niedziela, 27 października 2019

J.R.R. Tolkien "Władca pierścieni. Bractwo pierścienia" tłumaczenie Jerzy Łoziński


    "Władca pierścieni" to jedna z moich ulubionych książek, co kilka lat do niej wracam. Czytałam ją 2 razy, słuchałam też audiobooka, zawsze było to w najsłynniejszym i uchodzącym za najlepsze tłumaczeniu Marii Skibniewskiej. Wydanie "Władcy" z 2017 r. Wydawnictwa ZYSK i S-KA od strony wizualnej jest wyjątkowe. Tom zawiera rysunki Alana Lee, który tworzył je do angielskiego wydania z okazji 100 rocznicy urodzin pisarza. On też jest autorem scenografii do słynnego filmu, do trzeciej części. Książka ma bogaty indeks: pieśni, wierszy, zaklęć; oddzielny indeks osób; kolejny miejsc, i czwarty przedmiotów, pojęć i wydarzeń. Książka ma większe gabaryty, niż standardowa, patrzenie chociażby na mapy jest dużo łatwiejsze. Wydanie zrealizowane przez Porozumienie Wydawców z 2010r., w ramach Kanonu na Koniec Wieku, którym też dysponuję, jest w porównaniu do tego zgrzebne.   

   Wszystko byłoby pięknie, ale... Tłumaczenie jest dla mnie nie do przyjęcia. J. Łoziński spolszczył szereg nazw własnych, w tym określenia osób czy nazw miejsc. Tolkien był językoznawcą, przywiązywał do nazw niesamowite znaczenie. Czytałam jego "Listy", o których pisałam tutaj. W nich również była o tym mowa. Skibniewska napisała do Tolkiena w tej sprawie i kategorycznie odpisał jej, żeby nazw własnych nie tłumaczyć. Te nazwy czy imiona powtarzają się we wszystkich książkach Tolkiena, tworzą własny świat. U Łozińskiego zaś Obieżyświat jest Łazikiem, Buckland stał się Jeleniskiem, Kurhany to Mogilne Kopce, Upiory Kurhanów to Mogilne Upiory, Strażnicy to Czatownicy itp. itd. Tłumaczenie tekstu jest spłycone tak, jakby tłumacz nie zrozumiał rangi dzieła i jego przesłania, tak jakby tłumaczył prostą bajkę dla dzieci, a nie opowieść o walce dobra ze złem, przeznaczeniu, powinności, odwadze, poświęceniu, miłosierdziu, przyjaźni, odpowiedzialności, wytrwałości, zniewoleniu, strachu, zdradzie, sile i o jeszcze wielu, wielu innych kwestiach. Książki w tym tłumaczeniu nie da się czytać. To mniej więcej tak, jakby słuchało się utworu muzycznego średniej jakości i co chwilę był jakiś straszny zgrzyt, jakby np. pękła komuś struna. W połowie tomu kontynuowałam więc już w tłumaczeniu Skibniewskiej. 
 

    Czytając powieść po raz kolejny znowu odkryłam masę nowych rzeczy. Nowych oczywiście pod względem dopiero odkrytych znaczeń i podtekstów. 
 
   Tolkien opowiada o przemijaniu i towarzyszącym temu lękom. O nadchodzeniu tzw. nowych czasów, co do których nie ma pewności, jakie będą. Teraz mówi się o zmianach klimatycznych, o ginięciu gatunków, o dewastowaniu środowiska, o tym, że coraz częściej w różnych rejonach świata w wyborach zwyciężają populiści. Niektórzy wspominają nawet i o zbliżajacym się końcu swiata. Tolkienowi towarzyszyły inne lęki, ale stan ducha był chyba podobny.
      Golum do tej pory kojarzył mi się z osobą opętaną żądzą władzy, przecież nie był w stanie wyzbyć się marzenia o ponownym zdobyciu pierścienia. I rzeczywiscie jest on taką osobą. Ale nie tylko. Na przestrzeni ostatnich kliku lat spotkałam się z osobami, które niesprawiedliwie zostały wyrzucone z pracy. Jest to paradoksalne, ale to poczucie krzywdy te osoby niszczy. Nie są w stanie, chociaż ich sprawy zawodowe jako tako się ułożyły, przestać o tym myśleć. Jedni ubolewaja nad sobą, inni żyją żądzą zemsty. Łączy ich niemożność oderwania się od tego wydarzenia, zaczynają coraz częściej chorować, nie panują już nad tym. Są na swój sposób Golumami. Do czasu ostatniej lektury "Władcy" nie przyszłoby mi do głowy takie porównanie. Ale gdy przeczytałam opisy Goluma, nasunęło się ono samo.  Golumami są też chociażby ludzie w szponach nałogów.
  
      Do tej pory myślałam, że porównania do misji i sytuacji Froda i jego przyjaciół mogą snuć ewentualnie ludzie żyjący w czasach wojny lub innych, przełomowych, gdzie istnieje chociażby zagrożenie życia. Teraz jest dla mnie oczywiste, że różne misje życiowe, większe lub mniejsze, ma każdy i to bez względu na czasy, w których żyje. I każdy może okazać się albo konformistą, albo kimś, kto podejmie wyzwanie bez względu na trudności i zagrożenia.
 
     Można być Tomem Bombadilem, zaszyć się w swoim lesie i w najmniejszym stopniu nie zwracać uwagi na to, co dzieje się dookoła. A można też zaangażować się w coś więcej i patrzeć dalej, niż na czubek własnego nosa. Tolkien wyraźnie wskazuje, że są sprawy ważniejsze, niż nawet rodzina. Sam w Zwierciadle Galadrieli zobaczył, że z jego dziaduniem dzieje się coś złego. Rozpaczał, ale uznał, że misja Froda i jego obowiązki z tym związane są ważniejsze. 
   
   Różne skojarzenia można mnożyć. Ale nie można też zapomnieć o czystej przyjemności, jaką daje ponowne zanurzenie się w świat Śródziemia. To tak, jakby kolejny raz odwiedziło się miejsce, za którym się tęskni i do którego się jeździ regularnie. 
 
powieść 6/6
tłumaczenie 2/6
 
 
 

 

 
  
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz