środa, 8 lutego 2017

Ioana Parvulescu „Życie zaczyna się w piątek”




Uwielbiam i filmy i książki o podróżach w czasie, i w przeszłość i w przyszłość, w przeszłość chyba nawet bardziej. Co do filmów to rewelacyjne są pod tym względem komedie „Goście, goście”, „Goście, goście 2”, „Goście w Ameryce” i wszystkie trzy części „Podróży do przyszłości”.  Jeden z najlepszych to też ”O północy w Paryżu” W. Allena. Warte uwagi są też „Linia czasu” M. Crichtona , ostatnio w telewizji widziałam ją pod nieco innym tytułem. Zobaczyć można też  „Peggy Sue wyszła za mąż”. Kojarzę też dla młodzieży „Małgosia contra Małgosia” i „Godzinę pąsowej róży”, te ostatnie nakręcono na podstawie powieści. Książek jest jakby mniej, a może ja mam w tym zakresie mniejszą wiedzę, przypominam sobie „Wehikuł czasu” H. G. Wellsa. Do tej samej niemal kategorii zaliczyłabym podróż do zupełnie innego wymiaru, innej czasoprzestrzeni w „Opowieściach z Narnii”  C. S. Lewisa . No a teraz dostaliśmy takie niemal ciepłe bułeczki, czyli kolejną, rewelacyjną podróż w czasie w powieści „Życie zaczyna się w piątek”.  

       Rumuńska autorka opisuje 43-latka, Dana Kretzu,  dziennikarza, który żyjąc w XXI wieku, znalazł się raptem pod koniec XIX wieku w Bukareszcie. Wydarzenia rozgrywają się na przestrzeni zaledwie kilku dni, rozpoczynają się w piątek 19 grudnia 1897r. , a kończą w środę 31 grudnia tego samego roku.  Opowieść snuta jest w tonie nieco refleksyjno - nostalgicznym ze sporymi elementami humorystycznymi. Otóż bohater książki nie wiadomo w jaki sposób i w jakim celu  przeniósł się w czasie. Wydarzenia opisywane są z punktu widzenia większej ilości osób.  Kretzu został odnaleziony przez woźnicę, który widząc, że odnaleziony wygląda dziwnie i zachowuje się nietypowo, odwiózł go na posterunek policji. A na czym polegał dziwny wygląd? Otóż  nasz bohater nie miał nic na głowie, żadnego kapelusza, nie miał brody ani wąsów, a najdziwniejsze były jego buty. Były kolorowe i nie wiadomo jak trzymały się na nogach, nie miały sznurówek. Dan Kretzu  został przesłuchany przez policjanta Costache, cierpiącego z powodu samotności, a potem zbadany przez lekarza Margulisa. Z doktorem Margulisem zaprzyjaźnił się nawet, poznał całą jego rodziną, w tym piękną, nastoletnią córkę Iulię, synka i żonę. Córka zakochana była w miejscowym kobieciarzu, Alexandru. No i wszystkich tych ludzi znał mały goniec, Nicu, syn alkoholiczki. Dan Kretzu w chwili, kiedy znalazł się w innym czasie, nie miał przy sobie żadnych pieniędzy, dodatkowych ubrań, nie miał gdzie mieszkać.  

     Z reguły gdy dochodzi do przeniesienia w czasie , na pierwszym planie jest element przygody, tu jest odwrotnie. Nacisk położony jest na refleksyjność. Pojawienie się Dana, chociaż nikt nie przypuszczał, że podróżował w czasie, i tak wzbudziło sensację, ale życie toczyło się dalej. Gdy czytelnik przygląda się temu życiu, okazuje się, że wszystko wygląda niemal tak samo, jak teraz, inna jest tylko scenografia. Iulia podkochuje się w Alexandru, nie wie, czy może liczyć na wzajemność. Alexandru podkochuje się w Iulii i też nie wie, czy może liczyć na wzajemność. Doktor Margulis niesie ze sobą dobro, nie powodzi mu się najlepiej pod względem materialnym, ale pomaga pacjentom na wszystkie możliwe sposoby. Nicu jest roztropny, trochę cwaniakuje, ale w gruncie rzeczy jest uczciwy. Chciałby, żeby jego matka przestała pić. Są i ludzie źli. Jest tak, jak i teraz. Ludzka natura mimo olbrzymiego postępu techniki pozostaje taka sama, taka sama była też zapewne i kilka czy nawet kilkanaście stuleci wcześniej. Świetnym przykładem na poparcie tej tezy jest tekst, który dostał do napisania w gazecie Dan, gdy zdobył posadę dziennikarza, ten sam fach wykonywał zresztą w XXI stuleciu. Otrzymał wyniki ankiety na temat tego, dlaczego ludzie poszczą w adwencie. Odpowiedzi były różne np. dla zdrowia, żeby zaoszczędzić, bo taki jest zwyczaj, bo trzeba sprawić przyjemność innemu domownikowi itp. Tylko jedna osoba wiązała to ze względami religijnymi. Czy teraz byłoby inaczej? Pewnie nie. Postęp, stroje, zwyczaje towarzyskie i inne temu podobne kwestie mają drugorzędne znaczenie, liczy się tak naprawdę dobro, piękno, miłość, przyjaźń, to co ponadczasowe, co łączy ludzi, mieszkających pod różnymi szerokościami geograficznymi i w różnych czasach.  

       Dan cały czas jest trochę zagubiony, ale łagodny, życzliwy, nieco nieśmiały. Taki był w XXI wieku, taki sam jest po przeniesieniu w czasie do wieku XIX. A z biegiem dni ludzie coraz mniej się nim interesują, każdy interesuje się swoimi sprawami. I Dan Kretzu i niektórzy inni bohaterowie snują raz na jakiś czas refleksje o czasie , Bogu, przeznaczeniu. Nie są to refleksje porównywalne objętościowo z prozą Prousta, rumuńska książka nie jest wielka objętościowo, ale refleksje te są naprawdę godne uwagi. Szczególnie refleksyjna była Iulia, która pisała dziennik.

     Fenomenalnie pokazane jest  życie w tamtych czasach. Niemal na każdej stronie są różne elementy  z tym związane, takie smaczki sprzed 100 lat. Zakochani korespondują za sobą przy pomocy listów, noszonych przez posłańca, Iulia w domu zdejmuje gorset, bo jest niewygodny, niektórzy lekarze głoszą nawet, że takie obwiązywanie się w talii jest niezdrowe. Gdy ktoś chce się porządnie umyć, idzie do publicznej łaźni, gdzie przed niedzielą jest największy tłok.  We Francji powstała gazeta dla kobiet, z samymi tylko kobietami, co było sensacją. Nawet w Rumunii ekscytowano się procesem Dreyfusa. Szczególnie ciekawy był wieczór sylwestrowy, gdzie zebrani zabawiali się przewidywaniem przyszłości. Wróżono np. , czy „Żelazna dama” upadnie, mowa jest o  ….. Wieży Eiffla. Niektórym wydawała się koszmarna. Wszyscy niemal obawiają się, że mogą nadejść ciężkie czasy. Boją się, jak co roku, że Dunaj wyleje.

      Chyba pierwszy raz czytałam literaturę rumuńską. Zmiana perspektywy jest rewelacyjna. Ku mojemu zaskoczeniu, odnosiłam wrażenie, że mieliśmy sporo wspólnego z tym państwem. Może nawet i więcej , niż z Zachodem Europy. W Rumunii też miało miejsce przesadne zachwycanie się Zachodem. Powstały przykładowo małe przedsiębiorstwa, które sprzedawały produkty wytwarzane przez młode dziewczyny. Rzadko kiedy je kupowano, bo ludzie woleli kupować produkty zagraniczne, chociaż wcale nie były lepsze. Były droższe, ale za to zachodnie i to wystarczało. Społeczeństwo nie było przesadnie bogate, ale za to chyba nieco bardziej religijne, niż na Zachodzie. Pod pojęciem religijności rozumiem tutaj uczestnictwo w obrzędach kościelnych. Można podczas czytania się zastanawiać, czy więcej nas z łączyło z Rumunią, czy np. z Francją.

        Książka wydana została w nowo powstałej „Serii z Żurawiem” w Wydawnictwie Uniwersytetu Jagiellońskiego. Seria ta ma promować współczesną literaturę różnych państw, publikowane mają być książki, które „odniosły ogromny sukces wydawniczy lub zostały nagrodzone najważniejszymi nagrodami”. No i „Życie zaczyna się w piątek” otrzymało Nagrodę Literacką Unii Europejskiej w 2013 roku. Ja jestem zachwycona tą pozycją. Nie zdradzę oczywiście, jak  wszystko się skończyło. Ale szkoda mi było opuszczać XIX – wieczny Bukareszt i żegnać się z lekturą. Poszczególne wątki powieści mocno wciągały. Inne jeszcze pozycje z tej serii , których jest dwie, też robią zachęcające do lektury wrażenie.

5/6

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz