wtorek, 9 stycznia 2018

Aleksandra Boćkowska „Księżyc z Peweksu. O luksusie w PRL”

 
            

Autorka opowiada o luksusie w PRL, ale bynajmniej nie tylko o luksusie materialnym. To dosyć krzywdzące dla książki utożsamianie jej tylko z opisami tego, czego w PRL brakowało.


     Luksusem było też posiadanie znajomości, bo to właśnie przez różnych znajomych można było pozałatwiać różne rzeczy. Kwestie materialne były w tym przypadku drugorzędne. Ale książka  traktuje ten temat jeszcze szerzej. Luksusem było też pielęgnowanie zanikających przedwojennych obyczajów, np. przez dawne ziemiaństwo. Autorka opisuje też postawy tych, którzy z luksusem nie obcowali, wobec tego luksusu. Bynajmniej nie było to tak, że zawiści nie było, że jest tylko teraz.  Ale można było i żyć bez zazdrości czy zawiści, tworząc własny mikroświat, który rządził się niemal zupełnie innymi prawami, jak np. na Saskiej Kępie. Tam luksus polegający na spotykaniu się w kawiarni i rozmowach o książkach czy muzyce, dostępny był dla każdego chętnego.

    No i można się zastanowić, jak to sugeruje autorka, czy aby na pewno warto było o ten niby to luksus aż tak zabiegać. W przypadku marynarzy chociażby, dzieci wychowywały się bez ojców. A gdy marynarze przyjeżdżali z całą masą rzeczy, żony musiały to potem sprzedawać, zachowywać się jak handlarki, czy im się to podobało, czy nie. Musiały znosić bez sprzeciwu rożne humorki mężów i pucować na wysoki połysk cały dom. Posiadanie domu przecież zobowiązywało. Syn jednego z marynarzy, dorosły już, opowiadał, jak straszny był w domu rygor dbania o czystość podłogi i jak potem, gdy dorósł, aby odreagować, chodził po swoim już domu w zabłoconych butach.   

    Autorka usystematyzowała wiele kwestii, np. pozycje marynarzy czy górników, które to grupy miały pewne bonusy i uchodziły za uprzywilejowane, zresztą słusznie. Opisała straszną sytuację spauperyzowanych koszmarnie byłych ziemian i to, jak dzielnie starali się nie dać zgnoić, dbali o zachowanie kultury w rodzinie, o to, by chociażby w rodzinie była kultywowana godzina ciszy, kiedy to domownicy miel czas dla siebie, na czytanie czy milczenie. Luksusem było już spotykanie się we własnym gronie. Dość  przewrotne były opisane w odrębnym rozdziale enklawy, jak chociażby wspomniana już Saska Kępa, gdzie o powszechnie pożądany luksus, mało kto zabiegał. Tam zabiegano o książki czy dostęp do muzyki. Stworzono sobie luksus własny, zupełnie inaczej rozumiany i taki, który jednak był możliwy do osiągnięcia. Jest też opis przywilejów władz PRL.

    Ciekawe są też spostrzeżenia Al. Boćkowskiej na temat postaw ludzkich. Unika ona moralizowania i nie ujawnia własnych poglądów i chwała jej za to. Ale opisując pewne kwestie zapisuje swoje spostrzeżenia, które dają czytelnikowi wiele do myślenia. Przykładowo  w PRL zabiegano bardzo o znajomości, a najbardziej pożądane były znajomości z osobami, które najwięcej mogły, czyli tymi, którzy byli najbardziej uprzywilejowani, jak chociażby SB-ecy. I o ile wtedy wiele osób zabiegało o kontakty z nimi, o tyle teraz nikt się do tego nie przyznaje. O ile wówczas wiele osób w tamtych warunkach się asymilowało i jakoś urządzało, o tyle teraz każdy twierdzi, że był przeciw.

         W książce są też odniesienia do filmów czy utworów muzycznych. Można poczytać, jaka obsesja panowała na punkcie zegarków i jaki nosił porucznik Borewicz z „07 zgłoś się.” Opisana jest np. restauracja „U Maksima” w Gdyni, o której wspominał Lady Pank. Są też zdjęcia, które w porównaniu do tego, jak żyje się obecnie, robią koszmarne wrażenie.
    
5/6    

 

    

 

       

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz