czwartek, 13 sierpnia 2020

Ida Żmiejewska „Warszawianka” – audiobook, czyta Miłogost Reczek

Warszawianka

   Nasi autorzy kryminałów retro mają poważną konkurentkę, ku mojemu zaskoczeniu nieznana mi w ogóle Ida Żmiejewska napisała naprawdę bardzo dobrą książkę. Mało znane Wydawnictwo Skarpa Warszawska zaryzykowało wydanie książki, a ta dostała się do finału Nagrody Wielkiego Kalibru. Powieść sprawdza się na wszystkich polach. Jest szalenie wciągająca. Realia Warszawy ze schyłku XIX wieku oddane są znakomicie. Pierwszym trupem jest znany warszawski adwokat, mąż i ojciec trojga dzieci. Został zastrzelony z nikomu nieznanego powodu. Do tego dołożony jest bardzo delikatnie, nawet bardzo delikatnie  wątek  damsko – męski. Trudno mi powiedzieć, który z tych aspektów jest najlepszy, wszystkie są wyśmienite.  Miłogost Reczek czytał też świetnie, aż dziwne, że do tej pory nie był jakoś specjalnie eksploatowany jako czytający książki.

        Na szczególną uwagę zasługuje właśnie Warszawa i tzw. Kraj Nadwiślański widziane w dużej mierze oczami rosyjskiego policjanta, który dopiero tutaj przybył. Aleksander prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa adwokata. Nie interesował się nigdy historią Polski, został skierowany tutaj do pracy i nie za bardzo może zrozumieć, co się dzieje. Nie wie, dlaczego w teatrze aktorzy nie grają po rosyjsku, nie rozumie, dlaczego w mieście i okolicy jest tak dużo rosyjskiego wojska. Przede wszystkim nie może pojąć, dlaczego miejscowa ludność nienawidzi Rosjan. Gdy poznał starszą córkę zabitego prawnika, Leontynę, zauroczył się nią i z każdym dniem czuł, że pogrąża się coraz bardziej. Dość szybko dowiedział się od znajomej kolegi, Polki, że związek taki nie ma żadnych szans na powodzenie, że Moskale są najgorszymi kandydatami na mężów, a gdyby jakimś cudem doszło do małżeństwa, dziewczyna jest poddana bezwzględnemu ostracyzmowi ze strony całej rodziny i wszystkich znajomych.   

     Warszawa w „Warszawiance” wygląda zupełnie inaczej, niż u Bolesława Prusa. Tutaj akcent został postawiony właśnie na kwestie, związane z sytuacją polityczną i zaborami. Leontyna ma narzeczonego, którzy wraz z kilkunastoma innymi kolegami, nazywanymi towarzyszami, jest aresztowany za działalność socjalistyczną, siedzi w warszawskiej cytadeli  i czeka na proces. A grozi mu albo powieszenie na stokach cytadeli, albo wieloletnie zesłanie na Sybir. Sprawę prowadzą oczywiście Rosjanie i sądzić ją będzie rosyjski sędzia. Większość wydarzeń rozgrywa się w centrum miasta, ale jest pokazana też właśnie cytadela, a nawet i ówczesny dom publiczny. 

     Książkę czyta się, a właściwie słucha, wyjątkowo lekko, ale pod pozorem tej lekkości autorka ukryła naprawdę poważne problemy. Leontyna gdy uzmysłowiła sobie, że też coś czuje do Aleksandra, przeraziła się. Zaczęła też zastanawiać się nad różnymi wariantami sytuacji. Rozważała np., czy można Aleksandrowi przypisywać odpowiedzialność za zło, którego doświadczali Polacy ze strony Rosji. Pozornie sprawa była jasna, o żadnych jego zbrodniach dziewczyna nic nie wiedziała. Ale był jednak częścią systemu. Nasunęły mi się skojarzenia z naszą ustawą tzw. dezubekizacyjną, obniżała ona świadczenia emerytalne każdemu pracownikowi Służby Bezpieczeństwa, bez względu na to, co ten ktoś tam robił. Nie były to jedyne dylematy. Problemem była kwestia wierności pewnym zasadom. Leontyna ewentualny związek z Moskalem, inaczej nikt Rosjan wówczas nie nazywał,  postrzegała w kategoriach zdrady rodziny, przyjaciół, wiary i ojczyzny. Byłaby to też zdrada samej siebie i narzeczonego, Polaka, któremu wcześniej dała słowo. Automatycznie przypominają się antyczne dramaty: jak daleko sięga odpowiedzialność jednostki, czy jednostka może odpowiadać za czyny ogółu;  co jest ważniejsze, uczucie czy wierność wartościom itp. Zasługą autorki jest to, że rozważania te są bardzo umiejętnie wplecione w akcję i absolutnie nie przytłaczają. 

    We wrześniu ma się ukazać druga część "Warszawianki", już na nią czekam. 
5/6 

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz