Jestem fanką kryminałów retro i był to już najwyższy czas, aby po powieści K. Bochusa sięgnąć. Autor, były dziennikarz, zadebiutował jako powieściopisarz w wieku 62 lat i to z sukcesem. Naprawdę warto było zobaczyć, co ma do powiedzenia ktoś, kto udowodnił, że nigdy nie jest za późno.
Książka jest oryginalna i to pod kilkoma względami. Wydarzenia rozgrywają się w okresie dwudziestolecia międzywojennego w Kwidzyniu, w tamtym czasie zwanym Marienwerderem i w Malborku, wówczas Marienburgu. Z racji tego, że tereny te wówczas były niemieckie, powieść napisana jest z punktu widzenia niemieckiego, Niemcami bowiem są główni bohaterowie. I prosty zabieg ten wystarcza do tego, aby inaczej już patrzeć chociażby na Zakon Krzyżacki, utożsamiany u nas jedynie z grabieżami, mordami i bitwą pod Grunwaldem. W książce są bohaterowie, którzy dziejami zakonu się fascynują i dostrzegają w nim to, co u nas jest pomijane, tzn. rzeczywiście ponadprzeciętne walory, w tym erudycję, jak to określił autor "umiejętność podnoszenia się z kolan i przekuwania porażek w zwycięstwa", świetną dyplomację. Zamek w Malborku jest unikalny na skalę światową, a gdyby z kolei w dwudziestoleciu nie doszło do renowacji wielu dzieł sztuki i murów, to nie wiadomo, czy zamek przetrwałby II wojnę. A renowacją zajmowali się przecież Niemcy i zrobili to najlepiej, jak umieli.
Książce towarzyszy aura tajemnicy, zabity zostaje ksiądz, zabójstwo przypomina rytualne, niedługo potem pada drugi trup. W tle z kolei widać jednocześnie, że w siłę rośnie NSDAP i związani z nią ludzie, a w praktyce wygląda to tak, że tępe osiłki podnoszą głowy i chcą rządzić miastem, nie licząc się z nikim i z niczym. Narasta antysemityzm. Na uwagę zasługuje też główny bohater, czyli radca kryminalny Christian Abell. Jest inteligentny, przystojny, błyskotliwy, zna się nie tylko na swojej pracy, ale też i na sztuce, rozszedł się z żoną, a w Kwidzyniu mieszka jego dawna miłość. "Czarny manuskrypt" nie jest na szczęście harlekinem. Radca ma też korzenie polskie po babce. Przy okazji snutej opowieści kryminalnej można dowiedzieć się sporo i o historii zamku w Malborku, a także i o sztuce, np. o Anselmie Feuerbachu. Są również i Polacy, nie zajmują żadnych stanowisk, są dyskryminowaną mniejszością, postrzeganą jako nieroby i złodzieje.
To natomiast, czego mi brakowało podczas czytania, to lekkość stylu, dzięki czemu powieść można wręcz chłonąć. "Manuskrypt" mnie niestety nie wciągnął. Czytałam jakby z boku, a o zapomnieniu o otaczającej rzeczywistości w ogóle nie było mowy. Powieść ta jest jednak pierwszą w dorobku Krzysztofa Bochusa, a następne, w tym również z cyklu z radcą Abellem, czytelnikom podobały się jeszcze bardziej. Myślę więc, że to kwestia wyrobienia się jako powieściopisarza, no i wprawy. Łopatologiczne wywody na temat krzyżaków pasowałyby z kolei bardziej do poręcznika, niż do powieści. Lepiej zdecydowanie byłoby, gdyby te historyczne informacje wplecione zostały w akcję w inny, bardziej przystępny sposób, tak aby nie zaburzało to tempa wydarzeń. Nie najlepiej wypada też psychologia, poza znaną tezą, że natura ludzka jest zdolna do wszystkiego i że od wieków rządzą nią te same prawa, głębszej psychologii tam nie ma.
"Manuskrypt" całkiem nieźle prezentuje się na tle innych kryminałów retro. Niedoścignionym wzorem jest dla mnie Marcin Wroński i jego gorzki cykl z Zygą z akcją osadzoną w dwudziestoleciu międzywojennym, w którym nie ma niczego w rodzaju wykładów historycznych, a wcześniejszej niż akcja wydarzenia, np. wojna z 1920r. są zasygnalizowane np. we wspomnieniach, czy rozmowach. Zasygnalizowane są zaś zaś tak, że naprawdę wiele można się dowiedzieć, a wiedza ta nie jest standardowa. I u Wrońskiego nie ma udziwnień, zabójca zabija w najprosztszy możliwy dla niego sposób, np. dusząc i z reguły z prozaicznych przyczyn, starych jak świat, np. zemsta. Podobne atuty mają kryminały Marka Krajewskiego, również o tym samym okresie. I u Wrońskiego i u Krajewskiego nie ma żadnych stereotypów w opisywaniu postaci, większość bohaterów umyka prostym schematom i nie daje się jednoznacznie zakwalifikować, wszystko jest prawdziwe. Kryminały z kolei Rhys Bowen z akcją osadzoną w Nowym Jorku sprzed 100 lat, są już z innej półki, ale czytają się fenomenalnie. Też nieźle czyta się Akunina i jego cykl z Ernestem Fandorinem, też sprzed 100 lat, chociaż momentami bilsko jest grafomanii. Jakub Szamałek jako archeolog z wykształcenia ze strożytnością też super sobie poradził, jego książki to kopalnia wiedzy. I szczególnie wyróżniłabym w tym zakresie niezrównaną Agatę Christie i jej retro kryminał ze starożytnym Egiptem, istną perełkę pt. "Zakończeniem jest śmierć", w którym idealnie pokazała, że ludzie sprzed tysięcy lat w istocie nie różnili się od nas ani sposobem myślenia, ani uczuciami i targały nimi takie same emocje.
Po kolejny tom K. Bochusa z pewnością jednak sięgnę.
4/6
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz