niedziela, 23 października 2016

Donna Leon „Złote jajo”

Okładka książki Złote jajo           

Niepowtarzalny znak firmowy Donny Leon to Wenecja jako miejsce akcji jej kryminałów. Tak jest oczywiście i w przypadku „Złotego jaja”. Większość jej poprzednich książek czytałam, poza „Ukrytym pięknem”, o którym pisałam tutaj,  dawno temu i zlewają mi się one w jedną całość.  Ale całość ta jest unikalna i nie do pomylenia z czymkolwiek innym.   Komisarz Brunetti wraz z żoną Paolą i dwojgiem dziećmi są Wenecjanami.

       Klimat tych książek jest wyjątkowy. Brunetti nie jeździ do pracy samochodem, tylko płynie tramwajem wodnym , albo w wyjątkowych wypadkach korzysta z taksówek – motorówek. Gdy przemieszcza się gdzieś w pracy, służbowo, niekiedy korzysta ze służbowej motorówki z kierowcą czy raczej sternikiem. Idąc do baru zdarza mu się, że napotyka tam gondolierów, którzy przez okno zerkają na swoje łodzie.  A gondolierzy chwalą się seksualnymi podbojami wśród turystek. Gdy mowa jest o mieszkaniach, pamiętać należy, że najgorsze są te na dole, panuje tam wilgoć. Gdy ulica czy raczej kanał jest wąski, łodzią manewruje się ciężko, a mieszkańcy jako widok za oknem mają drugie okno, co jest mało przyjemne. Okien z widokiem na zieleń nie jest zbyt wiele. Wśród domostw zdarzają się kilkusetletnie pałace, zamieszkiwane przez stare, arystokratyczne , weneckie rody, jak chociażby rodzice Paoli . Są też i problemy, np. Chińczycy ze swoimi sklepami i stoiskami oraz cenami, które trudno przebić. Jest smog. Ale wszyscy jakoś sobie radzą. W tym tomie kończy się lato, nastaje wrzesień, a to dla Włochów już prawie zima. W związku z końcem ciepła cała rodzina zamiast białego, lekkiego wina do posiłków, przechodzi na cięższe, czerwone. A posiłki są bardzo smakowite, niemal pachną z książki.  

      Brunetti jest nietypowym policjantem z kryminałów. Nie jest alkoholikiem, narkomanem, ani rozwodnikiem,  nie nosi w sobie traumy, nie choruje na depresję, nie ma większych niż standardowe problemów z dziećmi, nikt nie chce go tez wyrzucić  z pracy. Z Paolą są szczęśliwym małżeństwem chyba z 25 lat. Osobiście wolę bohaterów bardziej mrocznych, z większymi problemami, ale  odmiana zawsze się przydaje. Paola jest intelektualistką z pasją czytania. W „Ukrytym pięknie” czytała Henry`ego Jamesa. W „Złotym jaju” nie wiadomo , co Paola czyta. Brunetti natomiast tutaj czyta Lukrecjusza.  Dzięki Lukrecjuszowi uświadomił sobie chociażby to, że to co dla jednego jest pokarmem, dla drugiego może okazać się trucizną. U Brunettich czyta cała rodzina , jest to więc dodatkowy smaczek książek Donny Leon. I Brunetti snuje niejednokrotnie refleksje na temat czytania. Płynąc np. do pracy, zaobserwował, że na motorówkach prawie nikt niczego nie czyta, a przecież czas dojazdu można wykorzystać na lekturę. No i nasz komisarz ubolewa też nad tym, jak mało ludzi pasjonuje się czytaniem. On z żoną pasję tą wpoili swoim , już niemal dorosłym dzieciom.  

   Pisarka w każdej książce skupia się na określonym zagadnieniu społecznym,  w tej jest problem osób upośledzonych i społecznej znieczulicy. Leon ma spory stopień wrażliwości na takie zagadnienia.  Otóż  zmarł głuchoniemy, upośledzony mężczyzna, którego rodzina Brunettich znała jako pomocnika pralni, z której korzystali. Właściwie to połknął on kolorowe pigułki nasenne matki.  Dopiero po jego śmierci Paola zaczęła sobie wyrzucać, że nigdy się nim nie interesowała, że może można mu było pomóc. A Brunetti przypadkowo zobaczył piękne grafiki z widokami Wenecji, autorstwa tego upośledzonego. Nasunęły mu się wówczas pytania, czy aby na pewno ten mężczyzna był całkowicie upośledzony. Sprawa skomplikowała się mocno, gdy okazało się, że zmarły nie miał żadnego dokumentu, nie był nigdzie ubezpieczony itp.  Okoliczności tego zgonu są właśnie przedmiotem śledztwa , jakie Brunetti prowadzi w tym tomie. Rozwiązanie zagadki jest wyjątkowo zaskakujące. Sugerowałabym, aby każdy czytając , miał na względzie tytuł.

5/6

     

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz