niedziela, 6 sierpnia 2017

Sławomir Leśniewski „Potop. Czas hańby i sławy. 1665-1660”

Okładka książki Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660
 
  
Rewelacja. Ta pozycja należy do tych książek, które zmieniają naszą świadomość historyczną. Poza miłośnikami historii z reguły każdy ma w pamięci pewne klisze z wiedzą na określony temat,  częściowo zapamiętaną ze szkoły, częściowo zaś z filmów czy z książek, czytanych dużo wcześniej, jak np. „Trylogia” Sienkiewicza. Z biegiem czasu fakty z pamięci się powoli ulatniają, zniekształcają i to, co się pamięta, niekiedy ma już niewiele wspólnego z prawdą. A jeśli do tego wszystkiego pamiętaliśmy różne mity, to w ogóle nasza wiedza na określony temat jest jakaś bzdurą.
     Po przeczytaniu „Potopu. Czasu hańby i sławy” Leśniewskiego uzmysłowiłam sobie, że o opisywanych wydarzeniach tak naprawdę prawie nic nie wiedziałam. Autor wspomniał też o wielu faktach mało dla nas, jako narodu , korzystnych. Wspomnę tutaj tylko w bardzo ogólnym zarysie o tych kwestiach, tych które najbardziej utkwiły mi w pamięci.

       Obrona Jasnej Góry. Do oblężenia nie użyto żadnej ogromnej kolumbryny , a liczba atakujących Szwedów nie była wielka. Klasztor obronił się zaś dzięki sprytowi przeora Kordeckiego. Nie miał on specjalnego talentu żołnierskiego, ale grał na zwłokę, kluczył, stale podejmował negocjacje ze Szwedami na temat rzekomego poddania się . W czasie negocjacji  Szwedzi nie podejmowali żadnych działań oblężniczych, co pozwalało zyskać na czasie. W czasie oblężenia zdecydowanie więcej było dni ciszy i tego negocjowania, niż walki. Negocjacje nigdy nie kończyły się niczym konstruktywnym, chociaż przeor niby „chciał”, aby doszło do ich zakończenia, ale wynajdował rożne preteksty, np. błędy formalne w projekcie dokumentu i inne. Przedłużające się oblężenie nie wpływało pozytywnie na morale Szwedów i Polaków w ich szeregach,  i mimo, że nadeszły do nich posiłki, ostatecznie dali sobie spokój z Jasną Górą.
          Śluby Lwowskie Jana Kazimierza, czyli uroczyste oddanie narodu w opiekę Matki Bożej, połączone z obietnicą poprawy sytuacji chłopstwa i mieszczan. Sienkiewicz opisał je jako coś wyjątkowo wspaniałego. Matejko uwiecznił na obrazie. W rzeczywistości doprowadziły one do zacietrzewienia i fanatyzmu religijnego u katolików, ludzie poczuli się lepsi, niż ci, co byli innego wyznania. Rzeczpospolita od tego momentu przestała być państwem tolerancyjnym religijnie. Z racji tego, że Szwedzi byli protestantami, wzmogła się jeszcze do nich nienawiść. Ale to nie wszystko.  Pojawiła się nienawiść nie tylko do najeźdźców, co jest zrozumiałe, ale i do innowierców, którzy od dawna zamieszkiwali na naszym terytorium i którzy nie mieli z najazdem nic wspólnego. Pojawiła się też ienawiść do wyznawców innych wyznań. Teraz oglądaliśmy nie tak dawno „Wołyń”,  z punktu widzenia ofiar oczywiście. A w tamtym czasie to my urządzaliśmy takie pogromy. Jedną z konsekwencji tego fanatyzmu było wypędzenie Arian. Co oczywiste, poprawa sytuacji chłopstwa czy mieszczan z różnych względów okazała się pustosłowiem.
     Jan Kazimierz w „Potopie” Sienkiewicza również jawił się jako prawy, szlachetny władca. W rzeczywistości był to jeden z najbardziej nieudolnych królów Polski. Szczegóły można poczytać.
       Kwestia sprawności wojska i lojalności Polaków wobec króla. Szwedzi najęli niemal całą Polskę nie dlatego, że byli tacy sprawni, ale głównie z tego względu, że nie napotykali na opór. Ich wojsko było oczywiście bardzo sprawne, nowoczesne, doskonale uzbrojone, ale do pewnego momentu nie można było nawet tego sprawdzić.  Polakom również specjalnie nie przeszkadzało, że Szwedzi zajmują państwo. Znaczna część Polaków walczyła po stronie Szwedów. Wielu naszych rodaków ochoczo podpisywało coś , co przypominało późniejszą volkslistę, czyli deklarację wierności, tylko że Szwedom. Było to robione masowo, koniunkturalnie i dobrowolnie. A to, że ostatecznie udało się ten najazd odeprzeć, wynikało m. in. z tego, że wszystkim obiecano, jakbyśmy dziś to ujęli amnestię, czy grubą kreskę. Gdyby rozpoczęły się rozliczania, kto z kim, po czyjej stronie i dlaczego walczył, nigdy nie doszłoby do uszczuplenia wojska szwedzkiego, do przyjęcia tych ludzi do naszej armii i do  ostatecznego zwycięstwa.
    Nie mogę nie wspomnieć o Ludwice Marii, żonie Jana  Kazimierza, bardzo aktywnej w tamtym czasie. Abstrahując już od realiów historycznych, miała niespotykaną cechę, której każdy mógłby sobie życzyć w każdych okolicznościach i o której warto pamiętać, bez względu na to, jak kto ocenia jej postać. Jak pisze Leśniewski: ”niepowodzenia jej nie załamywały, wręcz przeciwnie, pobudzały do zwiększonej aktywności.” Ona nakłaniała różnych zdrajców do powrotu, obiecywała darowanie kar. Gdy jej małżonek porażony rozwojem sytuacji, miał atak histerii, ona zachowała trzeźwość umysłu. Po lekturze nabrałam ochoty, aby tą postać poznać bliżej.
      Janusz Radziwiłł dzięki Sienkiewiczowi znany jest jako haniebny zdrajca. W rzeczywistości gdy zawarł układ ze Szwedami, zrobił to już po ucieczce naszego króla do Głogówka i w obliczu perspektywy rozszarpania bezbronnej niemal Litwy – jego ojczyzny -  przez Moskwę, Kozaków, Szwecję, Brandenburgię. Uznał, że w danym momencie uznanie protektoratu szwedzkiego pozwoli zaoszczędzić i ludzi i  dziedzictwo materialne Litwy. Uznał, że tego wymaga racja stanu.
     Książka jest fascynująca.
6/6

             
  


                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz