Uwielbiam
i filmy i książki o podróżach w czasie, i w przeszłość i w przyszłość, w
przeszłość chyba nawet bardziej. Co do filmów to rewelacyjne są pod tym
względem komedie „Goście, goście”, „Goście, goście 2”, „Goście w Ameryce” i
wszystkie trzy części „Podróży do przyszłości”.
Jeden z najlepszych to też ”O północy w Paryżu” W. Allena. Warte uwagi
są też „Linia czasu” M. Crichtona , ostatnio w telewizji widziałam ją pod nieco
innym tytułem. Zobaczyć można też „Peggy
Sue wyszła za mąż”. Kojarzę też dla młodzieży „Małgosia contra Małgosia” i
„Godzinę pąsowej róży”, te ostatnie nakręcono na podstawie powieści. Książek
jest jakby mniej, a może ja mam w tym zakresie mniejszą wiedzę, przypominam
sobie „Wehikuł czasu” H. G. Wellsa. Do tej samej niemal kategorii zaliczyłabym
podróż do zupełnie innego wymiaru, innej czasoprzestrzeni w „Opowieściach z
Narnii” C. S. Lewisa . No a teraz
dostaliśmy takie niemal ciepłe bułeczki, czyli kolejną, rewelacyjną podróż w
czasie w powieści „Życie zaczyna się w piątek”.
Rumuńska autorka opisuje 43-latka, Dana
Kretzu, dziennikarza, który żyjąc w XXI
wieku, znalazł się raptem pod koniec XIX wieku w Bukareszcie. Wydarzenia rozgrywają
się na przestrzeni zaledwie kilku dni, rozpoczynają się w piątek 19 grudnia
1897r. , a kończą w środę 31 grudnia tego samego roku. Opowieść snuta jest w tonie nieco refleksyjno
- nostalgicznym ze sporymi elementami humorystycznymi. Otóż bohater książki nie
wiadomo w jaki sposób i w jakim celu przeniósł
się w czasie. Wydarzenia opisywane są z punktu widzenia większej ilości
osób. Kretzu został odnaleziony przez
woźnicę, który widząc, że odnaleziony wygląda dziwnie i zachowuje się
nietypowo, odwiózł go na posterunek policji. A na czym polegał dziwny wygląd?
Otóż nasz bohater nie miał nic na
głowie, żadnego kapelusza, nie miał brody ani wąsów, a najdziwniejsze były jego
buty. Były kolorowe i nie wiadomo jak trzymały się na nogach, nie miały
sznurówek. Dan Kretzu został
przesłuchany przez policjanta Costache, cierpiącego z powodu samotności, a
potem zbadany przez lekarza Margulisa. Z doktorem Margulisem zaprzyjaźnił się
nawet, poznał całą jego rodziną, w tym piękną, nastoletnią córkę Iulię, synka i
żonę. Córka zakochana była w miejscowym kobieciarzu, Alexandru. No i wszystkich
tych ludzi znał mały goniec, Nicu, syn alkoholiczki. Dan Kretzu w chwili, kiedy
znalazł się w innym czasie, nie miał przy sobie żadnych pieniędzy, dodatkowych
ubrań, nie miał gdzie mieszkać.
Z reguły gdy dochodzi do przeniesienia w
czasie , na pierwszym planie jest element przygody, tu jest odwrotnie. Nacisk
położony jest na refleksyjność. Pojawienie się Dana, chociaż nikt nie
przypuszczał, że podróżował w czasie, i tak wzbudziło sensację, ale życie
toczyło się dalej. Gdy czytelnik przygląda się temu życiu, okazuje się, że
wszystko wygląda niemal tak samo, jak teraz, inna jest tylko scenografia. Iulia
podkochuje się w Alexandru, nie wie, czy może liczyć na wzajemność. Alexandru
podkochuje się w Iulii i też nie wie, czy może liczyć na wzajemność. Doktor
Margulis niesie ze sobą dobro, nie powodzi mu się najlepiej pod względem materialnym,
ale pomaga pacjentom na wszystkie możliwe sposoby. Nicu jest roztropny, trochę
cwaniakuje, ale w gruncie rzeczy jest uczciwy. Chciałby, żeby jego matka
przestała pić. Są i ludzie źli. Jest tak, jak i teraz. Ludzka natura mimo
olbrzymiego postępu techniki pozostaje taka sama, taka sama była też zapewne i
kilka czy nawet kilkanaście stuleci wcześniej. Świetnym przykładem na poparcie
tej tezy jest tekst, który dostał do napisania w gazecie Dan, gdy zdobył posadę
dziennikarza, ten sam fach wykonywał zresztą w XXI stuleciu. Otrzymał wyniki
ankiety na temat tego, dlaczego ludzie poszczą w adwencie. Odpowiedzi były
różne np. dla zdrowia, żeby zaoszczędzić, bo taki jest zwyczaj, bo trzeba
sprawić przyjemność innemu domownikowi itp. Tylko jedna osoba wiązała to ze
względami religijnymi. Czy teraz byłoby inaczej? Pewnie nie. Postęp, stroje,
zwyczaje towarzyskie i inne temu podobne kwestie mają drugorzędne znaczenie,
liczy się tak naprawdę dobro, piękno, miłość, przyjaźń, to co ponadczasowe, co
łączy ludzi, mieszkających pod różnymi szerokościami geograficznymi i w różnych
czasach.
Dan cały czas jest trochę zagubiony, ale
łagodny, życzliwy, nieco nieśmiały. Taki był w XXI wieku, taki sam jest po
przeniesieniu w czasie do wieku XIX. A z biegiem dni ludzie coraz mniej się nim
interesują, każdy interesuje się swoimi sprawami. I Dan Kretzu i niektórzy inni
bohaterowie snują raz na jakiś czas refleksje o czasie , Bogu, przeznaczeniu.
Nie są to refleksje porównywalne objętościowo z prozą Prousta, rumuńska książka
nie jest wielka objętościowo, ale refleksje te są naprawdę godne uwagi.
Szczególnie refleksyjna była Iulia, która pisała dziennik.
Fenomenalnie pokazane jest życie w tamtych czasach. Niemal na każdej
stronie są różne elementy z tym
związane, takie smaczki sprzed 100 lat. Zakochani korespondują za sobą przy
pomocy listów, noszonych przez posłańca, Iulia w domu zdejmuje gorset, bo jest
niewygodny, niektórzy lekarze głoszą nawet, że takie obwiązywanie się w talii
jest niezdrowe. Gdy ktoś chce się porządnie umyć, idzie do publicznej łaźni,
gdzie przed niedzielą jest największy tłok.
We Francji powstała gazeta dla kobiet, z samymi tylko kobietami, co było
sensacją. Nawet w Rumunii ekscytowano się procesem Dreyfusa. Szczególnie
ciekawy był wieczór sylwestrowy, gdzie zebrani zabawiali się przewidywaniem
przyszłości. Wróżono np. , czy „Żelazna dama” upadnie, mowa jest o ….. Wieży Eiffla. Niektórym wydawała się koszmarna.
Wszyscy niemal obawiają się, że mogą nadejść ciężkie czasy. Boją się, jak co
roku, że Dunaj wyleje.
Chyba pierwszy raz czytałam literaturę
rumuńską. Zmiana perspektywy jest rewelacyjna. Ku mojemu zaskoczeniu, odnosiłam
wrażenie, że mieliśmy sporo wspólnego z tym państwem. Może nawet i więcej , niż
z Zachodem Europy. W Rumunii też miało miejsce przesadne zachwycanie się
Zachodem. Powstały przykładowo małe przedsiębiorstwa, które sprzedawały
produkty wytwarzane przez młode dziewczyny. Rzadko kiedy je kupowano, bo ludzie
woleli kupować produkty zagraniczne, chociaż wcale nie były lepsze. Były
droższe, ale za to zachodnie i to wystarczało. Społeczeństwo nie było
przesadnie bogate, ale za to chyba nieco bardziej religijne, niż na Zachodzie.
Pod pojęciem religijności rozumiem tutaj uczestnictwo w obrzędach kościelnych.
Można podczas czytania się zastanawiać, czy więcej nas z łączyło z Rumunią, czy
np. z Francją.
Książka
wydana została w nowo powstałej „Serii z Żurawiem” w Wydawnictwie Uniwersytetu
Jagiellońskiego. Seria ta ma promować współczesną literaturę różnych państw,
publikowane mają być książki, które „odniosły ogromny sukces wydawniczy lub
zostały nagrodzone najważniejszymi nagrodami”. No i „Życie zaczyna się w
piątek” otrzymało Nagrodę Literacką Unii Europejskiej w 2013 roku. Ja jestem
zachwycona tą pozycją. Nie zdradzę oczywiście, jak wszystko się skończyło. Ale szkoda mi było
opuszczać XIX – wieczny Bukareszt i żegnać się z lekturą. Poszczególne wątki
powieści mocno wciągały. Inne jeszcze pozycje z tej serii , których jest dwie,
też robią zachęcające do lektury wrażenie.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz