Lee Child ma niebywałe umiejętności pisania tak, że można zapomnieć o
całym świecie. Poza dawką naprawdę dobrej rozrywki jest jednocześnie w stanie
podjąć przy okazji temat poważniejszy, w tym przypadku nawet dramatyczny, ale
robi to tak, że zamiast „dołowania”
czytelnika, wprowadza atmosferę działania
i walki o co się tylko w tym przypadku da. Nie wiem, jak on to robi, ale Jack
Reacher nie ma prawa się znudzić. Ma w sobie coś, o czym każdy raz na jakiś
czas marzy i jest tym, kim każdy chciałby być. Jeśli nie w 100%, to częściowo.
I chociaż oczywiste jest, że nie jest możliwe, aby ktoś taki istniał i chociaż
wiadomo, że nie może mu się stać coś naprawdę złego, to chce się czytać o nim
nadal i nadal.
W „Nocnej rundzie” Reacher swoją
przygodę zawdzięcza zwykłemu współczuciu i ciekawości. Zauważył bowiem wystawiony do sprzedaży w
sklepie sygnet absolwenta West Point. Wiedział, że ukończenie uczelni
jest szalenie trudne i gdy ktoś już ją skończy, sygnet jest taką pamiątką,
której nigdy się nie pozbędzie. Zaczął obawiać się, że właścicielowi mogło stać
się coś naprawdę złego. I ruszył tropem sygnetu, tym razem do stanu Wyoming.
Gęstość zaludnienia jest tam najniższa w całych Stanach, a przyroda za to
piękna, bo z jednej strony równiny, a drugiej Góry Skaliste. Reacher –
samotnik, czuł się tam rewelacyjnie.
Książka zadedykowana jest żołnierzom, którzy odnieśli rany w działaniach bojowych. Zostali oni odznaczeni
orderem „Purpurowe Serce”. Paradoks tkwi w tym, że odznaczony jest i ten, kto
był ledwo draśnięty i ten, kto stał się kaleką. To jest właśnie ten dramatyczny
element w powieści. Jak się okazuje, wśród rannych też panuje swoistego rodzaju
hierarchia. Wbrew wszelkim pozorom, rany na kończynach są najbardziej pożądane,
najstraszniejsze zaś to rany twarzy, u mężczyzn też i krocza. Lee Child
nawiązuje też i do rannych w innych, niż współczesne, wojnach. Dość makabryczne
jest nawiązanie do I wojny światowej. Ranni
w twarz po powrocie do domów, wychodząc na ulice nakładali na twarz maskę, a w
parku mogli siadać tylko na specjalnie
pomalowanych ławkach. Wówczas bez chirurgii plastycznej od strony medycznej naprawdę
nic się nie dało już robić. Na samym początku powieści Reacher dowiedział się,
kim jest właścicielka sygnetu i że była odznaczona „Purpurowym Sercem”. Lee Child niczym jego bohater również jest w
stanie narażać się określonym środowiskom. W tym tomie zgłębia m. in. w
zagadnienie, czy ranni żołnierze otrzymują od państwa taką opiekę, na jaką
zasłużyli? Co w ogóle się z nimi dzieje po powrocie do domów, gdy są już
cywilami?
Reacher w tym tomie, jak i w
poprzednich jest błyskotliwy, inteligentny,
silny, odważny i wysportowany , bywa i złośliwy i nieprzyjemny, jak tylko jest
taka potrzeba. Robi , co chce i mówi też , co chce. Nie ma domu i rodziny, nie
ma żadnego majątku. Nie ma żadnych zobowiązań. Idzie z reguły pod prąd
wszystkiemu. Jako były żandarm jest solidarny z żołnierzami. Potrafi być i
współczujący i bezinteresowny. Żyje jak nomad, przemieszcza się po Ameryce
autobusem i tzw. okazją. Jedzie tam, dokąd zmierza pierwszy autobus. Czyż nie
jest to pociągająca perspektywa? I czy każdemu chociaż czasami po głowie nie
błąka się myśl, że można byłoby wszystko zostawić i iść, gdzie oczy poniosą?
Robić tylko to, na co ma się ochotę itp. itd.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz