Ostatni
tom trylogii Jasienicy opowiada o najmroczniejszym okresie w historii Polski
przed rozbiorami, kiedy królowała anarchia i rządzili Sasi. Wspomina oczywiście
o Leszczyńskim, a potem skrupulatnie skupia się czasach St. Augusta
Poniatowskiego i próbach reform. O ile czasy ostatniego króla są znane, o tyle
czasom saskim nie poświęca się wiele miejsca w podręcznikach. Wiadomo, że „Za
króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”
i niewiele więcej. Mnie najbardziej zainteresowały właśnie nasze dzieje za
Sasów. Wszystko opisane jest w niepowtarzalnym stylu, nazwałabym to gawędy. Z tekstu
emanuje subiektywizm, bardzo przekonujący, nie ma nudy. Jasienica miał dar do
trafiania w sedno problemu, znajdowania najważniejszego aspektu opisywanego
wydarzenia. Ujmował każde zagadnienie niezmiernie szeroko. Opisując pewien
okres w dziejach skupiał się na wydarzeniach politycznych, kontekście międzynarodowym,
kwestiach gospodarki ,kultury, roli
kościoła, przyczynach, skutkach, wspominał też o tych jednostkach, które zasłużyły się czymś
szczególnym, czy negatywnym, czy pozytywnym, nie stronił też od nowinek
chociażby damsko-męskich. Oceny Jasienicy niejednokrotnie różnią się od ocen
innych historyków, ale nie zawsze. Co najważniejsze, to wiele jego spostrzeżeń nie
ma charakteru tylko historycznego, ale spokojnie można je zastosować i w
czasach współczesnych. Chociażby zwrócił on uwagę na zależność pomiędzy pozycją
państwa na arenie międzynarodowej, zamożnością obywateli i poziomem ich wykształcenia,
a tolerancją religijną. W czasach świetności, kiedy ludziom żyło się dobrze, innowiercy
nikomu nie przeszkadzali. Nie przeszkadzała wówczas inność, chociażby za Jagiellonów.
Ludzie byli światli i otwarci. Po Jagiellonach w zakresie tolerancji religijnej
było już coraz gorzej, a za Sasów nastąpił wręcz fanatyzm religijny.
Odnośnie
czasów saskich, to poczynania oby królów autor ocenia skrajnie negatywnie pod
każdym względem, natomiast akcentuje, że nie wszystko wówczas wyglądało
tragicznie. To jednak, co było dobre, wynikało wyłącznie z inicjatyw oddolnych,
pojedynczych obywateli czy grup osób i nie miało to żadnego związku z władzą na
jakimkolwiek szczeblu. Kraj był wyniszczony, wplątany w wojnę północną, panowała
anarchia, korupcja była wszechobecna, poczucie państwowości było żadne. Okazało
się jednak, że znalazły się osoby, którym zależało na czymś więcej, niż czubek
własnego nosa i nawet na czymś więcej, niż własna rodzina. Myśleli już o
przyszłych pokoleniach. Mimo beznadziei, trochę wbrew zdrowemu rozsądkowi i
poczuciu, że przecież rozsądne inicjatywy w takich warunkach udać się nie mogą,
jednak podjęli skuteczne działania. To kolejne ze spostrzeżeń, które się nie dezaktualizują.
Jak zauważył Jasienica, ludzie światli, dążący do naprawy państwa, musieli to
robić niejednokrotnie kosztem utraty własnych przywilejów stanowych, czyli pogarszając
własną sytuację. Szkolnictwo w stanie upadku zostało podźwignięte przez
Pijarów. Familia Czartoryskich zaczęła walczyć o zreformowanie ustroju państwa
i m. in. zniesienie liberum weto. Pierwsze wartościowe czasopisma wydawane były
przez osoby prywatne.
Odnośnie upadku państwa i rozbiorów, to Jasienica
zwrócił uwagę na kontekst międzynarodowy, na rewolucję francuską i obawy innych
państw, aby co takiego nie wystąpiło również
w Europie Środkowej. Aczkolwiek stanowczo twierdził, że rozbiory były już przesądzone
z chwilą wyboru pierwszego Sasa na tron, mógł jednak zachować się kadłubek państwa,
złożony z terenów zaanektowanych w czasie III rozbioru. I zachowałby się jego
zdaniem, gdyby nie powstanie kościuszkowskie. Bezsensowny zbrojny zryw skazany
na niepowodzenie przypieczętował tylko agonię.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz