niedziela, 9 sierpnia 2020

Ewa Winnicka, Cezary Łazarewicz "1968. Czasy nadchodzą nowe"



„1968. Czasy nadchodzą nowe” Ewa Winnicka, Cezary Łazarewicz – recenzja




      Książka ciekawa jest z kilku względów, pomimo tego że opisane wydarzenia są w większości i to przeważającej większości, znane z historii, filmów czy książek.  I tak można dowiedzieć się wielu rzeczy, część można sobie przypomnieć czy uszczegółowić. Ale walorem niezaprzeczalnym jest co innego, otóż wszystkie te wydarzenia są jakby uczłowieczone, dziennikarze rozmawiają bowiem z ludźmi, którzy brali w nich bezpośredni udział. Często w codziennym życiu zastanawiamy się, jak potoczą się określone wypadki, jak będzie wyglądać rzeczywistość za kilka czy kilkadziesiąt lat. A tutaj uczestnicy patrząc wstecz już opowiadają, jak oni widzieli to wszystko te 50 lat wcześniej, a jak to widzą dzisiaj, czy np. są zadowoleni z tego, co się stało, co im dał udział w określonych wypadkach. Wbrew pozorom, jest tu sporo niespodzianek.

     Każdy rozdział opowiada o innym wydarzeniu, są to zarówno wydarzenia głośne na skalę światową, np. protesty studentów u nas i za granicą, kampania antysemicka i masowa emigracja Żydów z Polski, jak i lokalne, np. ucieczka z Polski rodziny z dziećmi na kutrze rybackim do Danii. Są wydarzenia polityczne, ale i kulturalne, np. praca nad filmem „Dziecko Rosemary” R. Polańskiego. Są wydarzenia znaczące, o których pamięta się do dziś, ale i mało ważne, ale obrazujące minione czasy, np. konkurs na polską gminę roku. Z racji objętości przekazywane informacje są mocno skondensowane, ale i tak z wielu tekstów sporo się dowiedziałam. Przykładowo do tej pory nie za bardzo rozumiałam, dlaczego Żydzi zgodzili się w 1968r. na wyjazd z Polski, uważałam, że mogli przeczekać nagonkę. W tekście zaś były właśnie głosy Żydów, była mowa o tym, że większość z nich pamiętała wojnę i wyrzucali sobie, dlaczego przed wojną, gdy był jeszcze czas, nie wyjechali z Polski. Tym razem woleli być ostrożniejsi.

    Kwestie psychologiczne zasługują na szczególną uwagę. Wspomniane jest, jak chociażby potoczyły się losy rodziny, która uciekła z Polski kutrem rybackim. Dania ich przygarnęła i wielu naszych rodaków im zazdrościło i uważało, że trafili oni do raju. Większość tych, co była na tym kutrze, łącznie z dziećmi, okazała się  zadowolona, dzieci jakoś  się potem tam urządziły. Ale nie dla wszystkich wydarzenie to okazało się pozytywne. Z kolei inny rozmówca, który był statystą na planie "Dziecka Rosemary", opowiedział, że do dziś pamięta m. in. jak Mia Farrow dała mu w prezencie mały drobiazg, figurkę słonika. Ona już wtedy była znaną aktorką, a on wręcz odwrotnie, nic ich nie łączyło. To idealny przykład, jak naprawdę drobnym gestem można komuś zrobić wielką przyjemność. 

    Świetnym pomysłem było dołączenie sporej ilości dużych zdjęć, w tym przypadku chociażby dzięki tym zdjęciom lepiej chyba jest przeczytać książkę, niż słuchać audiobooka.
 4/6

    



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz