Filmy
Hitchcocka od zawsze mnie fascynują. Dla mnie się nie starzeją. Cały czas
odczuwam przy nich i strach i dreszczyk
emocji. Zaczęło się od „Rebeki” i obrazu pałacu, spowitego mgłą, gdzie niewidoczna
i nieznana jeszcze bohaterka mówi słowa, od których rozpoczyna się książka Daphne de Maurier „Śniło mi się tej nocy, że
znowu byłam w Manderley”. Potem były „Ptaki”, podczas oglądania których
autentycznie się bałam i siedziałam przed telewizorem niczym skamieniała. Wywiad
– rzekę z Hitchcockiem musiałam więc kupić, nie jest to nowość , ale dopiero
nie tak dawno dowiedziałam się, że coś takiego powstało.
Hitchcock/Truffaut to zarówno
tytuł, jak też i autorzy książki. To wywiad – rzeka, jaką w 1966r. z Alfredem
Hitchcockiem przeprowadził krytyk filmowy Francois Truffaut. W 1983 ukazało się
wydanie rozszerzone. Wydanie polskie, które czytałam, pochodzi z 2005r. Ten
wywiad dość mocno różni się od większości współczesnych wywiadów , gdzie twórcy
pytani są głównie o to, czy wolą zupę pomidorową, czy ogórkową, gdzie spędzają
wakacje, lub jak wygląda ich pożycie z kolejną żoną, albo o temu podobne bzdury.
W rozmowie z Hitchcockiem dziennikarz nie tylko pyta reżysera o filmy, ale sam
ma też o nich gigantyczną wiedzę.
Rozmawia dwóch fachowców i to jest absolutnie wyjątkowe.
Rozmówcy dyskutują o filmach
Hitchcocka w porządku chronologicznym,
mówią o tworzeniu danego filmu, aktorach czy ciekawostkach, związanych czy z
filmem czy z kręceniem. Początkowo czytałam wszystko po kolei, szybko
zorientowałam się jednak, że nie ma to większego sensu, bo nieznane mi filmy
zlewały się w jedną całość. Mniej więcej od 150 strony skupiłam się więc na czytaniu
o tych filmach , które znałam, resztę przejrzałam. Na końcu książki jest jeszcze coś w rodzaju
deseru, a mianowicie filmobiografia, czyli również chronologiczne wyliczenie
wszystkich filmów wraz z nazwiskami scenarzysty, kompozytora, autora zdjęć,
danych o pierwowzorze literackim i aktorach.
Jest kilka filmów Hitchcocka, które
oglądałam kilka razy, nie spodziewałam się więc rewelacji czy newsów na ich
temat, ale ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, po przeczytaniu pewnych
fragmentów, zrozumiałam je jeszcze lepiej. Chociażby dotyczy to wspomnianej „Rebeki”,
którą kilkakrotnie oglądałam , czytałam też książkę, jest jedną z moich
ulubionych, pisałam o niej tutaj. W
wywiadzie pada stwierdzenie, że film ten kojarzy się z baśnią , z ideą baśni,
posiadłość Manderley pokazywana jest jakby była magiczna, spowita w mgłach,
przy dźwiękach nastrojowej muzyki. Na coś takiego nie wpadłam, ale nie
wykluczam, że może podświadomie wyczuwałam. Można się zastanowić , dlaczego
podoba nam się właśnie film baśniowy, co nas do niego ciągnie. Można w ten
sposób więcej dowiedzieć się o samym sobie.
Ku jeszcze większemu mojemu zaskoczeniu
reżyser pod względem zmysłu obserwacyjnego i znajomości psychologii, zaczął
kojarzyć mi się z moim ulubionym pisarzem, Javierem Mariasem. Marias fenomenalnie
opisuje zachowania ludzi i absolutnie żaden szczegół nie umyka jego uwadze i z
każdego wyciąga on określone wnioski. Hitchcock robi to samo przy pomocy
kamery. Większość ludzi z różnych
powodów nie potrafi obserwować i wczuwać się w emocje innych osób, nie
zauważamy często, że ktoś jest szczęśliwy, że inny czymś się martwi itp. Jesteśmy
zabiegani, zmęczeni, skupieni na sobie i na swoich sprawach. Wiele szczegółów z
zachowania innych osób nam umyka. A u Hitchcocka jest odwrotnie, kamerze nie
umyka nic. Przykładowo w jednym z filmów
jest scena, w trakcie której młoda
dziewczyna je z rodzicami obiad . Kobieta w trakcie obiadu spogląda na leżący
na stole nóż. Standardowo w normalnym dniu podczas jedzenia obiadu domownicy
patrzą w talerz, w telewizor, czytają gazetę, rozmawiają z dziećmi, raczej mało
realne jest, aby ktoś zauważył takie spojrzenie. Podczas oglądania filmu widz
dzięki kamerze, która zbliżyła to spojrzenie, wie, że dziewczynie nóż na stole kojarzy się z
nożem, którym zabiła wcześniej swojego chłopaka.
Dzięki książce można nie tylko lepiej
zrozumieć filmy Hitchcocka, ale też i inne filmy. Reżyser wspomina np. o
różnych symbolach, jakich użył, a na które też mało kto zwróciłby uwagę. W „Ringu”
chociażby jest scena bankietu, podczas którego rozlewany jest szampan. I jest zbliżenie
na ulatniające się bąbelki. I wówczas to okazuje się, że kobieta, za którą
wnoszony jest toast, jest nieobecna, okazało się, że ulotniła się z innym
mężczyzną.
Można też zorientować się, dlaczego te
filmy tak dobrze się ogląda. Przykładowo
reżyser ma zwyczaj, aby w scenach, szczególnie początkowych, z określonym bohaterem,
pokazywać przedmioty, które jednoznacznie kojarzą się z zawodem, wykonywanym
przez tą osobę. Przykładowo w „Oknie na podwórze” James Stewart gra fotoreportera
ze złamaną nogą, w jego mieszkaniu są przyrządy fotograficzne i zdjęcia
rozbitych samochodów. Nie ulega
wątpliwości, że lepiej zapamiętuje się takie ujęcia. Gdyby np. w dialogu padło
takie stwierdzenie, że jest on fotoreporterem , można byłoby o tym zapomnieć.
Prywatne kwestie są niemal pominięte, pojawiają
się tylko wtedy, gdy mają bezpośredni związek z filmem. Ale po lekturze wiadomo
chociażby to, dlaczego ulubione aktorki Mistrza
Suspensu to zimne blondynki.
W książce brakowało mi bardzo zdjęć z
filmów, gdyby były, czytałoby się ją jeszcze lepiej. Mogłaby być jeszcze dodana
np. płyta z muzyką filmową. I mimo niebywałego profesjonalizmu wywiadu brakło
mi jeszcze innej rzeczy. Gdy czytam książkę czy oglądam film, zawsze
zastanawiam się nad przesłaniem dzieła, taką najważniejszą myślą, ideą, która
przyświecała twórcy. Może oczywiście być film dla samego filmu, ale z każdego
dzieła można coś wynieść. Każdy widz czy czytelnik co innego zapamięta i
każdego co innego najbardziej poruszy. W wywiadzie w tych kwestiach nie ma
prawie żadnych pytań i refleksji . Być może było to celowe, może założenie było
takie, że każdy widz sam sobie film przemyśli i wyniesie z niego poza zabawą to,
co sam uzna za stosowne. Ale gdybym była dziennikarzem, spytałabym reżysera o tą
kwestię. Można było jeszcze bardziej zgłębić, co takiego poruszyło Hitchcocka w
literackich pierwowzorach, że zdecydował się na ich sfilmowanie. Też można się
domyślać, ale też nie wiadomo, czy trafnie, mógłby wiec sam odpowiedzieć na to pytanie. Co ciekawe, opowiadając o „Ptakach” Hitchcock
mówi, że książki czy opowiadania, które go inspirują, czyta tylko raz. Jeśli odpowiada
mu podstawowa idea, adaptuje ją, robi kino i o pierwowzorze natychmiast
zapomina. Ale jakie były to podstawowe idee, nie wspomina. Musimy jako
czytelnicy i widzowie sami nad tym pomyśleć.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz