Mimo
że jestem miłośniczką kryminałów retro, nie znałam książek Krajewskiego z Mockiem.
Najbardziej rzuca się w oczy to, że Mock
różni się, przynajmniej na tym etapie jego życia, od innych książkowych detektywów
i policjantów. Jest szalenie ambitny i pracowity, a praca jest jego pasją. Chce
prowadzić śledztwa w poważnych sprawach kryminalnych, co równoznaczne jest ze
robieniem policyjnej kariery. Jest uczciwy, chce wykryć sprawcę bez zwracania uwagi
na to, kim on jest i jakie ma koneksje i bez względu na pogląd przełożonych na
taką postawę. Ale jednocześnie nie może sobie pozwolić na bycie totalnym outsiderem.
Jeżeli jest potrzeba, to potrafi być wobec swoich szefów bardzo miły. Nie ma
nałogów, które mogłyby go zgubić i
zaprzepaścić szanse na tą karierę. Jest w stanie świadomie podporządkować pracy
wszystko i to bez żadnego żalu.
Tło historyczne Krajewski potrafi
odmalować jak mało kto. Nie znam Wrocławia, ale dla osób, które tam mieszkają,
taka książka musi być czymś rewelacyjnym. Nie za bardzo kojarzę kryminały retro
o Warszawie, może coś przegapiłam. O Lublinie sprzed kilkudziesięciu, prawie
stu latach, fenomenalnie pisze Wroński. Krajewski również ma tą umiejętność, że
zwraca uwagę na zjawiska ponadczasowe.
Przykładowo, gdy jeszcze nie wiadomo było, kto faktycznie stoi za powieściową zbrodnią,
już pewne grupy miały plany, aby kogoś w nią wrobić. A kogo na przestrzeni
dziejów często tzw. lud obarcza odpowiedzialnością
za różne mało ciekawe wydarzenia? Żydów i masonów oczywiście. Zwalenie czegoś
na masonów z jednej strony odwraca uwagę od innego środowiska, które ma coś do
ukrycia, a z drugiej może osłabić
pozycję poszczególnych masonów i to nie w loży, ale w społeczeństwie. A gdy z
kolei obarcza się odpowiedzialnością Żydów, to już większość ludzi jest
zadowolona, jest się na kim wyżyć. Brzmi to strasznie, ale taka jest niestety prawda.
Wydarzenia rozgrywają się we Wrocławiu w
1913r. i młody policjant Mock rozpoczyna służbę. Nie godzi się na rolę
podrzędnego pionka w zespole i na własną rękę zaczyna śledztwo w sprawie
zabójstwa czterech młodych chłopców i nieznanego mężczyzny, przebranego w strój
mitologicznego Ikara. Wrocław jest trochę polski, trochę niemiecki, nikt nie
myśli o niepodległości Polski, każdy żyje swoimi sprawami. Zbliżającej wojny
też jeszcze się nie przeczuwa.
Nasunęły mi się porównania do innych
kryminałów retro, do całych serii. Seria Wrońskiego z Zygą, niestety już
zakończona, jest moją ulubioną. Jest bardzo mroczna, ale za to realna aż do
bólu, zarówno pod względem realiów życia, jak i charakterów postaci. Zyga pod wieloma
względami jednak nie przypomina Mocka, wspólna jest chyba tylko ich uczciwość. Ćwirleja
znam tylko jedną pozycję, ale też bardzo ją cenię. Seria z Rhys Bowen z Molly
Murphy , umiejscowiona w Nowym Jorku 100 lat temu, rewelacyjnie odzwierciadla
realia, ale pod względem charakterologicznym jest już pół żartem pół serio. Jest
za to jest dużo lżejsza od tych polskich. Podobnie jest z rosyjskim Akuninem, o ile Rosja 100 lat temu szalenie ciekawi, o tyle Fandorin jest sztucznym
charakterem. Myślę, że chyba aktualny nastrój czytelnika najlepiej może
zadecydować, co na daną chwilę jest najodpowiedniejsze.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz