„Noce i
dnie” to audiobook gigant, 60 godzin słuchania. Nie da się uciec od pytania,
czy warto spędzić te 60 godzin w ten właśnie sposób, czy nie lepiej byłoby
przeczytać w tym czasie coś nowego lub wysłuchać innego tekstu. Miałam szczery
zapał, aby po raz chyba trzeci wgłębić się w lekturę i liczyłam na to, że z racji tego, że tekst jest wspaniały, odkryję w nim znowu
dalsze nieodkryte jeszcze wątki i znaczenia. Ledwo dotrwałam do połowy i spasowałam,
żałując, że trwało to tak długo. Tekst znam jednak dość dobrze i zwyczajnie
jest już nudnawy, a nieznanych rozważań aż tak wiele nie znalazłam. Są fragmenty
tekstu, gdzie np. godzinę zajmuje jedynie opis określonych sytuacji, a
refleksje pojawiają się dopiero potem i to bardzo skąpo. Ktoś, kto powieści nie
czytał, będzie ją z pewnością inaczej odbierał. W moim przypadku był to pomysł
nieco bezsensowny.
Nie ujmując rzeczywiście wielkości
tekstu, trudno było mi przejść do porządku dziennego nad pewnymi elementami. Portret
charakterologiczny Bogumiła jest płyciutki, kocha żonę, pracę na roli, jest uczciwy,
wrażliwy i empatyczny, ale nieco naiwny, walczył w powstaniu jako niemal
jeszcze dziecko. Jest przewidywalny aż do bólu, jak tekturowa postać. Ciężko
znaleźć w tej książce naprawdę ciekawą postać, od której można byłoby coś
czerpać, lub chociażby na tyle oryginalną, aby zapomnieć o niej nie było można.
Wszyscy są dość przeciętni i średnio inteligentni, specjalnie się z niczym ponad
standard nie wychylają. Z życia też nie są specjalnie zadowoleni.
Drażniące jest wyraźne zafascynowanie
socjalizmem autorki. Gdy pojawiła się nauczycielka Maria Hłasko, aż promieniała
swoimi opisami ruchu rewolucyjnego. Podobnie jest z Marcinem, ale tym razem aż
tak daleko nie dotarłam. Przeciwwagi dla tej postawy nie ma. Historia też pokazana
jest jednostronnie, o powstaniu styczniowym i jego bezsensie nie ma żadnego
krytycznego słowa. Krytycznie i jednostronnie za to jest ukazane ziemiaństwo,
m. in. też i z powodu tego, że w powstanie
się nie zaangażowało.
Kobiety też ukazane są niemal wyłącznie w
kontekście polowania na męża i rozmyślania o ukochanych, urojonych lub realnych.
Barbara całe życie rozmyśla o Tolibowskim, który miał ją daleko gdzieś. Nauczycielka
Celina Mroczkówna owszem jeszcze trochę czytała, ale większość czasu marzyła o przysłowiowym
księciu na białym koniu i przebierała się w oczekiwaniu na niego w różne stroje.
Nawet i panna Hłasko opiekując się chorymi w czworakach zaczęła z braku męża
czuć się gorsza od chłopek.
Część opisów
jest zwyczajnie nudna, jak chociażby pensja Agnisi i jej dziecięce przyjaźnie.
A zajmują one naprawdę sporo czasu.
Zofia
Kucówna czyta dość egzaltowanie, bez dystansu do tekstu, np. podczas opisów
pensji Agnisi piszczy jak pensjonarka. Gdy wczuwa się w histerię Barbary i
czyta jej kwestie, momentami jest to trudne do słuchania. Czasem sposób
czytania nie jest w ogóle adekwatny do tekstu. Agnisia np. rozmyśla o tym, że ludzie
jej się nudzą i że z pewnością nawet z najbliższą przyjaciółką szkolną, z którą
bardzo dużo ją łączy, nie będzie w
stanie podtrzymać przyjaźni na dłuższy czas. Kucówna czyta to z
zafascynowaniem, jakby było to coś naprawdę mądrego. Nie jest to moja ulubiona
lektorka, wszystkie audiobooki, jakie czytała, a których słuchałam, czytała
według tej samej maniery.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz