W "Polu garncarza" jest wszystko to, co najlepsze może być u Andrea Camilleri. Jest intrygująca akcja, czyli szukanie mordercy nieustalonej ofiary, której poćwiartowane zwłoki znaleziono na tytułowym polu garncarza. Jak to na Sycylii, musi być chociaż w minimalnym zakresie mafia. Otóż zabójstwo zostało dokonane w taki sposób, że sugeruje to właśnie robotę mafii, a konkretnie wewnętrzne porachunki. Pojawia się też femme fatale, na widok której policjanci zaczynają zachowywać się irracjonalnie. Sporo jest mowy o przyjaźni, głównie z innym policjantem z komisariatu, z Mimi. W tym zakresie coś się zaczyna psuć, co dla Montalbano jest straszliwie przykre. Są też jego standardowe problemy związane ze starzeniem się, ale jest też oczywiście delektowanie się życiem, czyli dobre jedzenie, książka, spacery, rozmyślania, pływanie w morzu.
Najciekawszy aspekt książki to przyjaźń. Montalbano nie ma rodziny, ma jedynie narzeczoną, czy może raczej partnerkę życiową, ale też jest to nietypowy związek, bo na odległość, Livia mieszka kilkaset kilometrów dalej. Przyjaciele są więc dla niego czymś takim, jak rodzina. A przyjaciół tych też wielu nie ma, są nimi trzej policjanci z komisariatu i jedna kobieta już spoza branży, Ingrid. Gdy relacja z Mimi zaczęła się wyraźnie zmieniać i to bez żadnego powodu, było to dla komisarza wstrząsem. Oczywiście spędził trochę czasu na przeanalizowaniu sytuacji, rozważeniu, co dalej robić. Najgorsze było to, że zorientował się, że Mimi go zdradził. Montalbano "był człowiekiem zdolnym do zrozumienia wielu rzeczy, których inni nie chcieli lub nie umieli zrozumieć, słabości bardziej i mniej przelotnych, chwil tchórzostwa, braku uprzejmości, kłamstw, niskich pobudek i podłych postępków, działań podyktowanych lenistwem, nudą czy egoizmem, i tak dalej. Jednak nie był w stanie ani zrozumieć, ani przebaczyć zdrady czy złej wiary". W związku z zaistniałą sytuacją zwrócił się do innego prawdziwego przyjaciela, do Ingrid. Nie napiszę, jak sytuacja z Mimi się zakończyła, ale intrygowała mnie nawet bardziej, niż kwestia zabójcy. A rozwiązanie problemu z Mimi naprawdę daje sporo do myślenia.
No i Montalbano jak zwykle nie może pogodzić się z upływającym czasem. Ponieważ zbliżało się Boże Narodzenie i święta, po raz kolejny uzmysłowił sobie, że nie znosi tych świąt i przesyłanych kartek z życzeniami szczęśliwego Nowego Roku. Dla niego każdy kolejny rok okazywał się trochę gorszy od poprzedniego. Ale były to odczucia subiektywne, niechęć do upływającego czasu i lęk przed tym, siedziały w jego głowie. Obiektywnie nie działo się nic, co mogło wskazywać na to, że zawsze kolejny rok był gorszy od poprzedniego. Gdy pojawił się w miejscu, gdzie spędził młodość, sam się zganił: "Czy myślałeś, że te dalekie góry, haust powietrza z dawnych lat mogą ci przywrócić naiwność, niewinność, entuzjazm pierwszych lat pracy w policji? Weź się w garść, spróbuj być poważny, zaakceptować, że to, co straciłeś, straciłeś na zawsze". Ciekawe, czy to nastawienie do upływającego czasu się kiedyś u Montalbano zmieni.
Z potraw, które jada tym razem komisarz, smakowite wydało mi się danie, które nie wymaga wiele przygotowania, a mianowicie talerz czarnych i zielonych oliwek, drugi talerz z serami, których nazwy nic mi nie mówią i wino. Montalbano tak był przejęty sytuacją z Mimi, że nie czytał wiele, ale gdy wyjechał zaledwie na jeden dzień, wiadomo, że spakował do bagażu książkę. Tym razem Camilleri nie wspomniał, jaką.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz