, żeby postał IV sezon, czytałam jednak, że jest
to mało realne. Oglądalność wśród
dorosłych nie była dla Netflixa na takim poziomie, jak oczekiwano.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz