Gdyby
nauczyciele na lekcjach historii mówili o niej w taki sposób, jak
zaprezentowane jest w tej książce, dzieci i młodzież już w szkole
zafascynowałyby się dawnymi dziejami. Lekcje historii często wyglądają w ten
sposób, że omawiany jest przebieg bitew,
warunki różnych traktatów pokojowych, przebieg wojen itp. I właściwie nie za
bardzo wiadomo, jaki jest sens uczenia się czegoś takiego, jaki to ma związek z
współczesnością. Wystarczy, że ktoś przeczyta „Zwrotnice dziejów” i nie będzie
już miał żadnych wątpliwości, czemu nauka historii służy i nie będzie się
zastanawiał, czy taka ma ona sens. A przy okazji będzie się świetnie bawił.
Autorzy wytypowali kilka wydarzeń z naszej
historii, które wywarły gigantyczny wpływ na dalsze losy państwa. Niektóre są
powszechnie znane, np. sprowadzenie do Polski Krzyżaków przez Konrada
Mazowieckiego, czy podział Polski na dzielnice, albo uchwalenie Konstytucji 3
Maja. Inne znane są nieco mniej, np. gdy podczas sejmu elekcyjnego w 1587r. w
odstępie kilku dni wybrano dwóch różnych królów: Zygmunta Wazę i Maksymiliana
Habsburga. Każdemu wydarzeniu poświęcony jest jeden rozdział, gdzie początkowo
opisywane jest samo wydarzenie, jego tło, a potem są rozważania, co by się
stało, gdyby np. nie było Unii między Polską a Litwą, gdyby w 1587r. koronowany
został Habsburg, gdyby w okresie
reformacji rządzący w Polsce zmienił wyznanie itp. W czasie dywagacji, „co
mogłoby się stać, gdyby” zachowany jest pewien realizm, są odwołania do tego,
co np. działo się w innych krajach, chociażby w trakcie rozbicia dzielnicowego,
kiedy to większość państw europejskich też była podzielona, ale nie dotyczyło
to jednak wszystkich. Nawet w przypadku wydarzeń powszechnie znanych autorzy
potrafią ukazać je od takiej strony, że budzą zainteresowanie.
W trakcie lektury widać wyraźnie, jak
szalenie, przez setki lat mszczą się nietrafne decyzje, podjęte nierozważnie, w
pośpiechu, albo z powodu głupoty, niewiedzy, pychy czy krótkowzroczności. Setki
lat ciągną się efekty myślenia stereotypowego, zamkniętego na jakiekolwiek
nowości. Najgorsza w tym wszystkim jest chyba głupota.
Przykładowo Konrad Mazowiecki sprowadził Krzyżaków licząc m. in. na to, że
staną się buforem między Mazowszem a Prusakami czy Litwinami, którzy na to
Mazowsze napadali. Nie zdawał sobie sprawy z tego, czym były wówczas Zakony
Rycerskie, jak światli byli to ludzie, jakie posiadali umiejętności. Nie
rozumiał, że za zakonnikami stoi doświadczenie wypraw krzyżowych. Nie rozumiał
co tak naprawdę oznacza to, że za zakonnikami stoi sam papież. Myślał, że jest
bardzo cwany, że Krzyżaków wykorzysta, że wrobi ich we wspominane walki. A dla
nich był zapewne tylko prowincjonalnym głupkiem i od samego początku widzieli,
kto tutaj kogo przechytrzy. Nie ma sensu przypominać, co działo się potem. Po
jakimś czasie dzięki Krzyżakom postały Prusy. Gdy Zygmunt Stary miał szansę je
dobić, wolał przyjąć hołd. A gdy się
popatrzy na granice II RP na północnym wschodzie widać wyraźnie, kto z nami
sąsiadował i jakie ziemie zajmował. Skutki pomysłu Konrada Mazowieckiego trwały
co najmniej do zakończenia II wojny.
Z kolei działającym w dobrej wierze
reformatorom doby oświecenia brakło chociażby minimum pragmatyzmu i sprytu w
stylu przysłowiowego lisa. Nie byli w stanie sobie wyobrazić, że Rosja
traktując nasz kraj i w teorii i w praktyce jako swojego wasala, nie będzie
mogła przyglądać się bezczynnie zakrojonym na szeroką skalę reformom
ustrojowym. Patrząc z pogardą na przeciwników reform nie wpadli na pomysł, że
może jednak lepiej byłoby zacząć z nimi rozmawiać, chociażby po to, aby
wiedzieć, czego najbardziej nie będą w stanie zaakceptować. Gdyby reformy wprowadzane
były małymi kroczkami, szanse na to, że się podźwigniemy i nie dojdzie do drugiego
i trzeciego rozbioru, byłyby znacznie większe. Tezę tą prezentuje też Paweł Jasienica
w „Rzeczpospolitej Obojga Narodów” i Stanisław Mackiewicz Cat w „Stanisławie
Auguście”. Gdyby nie doszło do drugiego i trzeciego rozbioru przed śmiercią
Katarzyny w 1796r., szanse na przetrwanie byłyby już niemal pewne. Jej syn Paweł
robił wszystko inaczej, niż matka. A potem, gdy pojawił się już Napoleon, nikt
nie zaprzątałby sobie głowy Polską.
Fobia antyniemiecka, jako jeden z kilku
czynników, doprowadziła do tego, że Habsburg nie został królem. A czy na pewno byłoby
to takie złe dla nas? Gdy się przyjrzy wielu krajom pod rządami Habsburgów, wygląda na to, że
raczej wyszło im to na dobre. Albo czy stałoby się coś strasznego, gdybyśmy
jednak zmienili co nieco w kwestiach religijnych w dobie reformacji? Autor sugeruje,
że wystarczyłoby zerwanie z Rzymem i już samo to mogłoby mieć daleko idące
skutki. Nie byłoby nuncjusza papieskiego i nie miałby kto popychać nas w
kierunku wojen z innowiercami. A gdyby król był innowiercą, to w późniejszym
czasie nie byłoby fanatyzmu religijnego na tak wielką skalę.
Najbardziej fascynujące jest to, że książka
budzi emocje, z pewnym alternatywnym przebiegiem zdarzeń można się zgodzić, z
innym nie. Jedyna rzecz, jaką autorzy mogli nieco inaczej przedstawić, to opisy
wydarzeń, które były punktem wyjścia dla dalszych rozważań. O ile dywagacje na
temat alternatywnych losów państwa są arcyciekawe, to poprzedzające je
wprowadzenia już niekoniecznie, są zbyt szczegółowe. Gdyby autorzy skrótowo
przedstawili pewne sytuacje, np. wybór dwóch królów podczas elekcji i skupiliby
się właśni na losach alternatywnych, czytałoby się jeszcze lepiej.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz