Książka
warta przypomnienia. Pierwsza połowa, czyli do ujawnienia zagadki, kto i
dlaczego straszy, jest wyśmienita, potem napięcie nieco słabnie. Ale naprawdę
warto. Swego czasu była to klasyka powieści młodzieżowej, a teraz też nie można
jej uznać za zdezaktualizowaną. Po odsłuchaniu „Bezludnej wyspy” i właśnie
„Wakacji z duchami”, nasuwa się refleksja, nie ujmując oczywiście niczego
„Bezludnej wyspie”, że nie musi się wyjeżdżać na koniec świata, aby się dobrze
bawić, wypocząć i przeżyć przygodę. Trzeba
tylko rozejrzeć się dookoła. Gdyby bohaterowie powieści tylko siedzieli nad
jeziorem i opalali się, mogłaby postać powieść o nudzie, a i w to wątpię.
Trzech młodych chłopaków spędzało wakacje w
wiosce, w leśniczówce, u ciotki jednego z nich. Nieoczekiwanie w pobliskim,
zabytkowym, średniowiecznym zamku zaczęło straszyć. I nie były to żadne
przywidzenia, bo duchy widział każdy z mieszkańców, plus turyści. Do tego
jeszcze w okolicy zaczęło kręcić się sporo dziwnych osób. Chłopcy zaobserwowawszy
to wszystko, zaczęli bawi się w detektywów. Potem zgodzili się łaskawie na to,
aby przyłączyła się do nich dziewczyna. Ale zanim do tego doszło, musiała się
mocno wykazać. Dali jej zadanie, aby dowiedziała się, co ma w bagażu kilku
wczasowiczów, którzy nocują na plebani. Obawiam się, że wielu dorosłych miałoby
problem z wywiązaniem się z takiego zlecenia.
Całość mocno trzyma w napięciu i można się
nieźle bawić, czytając czy słuchając. Zabawnie wypada także porównanie, jak
kiedyś wychowywano dzieci, a jak robi się to teraz. W książce trójka naszych
bohaterów jest szalenie samodzielna. Ciotka zapewnia im jedynie wikt i nocleg,
a czas organizują sobie sami. Włóczą się po wiosce, po zamku, nawiązują
znajomości z dorosłymi. Część wyzwań podejmują w grupie, ale cześć w pojedynkę.
Nikt ich nigdzie nie wozi samochodem. Nie napada ich żaden morderca. Gdy
potrzebują pieniędzy, uznają, że najlepiej będzie je samemu zarobić. Nie
wydzwaniają do mamy i do taty, problemy rozwiązują we własnym zakresie. Rodzice
też nie wydzwaniają i nie wypytują, co robili godzinę czy dwie temu. Teraz coś
takiego byłoby absolutnie niemożliwe. Słuchając książki, odnosiłam wrażenie, że
współczesne dzieci są przez rodziców ubezwłasnowolnione.
Nieznany mi Andrzej Szopa czyta tak, że
wzmaga jeszcze zainteresowanie
słuchacza. Szkoda, że nie nagrał większej ilości audiobooków. Ale mam nadzieję,
że tak się stanie. Audiobook jest lekki w odbiorze, świetnie się go słucha. Równie
świetny, a może i jeszcze lepszy jest film pod tym samym tytułem.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz