Mari Jungstedt była dla mnie tą autorką, która gwarantowała, że jej książki czytało się naprawdę dobrze, nie nudziły i wciągały, a do tego mimo braku większej głębi psychologicznej, jednak trzymały pewien poziom. Ten tom jest inny pod względem tego wciągania w akcję. Autorka wplotła w wydarzenia sporo informacji o malarstwie i malarzach szwedzkich. No i nie za bardzo jej to wyszło. Wywody o życiorysach malarzy, chociaż nie są długie i teoretycznie mogłyby być ciekawe, do atrakcyjnych nie należą. Tom traci więc swoje tempo. Ale z drugiej strony można się dowiedzieć czegoś więcej właśnie o sztuce, niż standardowo się kojarzy, ja ze skandynawskich malarzy pamiętałam niestety tylko Strindberga i Muncha. Jungstedt wspomina m. in. Nilsa Dardela, autora tytyłowego "Umierającego dandysa", Andersa Zorna. Jeżeli więc ktoś chciałby zapomnieć o rzeczywistości i wciągnąć sie w akcję, to nie będzie zadowolony, ale jeżeli chciałby z kolei bardziej posmakować lekturę i jeszcze ewentualnie zerknąć w internecie na dzieła malarzy, o których jest mowa, to z pewnością będzie usatysfakcjonowany.
Gigantycznym plusem książki jest opis fascynacji obrazem, właśnie "Umierającym dandysem" Dardela (powyżej) przez jednego z bohaterów. Jest wiele takich sytuacji, gdy ludzie gotowi są wydać sporo pieniędzy na obrazy ich fascynujące, niekoniecznie muszą to być kolekcjonerzy czy znawcy. Może to być i zwykły człowiek, zarabiający grosze i chociaż na jego kieszeń nawet tani obraz sprzedawany gdzieś np. pod barbakanem przez studenta ASP może być za drogi, to niekiedy i tak go kupuje. Tu właśnie ta fascynacja i ta pozorna irracjonalność w zachowaniu ludzi, przeżywających te fascynacje, jest dość dobrze opisana.
W tym tomie zaraz na samym początku, oczywiście na Gotlandii, zostaje zabity właściciel galerii obrazów, Egon. Nieco później dochodzi od włamania do muzeum w Sztokholmie, skąd skradziony zostaje tylko jeden obraz, właśnie "Umierający dandys". I zabójstwo i kradzież się łączą, na miejscu kradzieży złodziej zostawia bowiem rzeźbę z galerii Egona. Wiadomo, że obraz mógł zostać skradziony tylko na zlecenie kolekcjonera. Sprawcy czy sprawców trzeba więc szukać wśród osób, związanych ze sztuką.
Jak zawsze w tym cyklu pojawia się czwórka bohaterów: policjanci Karen i Anders, dziennikarz Johan i matka jego dziecka, Emma. Z racji tego, że życie dziennikarza nie jest ustabilizowane, jego wątek jest zdecydowanie najciekawszy. Potencjał jest też w postaci Karen, o której życiu prywatnym mało wiadomo, a która jest mocno tajemnicza. W tym tomie pozostaje ona jednak nadal swoistego rodzaju sfinksem. Generalnie jednak wszyscy bohaterowie u Junstedt są mało skomplikowani i ten brak głębi psychologicznej jest największym minusem całego cyklu. Są mało skomplikowani w tym sensie, że są przewidywalni, a ich życie wewnętrzne nie należy do szczególnie głębokiego.
Po przeczytaniu już zastanowiłam się nad książkami z dziełami sztuki w tle. Nie mam na myśli albumów malarskich czy książek o malarstwie czy o twórcach. Książki takie mogą być naprawdę świetne, np. "To ja byłem Vermeerem" o największym chyba fałszerzu wszechczasów, o którym pisałam już na blogu. Myślałam o beletrystyce. I trochę tych pozycji mi się przypomniało.
1. "W poszukiwaniu straconego czasu" M. Prousta, w którym występuje fikcyjny malarz Bergotte, jest wiele rozmów o malarstwie, o tworzeniu i o odbiorze dzieł; jest też wielokrotnie powtarzające się nawiązanie do "Widoku Delft" Vermeera.
2. "Szachownica flamandzka" A. Perez - Reverte, w której z kolei mowa jest o obrazie, na którym został zakamuflowany przekaz o morderstwie sprzed kilkuset lat, książkę tą przeczytałam jeszcze przed napisaniem bloga, jest naprawdę fascynująca,
3. "Klub Dumas" również A. Perez - Reverte, który snuje akcję wokół księgi ze średniowiecza, której autora został spalony na stosie,
4. "Kondotier" A. Pereca - pozycja mało znana, ale opowiada o człowieku, którego życie zmieniło się przez obraz sprzed lat, przez jego wymowę,
5. "Szmaragdowa tablica" Carli Montero, jest o Giorgone i jego "Alchemiku", który to obraz w rzeczywistości nie wiadomo, czy w ogóle powstał, ale fragmenty o sztuce czy samym malarzu są naprawdę podane w sposób fascynujący,
6. "Pięć małych świnek" Agaty Christie, w której mowa jest o fikcyjnym malarzu i fikcyjnym obrazie, ale fascynacja obrazami już fikcyjna nie jest i widać, że Królowa Kryminału kochała sztukę, doskonale ją rozumiała i nie umiała się bez niej obejść.
4/6