wtorek, 16 stycznia 2018

Juliusz Verne „Tajemnicza wyspa” – audiobook, czyta Piotr Balazs


Tajemnicza wyspa

 
    Słuchanie „Tajemniczej wyspy” to świetna zabawa. Mimo iż jestem fanką Verne`a, tej właśnie książki nigdy nie czytałam i teraz słuchałam jej z zapartym tchem. Są fragmenty, że słuchając zapomina się o wszystkim dookoła. Otóż pod koniec wojny secesyjnej grupka pięciu mężczyzn z psem wydostała się z terenu Stanów korzystając z balonu. Załamanie pogody i silny wiatr zniosło ich na teren Pacyfiku, gdzie wylądowali na bezludnej wyspie. Verne opisuje, jak się tam urządzali, a z biegiem czasu uświadamiali sobie, że czuwa nad nimi jakaś tajemnicza siła, najprawdopodobniej  człowiek, który im pomaga, a nie chce się ujawniać. Mimo, że autor adresował swe dzieło raczej do młodszych czytelników, bawiłam się doskonale i snułam domysły, kto lub co pomaga rozbitkom i czy aby na pewno jest to coś dobrego. Zagadek jest kilka. Aura tajemniczości towarzyszy stale i rozbitkom i czytelnikowi czy słuchaczowi. No i niemal mrożące krew w żyłach były fragmenty, kiedy kolonistom groziło realne niebezpieczeństwo, np. przybycie piratów.

         Verne przemyca też i inne treści. Całość jest wielkim peanem na cześć ludzkiego rozumu i wiedzy, a także zaradności, solidarności, pracowitości, uporu, umiejętności podejmowania ryzyka. Dzięki Cyrusowi Smithowi, inżynierowi, rozbitkowie zbudowali na wyspie małą cywilizację, łącznie z mini hutą szkła, z telegrafem i in. dobrodziejstwami cywilizacji. Dzięki temu, że byli pracowici i zgodni, mogli razem budować. Verne pokazał, że nie mają większego znaczenia różnice rasowe, czy wynikające z wykształcenia. Jeden z piątki to Murzyn, służący inżyniera, który mocno zżył się z grupą. Gdyby nie przypadkowo nabyte umiejętności medyczne dziennikarza Gedeona Spiletta, jeden z kolonistów niechybnie umarłby. Każda wiedza się przydaje. Verne był też ekologiem, na długo wcześniej, niż pojęcie to zostało wymyślone.  Rozbitkowie szanują przyrodę, zabijają tylko dlatego, że potrzebują żywności, a nie dla zabawy. Troszczą się o psa, udomowili nawet małpę. Szansę na poprawę dostaje nawet były przestępca. No i nie może też zabraknąć człowieka głęboko skrzywdzonego przez los i innych ludzi, nad którym pisarz pochyla się z empatią. Gdyby nie liczne zagrożenia i poczucie niepewności, całymi latami na wyspie trwałaby idylla. Rozbitkowie podejmują też rzucane im wyzwania, potrafią ryzykować, nie nabrali zamiłowania do gnuśnienia. Gdy dowiedzieli się, że na jednej z wysp w pobliżu ( pobliże to prawie doba rejsu) jest rozbitek, nie zawahali się, aby podjąć tam wyprawę.  

     Audiobooka słucha się wyśmienicie. Całość trwa około 20 godzin, tzn. wersja pełna, można się więc w wydarzenia mocno wciągnąć. Artur Balazs jest świetnym narratorem. Zapominałam momentami, że czyta on powieść, tak jakbym niemal była na tej wyspie.

     Powieść bez problemu wytrzymuje porównanie z innymi dziełami tego samego pisarza. Nudzić się nie można. Dla mnie cały czas numerem pierwszym wśród książek Verne`a jest 20 000 mil podmorskiej żeglugi, było ono bardziej dynamiczne i jeszcze bardziej rozpalające wyobraźnię, pisałam o tym dziele tutaj Ale obie te powieści są częścią trylogii, wraz pierwszym tomem „Dziećmi Kapitana Granta”. „Tajemnicza wyspa” domyka całość i rozwiązuje wszystkie zagadki. Każdy z tomów można spokojnie czytać bez znajomości tomów poprzednich. Ale u Verne`a każdy może wybrać, czy pociąga go bardziej wyprawa na księżyc, czy do wnętrza ziemi, czy w głąb oceanu.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz