środa, 8 sierpnia 2018

Lee Child „Nocna runda”


    Okładka książki Nocna runda
 Lee Child ma niebywałe umiejętności pisania tak, że można zapomnieć o całym świecie. Poza dawką naprawdę dobrej rozrywki jest jednocześnie w stanie podjąć przy okazji temat poważniejszy, w tym przypadku nawet dramatyczny, ale robi to tak, że zamiast  „dołowania” czytelnika,  wprowadza atmosferę działania i walki o co się tylko w tym przypadku da. Nie wiem, jak on to robi, ale Jack Reacher nie ma prawa się znudzić. Ma w sobie coś, o czym każdy raz na jakiś czas marzy i jest tym, kim każdy chciałby być. Jeśli nie w 100%, to częściowo. I chociaż oczywiste jest, że nie jest możliwe, aby ktoś taki istniał i chociaż wiadomo, że nie może mu się stać coś naprawdę złego, to chce się czytać o nim nadal i nadal.

          W „Nocnej rundzie” Reacher swoją przygodę zawdzięcza zwykłemu współczuciu i ciekawości.  Zauważył bowiem wystawiony do sprzedaży w sklepie sygnet  absolwenta  West Point. Wiedział, że ukończenie uczelni jest szalenie trudne i gdy ktoś już ją skończy, sygnet jest taką pamiątką, której nigdy się nie pozbędzie. Zaczął obawiać się, że właścicielowi mogło stać się coś naprawdę złego. I ruszył tropem sygnetu, tym razem do stanu Wyoming. Gęstość zaludnienia jest tam najniższa w całych Stanach, a przyroda za to piękna, bo z jednej strony równiny, a drugiej Góry Skaliste. Reacher – samotnik, czuł się tam rewelacyjnie.

        Książka zadedykowana jest  żołnierzom, którzy odnieśli rany  w działaniach bojowych. Zostali oni odznaczeni orderem „Purpurowe Serce”. Paradoks tkwi w tym, że odznaczony jest i ten, kto był ledwo draśnięty i ten, kto stał się kaleką. To jest właśnie ten dramatyczny element w powieści. Jak się okazuje, wśród rannych też panuje swoistego rodzaju hierarchia. Wbrew wszelkim pozorom, rany na kończynach są najbardziej pożądane, najstraszniejsze zaś to rany twarzy, u mężczyzn też i krocza. Lee Child nawiązuje też i do rannych w innych, niż współczesne, wojnach. Dość makabryczne jest nawiązanie do I wojny  światowej. Ranni w twarz po powrocie do domów, wychodząc na ulice nakładali na twarz maskę, a w parku mogli siadać tylko na  specjalnie pomalowanych ławkach. Wówczas bez chirurgii plastycznej od strony medycznej naprawdę nic się nie dało już robić. Na samym początku powieści Reacher dowiedział się, kim jest właścicielka sygnetu i że była odznaczona „Purpurowym Sercem”.  Lee Child niczym jego bohater również jest w stanie narażać się określonym środowiskom. W tym tomie zgłębia m. in. w zagadnienie, czy ranni żołnierze otrzymują od państwa taką opiekę, na jaką zasłużyli? Co w ogóle się z nimi dzieje po powrocie do domów, gdy są już cywilami?

            Reacher w tym tomie, jak i w poprzednich  jest błyskotliwy, inteligentny, silny, odważny i wysportowany , bywa i złośliwy i nieprzyjemny, jak tylko jest taka potrzeba. Robi , co chce i mówi też , co chce. Nie ma domu i rodziny, nie ma żadnego majątku. Nie ma żadnych zobowiązań. Idzie z reguły pod prąd wszystkiemu. Jako były żandarm jest solidarny z żołnierzami. Potrafi być i współczujący i bezinteresowny. Żyje jak nomad, przemieszcza się po Ameryce autobusem i tzw. okazją. Jedzie tam, dokąd zmierza pierwszy autobus. Czyż nie jest to pociągająca perspektywa? I czy każdemu chociaż czasami po głowie nie błąka się myśl, że można byłoby wszystko zostawić i iść, gdzie oczy poniosą? Robić tylko to, na co ma się ochotę itp. itd.

4/6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz