Kiedy lubi się kryminały, warto próbować
sięgać, poza ulubionymi autorami, co
jakiś czas po kogoś nowego. Każdy nowy
autor to potencjalna szansa na to, że może będzie świetny i może będzie warto
do niego wracać. Po Andersa de la Motte sięgnąć, nawet jednorazowo, naprawdę warto.
Książka opowiada historię o policjancie,
Davidzie Saracu, który zajmował się pracą z informatorami. Uległ bardzo poważnemu
wypadkowi samochodowemu i w rezultacie dotknęła go amnezja, nie pamiętał nie
tylko żadnego z informatorów, ale miał też problemy z rozpoznawaniem swoich
kolegów z pracy. Jak przez mgłę przypominało mu się, że pracował z informatorem
o pseudonimie Janus, który to ujawniał informacje szalenie groźne dla
przestępców, dzięki którym policja była w stanie ich schwytać. Tożsamość Janusa
usiłowali odgadnąć i przestępcy i pozostali policjanci. Wiele osób chciało go
zlikwidować. Jak się okazało, David w ostatnim czasie przed wypadkiem sporo
rzeczy robił wbrew regulaminowi, jego szefowie chcieli więc się go pozbyć.
Przestępcy z kolei chcieli go zabić lub dotrzeć przez niego do Janusa.
Akcja powieści jest wartka, toczy się w
przeciągu kilku zaledwie dni a wydarzenia opisane są tak, że nudzić się nie
można. To już jest spore osiągnięcie, bo
często powieści, których akcja rozgrywa się w tak krótkim czasie, są
przeraźliwie nudne. To co dla mnie było najciekawsze, to olbrzymia znajomość
rzeczy, z jaką pisze autor, jest on byłym policjantem, obecnie konsultantem ds.
bezpieczeństwa międzynarodowego. Nie wiem, jak wygląda system prawa w Szwecji,
ale nie czułam tu żadnych zgrzytów. Często podczas czytania kryminałów odnosi
się wrażenie, że wszystko, co opisano jest całkowicie niedorzeczne i trudno
sobie wyobrazić, aby można było kogoś skazać bez żadnych dowodów, a w kryminałach
i tak właśnie bywa. De la Motte
odmalowuje też dosyć makabryczny portret psychologiczny Davida, jak również
jego kolegów, policjantów, którzy także pracowali z informatorami. Nie ulega
wątpliwości, że są to ludzie inteligentni. Ale wygląda na to, że zatracili
granicę pomiędzy prawem a bezprawiem. Zachowują się, jakby byli szeryfami na
Dzikim Zachodzie. Z racji tego, że sprawy informatorów i temu podobne
kwestie stanowią tajemnicę, wszystko, co
ich dręczy, zachowują tylko dla siebie. Pomiędzy nimi rodzi się też nieufność.
Nikt tak naprawdę nie wie, czym zajmuje się kolega lub i szef. Nikomu nie mogą
się zwierzyć, tzn. mogliby , ale wiązałoby się to ze złamaniem określonych
reguł. A tych akuratnie reguł łamać nie chcą. Nie są w stanie nawiązać z nikim bliskości, są jak zombie. A gdy
weźmie się pod uwagę, że autor wie, o czym pisze, to obraz jest wyjątkowo mało
ciekawy.
Nie ma bohaterów ani pozytywnych, ani
negatywnych, wszyscy stanowią mieszankę dobra i zła. Książka jest też dosyć
cyniczna, nie ma tam ani krzty naiwności. Pokazane jest, jak np. robi się karierę i nie tylko w policji, kompetencje
czy wiedza merytoryczna bynajmniej nie mają w tym przypadku żadnego znaczenia. Autor
opisuje, jak można ukręcić łeb określonej sprawie , gdzie sprawca powinien
stanąć przed sądem. Jest to dosyć gorzkie, ale też wygląda logicznie. Podobnie jest też i w relacjach damsko –
męskich. Nie za wiele jest wiadomo o życiu prywatnym policjantów czy innych
osób. Ale to co jest, nie prowadzi do pozytywnych refleksji. Kłamstwa i zdrady
są na porządku dziennym. Wyłaniający się obraz świata daleki jest od idealizmu.
Rzadko kiedy widzę sens w ocenianiu, że określona literatura
jest męska czy kobieca. Ale w tym przypadku nie ulega wątpliwości, że jest to
literatura męska. Wszyscy niemal bohaterowie to twardziele i mężczyźni. Twardziele
to może raczej takie kolosy na glinianych nogach, ale jednak. Kobiety
występujące w książce, poza jedną, odgrywają marginalne role. A ta jedna też
jest marionetką w rękach mężczyzn. Są pościgi samochodowe i jest też
strzelanina, na szczęście sceny te nie są zbyt długie. Nie ma natomiast okrucieństwa,
zabójstwa dokonywane są przy pomocy broni palnej. Z pewnością całość jest warta
uwagi.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz