środa, 31 lipca 2019

Igor Brejdygant „Rysa”

Okładka książki Rysa


Ta książka to gigantyczne rozczarowanie. Intryga jest zupełnie niedorzeczna, niemal absurdalna. Prawdopodobieństwo, że coś takiego mogłoby się wydarzyć, jest mniejsze, niż wygrana w totka. Główna bohaterka, policjantka Monika, jest byłą narkomanką, która ma poważne zaburzenia psychiczne. Nie pamięta niemal roku z życiorysu, nie wie, co wtedy robiła. Pracując, nie wie, co robiła 2 dni wcześniej. W czasach współczesnych ściga przestępców, kilkanaście lat wcześniej z przestępcami się zadawała. Prowadzi śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, ale idzie jej to dość ciężko, bo nie wie, co robiła w tych dniach kiedy dokonywano zabójstw. Nie wie, kim tak naprawdę jest. A pewne poszlaki wskazują to, że to właśnie ona mogła być sprawcą.

    O portretach psychologicznych w ogóle mówić nie można. Nie wiadomo , kto kim jest. Znaczna część wydarzeń rozgrywa się w samochodach, kiedy albo ktoś kogoś śledzi, albo ktoś przed kimś ucieka. Jest to mocno nużące. O współczesnej Warszawie nie można w związku z tym wiele się dowiedzieć. Doczytanie książki do końca nie doprowadza do rozwiązania wszystkich zagadek. Akcja urywa się tak, jak odcinek w serialu. Kto będzie ciekawy, będzie musiał dokupić drugą część.

    Najprawdopodobniej akcja miała być metaforą tego, że każdy ma swoją mroczną stronę. Że każdy całe życie odkrywa, kim tak naprawdę jest. Że każdego mogą ścigać demony przeszłości i że od przeszłości tak naprawdę nie da się uciec. Ale napisać o takich problemach można było sensowniej.  

   Jednym z nielicznych plusów książki jest to, że czyta się ją całkiem dobrze, w tym sensie, że akcja, chociaż niedorzeczna, wciąga.  

2/6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz