Pisałam już kilkakrotnie o książkach Lee Childa a Jacku Reacherze jako o świetnej rozrywce z szalenie inteligentnym, błyskotliwym i wyjątkowo sprawnym fizycznie bohaterem. "61 godzin" doskonale mieści się w tym schemacie. W tym tomie opisany jest incydent z dzieciństwa Jacka, który uświadomił wszystkim, że chłopiec jest wyjątkowy. Gdy mieszkał z rodzicami i masą innych dzieci w bazie wojskowej, dzieciom puszczano film z groźnym potworem w roli głównej. Gdy potwór wyłaniał się na ekranie, dzieci piszczały, krzyczały, odsuwały się od ekranu itp. Puszczenie filmu było eksperymentem, seans i reakcje widzów były filmowane. Na filmie z projekcji widać wyraźnie, że tylko Jack od ekranu się nie odsuwał, a co więcej zamachnął się na potwora trzymanym w ręku nożem.
Tym razem dorosły oczywiście Reacher znalazł się w Dakocie Południowej. Temperatura wynosiła tam około minus 30 stopni Celsjusza. Gdy ktoś chciał nawet na chwilę wyjść z samochodu, nie można było zgasić silnika, wiadomo było, że nie odpali. Kiedy z kolei ktoś znalazł się na zewnątrz dłużej niż na parę minut, na twarzy tworzyły się drobne ranki z mrozu, gdy wchodziło się do omieszczenia, wyglądało to tak, jakby twarz pokryta była warstwą krwi.
W Dakocie Reacher natrafił na nietypową sytuację, kiedy to miejscowa policja nie mając dostatecznych środków, musiała chronić starszą kobietę, kluczowego świadka w sprawie handlu narkotykami. Pani ta, emerytowana bibliotekarka, miała mocno wpojone poczucie obowiązku. Mając świadomość, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo, zdecydowała się zeznawać. Twierdziła, że nie ma innego wyjścia. Bardzo ciekawa postać. W wolnych chwilach oczywiście dużo czytała.
W porównaniu do innych tomów z tej serii, "61 godzin" nie wypada najlepiej. O ile Lee Child naprawdę potrafi zaskakiwać, o tyle w tym tomie bardzo szybko zorientowałam się, kto jest tym cynglem, który będzie chciał zabić świadka. I ku mojemu zaskoczeniu Krzysztof Globisz jest w tym przypadku fatalnym lektorem. Słychać było, że czytał tekst po raz pierwszy. Reacher prowadził szereg rozmów telefonicznych z kobietą, która była dowódcą jednostki wojskowej. Była inteligentna, konkretna, a do tego miała zmysłowy głos, który spodobał się Reacherowi. Globisz czytając jej partie, odczytywał je tak, jakby mówiła zidiociała prostytutka, wabiąca klienta lub pracownica, obsługująca sex linię. Dopiero pod koniec książki zrezygnował z tej maniery. Jestem mocno zaskoczona, bo "Paragraf 22" w jego wykonaniu to prawdziwe mistrzostwo.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz