wtorek, 30 kwietnia 2019

Marek Szymaniak "Urobieni. Reportaże o pracy"



     Autor wpadł na świetny pomysł: reportaże o pracy w różnych miejscach, mimo że wydawałoby się, że każdy ma ten temat zgłębiony, bo albo gdzieś pracuje, albo wiele słyszał od innych. Ujęcie tematu jest wyjątkowo oryginalne, bo chwilami czytałam i czułam się tak, jakby mowa była o Afryce czy Ameryce Południowej. Urbaniak nie tylko spotykał się ze swoimi rozmówcami, przytacza też szersze dane na temat określonego zjawiska , np. gdy mowa jest o małych firmach, podaje za GUSem, ile osób pracuje w takich miejscach. Powołuje się na inne źródła, np. raporty czy inne publikacje. Dzięki tym zabiegom teksty czyta się świetnie, wręcz się je pochłania.  

     Ideału jednak nie ma. Całość psuje w niektórych miejscach ledwie wyczuwalny, w innych nachalny dydaktyzm i lansowanie tezy, że nasz ustrój ekonomiczny  nie jest najlepszy, że podczas przeobrażeń ustrojowych sprzed 30 lat powinniśmy wzorować się na modelu skandynawskim, a nie amerykańskim. No i że państwo powinno bezustannie pomagać najsłabszym. Tezy te nie są rozwinięte, nie jest podane, na czym konkretnie ta pomoc ma polegać, czy ma być to socjal, typu 500 plus, krowa plus, itp., czy opodatkowanie bogatych i jak bogatych. W ostatnim rozdziale jest wywiad z profesorem Andrzejem Szahajem na temat właśnie przeobrażeń ustrojowych, neokapitalizmu itp. Pomysły ustrojowe i oceny obecnej sytuacji ekonomicznej ( data wydania książki to 2018r.) zawarte w tym wywiadzie  wydają się jeszcze bardziej absurdalne, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że profesor jest filozofem. W wywiadzie nawet jest nawiązanie do "chrześcijańskiego socjalizmu". Brak szerszego spojrzenia ze strony  pracodawcy na pewne zjawiska jest mocno wyczuwalny. Rzuca się też w oczy, że wszyscy pracownicy z książki to ludzie pracowici i rzetelni, jako ten zły w przeważającej większości  pokazany jest pracodawca.  

    Odnośnie poszczególnych reportaży, to czasami można odnieść wrażenie, jakby czas się cofnął i znaleźlibyśmy się w fabryce z XIX wieku. Najbardziej przerażający był dla mnie opis pracy przy linii produkcyjnej Toyoty. Pracownik musi, niczym robot,  wykonać ściśle wyliczoną liczbę czynności w ciągu minuty, a gdyby tego nie zrobił, powstałby niedopuszczalny przestój, produkcja stanęłaby. W ciągu dnia są 3 przerwy, wyliczone co do minuty, np. 7 minut i nawet minutowe spóźnienie nie jest możliwe. Przy takim tempie nie ma możliwości nawet napicia się. Klimy przy taśmie nie ma i latem panują tam tropikalne upały. Przerażający i zarazem zabawny z kolei jest opis sprzedaży telefonicznej. Dzięki rozmowie z jednym z pracowników możliwe było opisanie sposobów, przy pomocy których próbuje się nabierać ludzi i wciskać im różne szmelce. Makabryczne już tylko z kolei było ukazanie przykładowego losu pracownika tzw. firmy zewnętrznej. Firma taka współpracuje np. ze sprzątaczkami na zasadzie umowy zlecenia i kieruje te przykładowe sprzątaczki do miejsca, gdzie mają sprzątać. Są więc w pracownikami, ale paradoksalni, nie korzystają z masy uprawnień pracowniczych, np. nie mają urlopów, a ewentualne zwolnienie mogłoby spowodować , że bez żadnych konsekwencji firma mogłaby zrezygnować z ich usług.  To olbrzymia rzesza pracowników. Pozostałe przykłady są równie ciekawe.   

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz