środa, 28 sierpnia 2013

Donna Leon „Ukryte piękno”




    Kiedy zobaczyłam „Ukryte piękno” bez zastanowienia i nawet bez czytania jakichkolwiek recenzji wiedziałam, że książkę  kupię. Kilkanaście lat temu  czytywałam Donnę Leon. Jej książki miały dla mnie wspaniały klimat już chociażby przez to, że miejscem akcji jest zawsze Wenecja, a wydarzenia rozgrywają się głównie wśród jej rdzennych mieszkańców.  Wenecja kojarzy mi się z czymś pięknym i tajemniczym do tego stopnia, że dziwnie jest mi uzmysłowić sobie, że tam przecież też mieszkają ludzie i zajmują się swoimi codziennymi sprawami. Klimat książki jest taki, że nie daje się go zapomnieć, bohaterom  odpływa sprzed nosa tramwaj wodny, albo gdy idą na spacer  zbyt blisko kanału, zostają ochlapani przez motorówkę itp. Główny bohater to komisarz Brunetti, który spośród różnych książkowych policjantów czy detektywów wyróżnia się chyba , zabrzmi to paradoksalnie, swoją zwyczajnością. Jest żonaty, i to  szczęśliwe, ma dwoje dzieci, nie ma nałogów, nie miewa depresji , nie jest neurotykiem i generalnie prowadzi udane życie. Jego żona jest profesorem literatury, teść wszechstronnie wykształconym hrabią, podobnie teściowa, są elokwentni , inteligentni itp. Autorka jest Amerykanką, była wykładowcą na uczelni, potem osiedliła się w Wenecji. I w każdej książce Brunetti lub jego żona Paola gotują wspaniałe potrawy, opisane tak, że umiejący gotować czytelnicy mogą opisy traktować jak gotowe przepisy . Przy fragmentach z gotowaniem, zawsze robiłam się głodna i niemal czułam zapach bazylii czy innych potraw, używanych przez Paolę.   W każdej książce z Brunettim historia kryminalna jest tłem do odzwierciedlenia prawdziwych wydarzeń i zjawisk, z jakimi zmagają się Włosi , a głównie Wenecjanie, np. handel kobietami z Europy Środkowej i Wschodniej, pedofilia.

      Czytywałam więc Donnę Leon dano temu, a po przeczytaniu dostępnych w bibliotece książek, po pewnym czasie o niej zapomniałam.  Nie wiem, jak  mogło się to stać, ale stało się.  I -   jak już napisałam -  zobaczyłam w internecie „Ukryte piękno” i kupiłam audiobooka. I nie rozczarowałam się.

    Z Brunettim kontaktuje się inny policjant lub może raczej żandarm, carabinieri. Carabinieri to instytucja typowa włoska, coś pomiędzy policją a żandarmerią wojskową. I ten carabinieri chce od Brunettiego pomocy w sprawie, która dotyczy m. in.  handlu śmieciami. Śmieci są we współczesnym świecie coraz większym problemem, bynajmniej nie chodzi tu o śmieci    z kuchni czy przeciętnego mieszkania, ale  o śmieci przemysłowe, toksyczne, szkodliwe dla życia i zdrowia ludzi, dla środowiska  a także  o śmieci radioaktywne. Okazuje się, że na handlu takimi śmieciami można wspaniale zarobić, kupuje się je od właściciela, który żałuje pieniędzy na utylizację lub wręcz ukrywa, że te śmieci ma i próbuje się je wcisnąć krajom trzeciego świata za marne grosze, ale przedstawicieli tych krajów i tak jest to dużo, a na masową skalę bardzo dużo. Problemu  w takich   krajach z pozbyciem się tego „towaru”, nie ma. Pośrednikami w handlu  są często Włosi, a konkretnie włoska mafia. Cześć śmieci trafia w trakcie obrotu do Włoch, co wynika częściowo  z racji położenia, ale nie tylko   . Po krótkim czasie wspomniany carabinieri  zostaje zabity strzałem w głowę i Brunetti zaczyna śledztwo w tej sprawie. Brunetti, co mu się zdarza pierwszy raz, zaczyna też być zauroczony inną kobietą, niż żona, tą fascynującą damą , jest piękność, szalenie oczytana i błyskotliwa, elegancka , ale ze zeszpeconą w nieznanych okolicznościach twarzą. Na oczach Brunettiego ona strzela do człowieka. I pada kolejny trup. Jak się można domyślić, wszystkie wątki w pewnym momencie zaczynają się łączyć.  

      Intryga kryminalna nie jest najmocniejszą stroną tej książki. Mało mnie zainteresował problem, kto zabił carabinieri, za to niezaprzeczalnie zaciekawił mnie mało elegancki problem śmieci i historia kobiety z dziwną twarzą – signory Marinelli - która lubi prowadzić rozmowy o książkach , zawsze przy sobie  książkę ma i  czytuje ją w wolnej chwili . Najsłabszym punktem „Ukrytego piękna” jest początek, kiedy to   przez kilka rozdziałów Brunetti prowadzi rozmowę z carabinieri, jest to ewidentnie nudne, ale gdy już odsłuchałam tą cześć, to było tylko lepiej.   Niektóre  inne fragmenty były wyjątkowo wciągające. Jeden gdy Brunetti z dwoma innymi policjantami dotarli do fragmentu jakby wysypiska takich toksycznych śmieci ,  weszli do czegoś w rodzaju wielkiej kadzi , o wysokości ok. 10 metrów, w środku panowała ciemność a na dnie znajdowała się dziwna ciecz. Jak się okazało była to ciecz toksyczna, jeden z policjantów  niechcący zanurzył w niej rękę, cudem niemal uniknął amputacji. Z zapartym tchem słuchałam tych rozdziałów, w których Brunetti rozmawiał z kobietą z oszpeconą twarzą o tym, dlaczego zabiła swojego towarzysza, a także gdy rozmawiał o tej kobiecie z teściową. Miewałam też wrażenie, że ten kryminał to opowieść o życiu weneckiej arystokracji, jej zwyczajach  i o prawdziwym jej obliczu .

     Nie wiem, dlaczego tak mało o tej książce się mówi, mnie cykl z Brunettim urzekł. Nie utożsamiam się z komisarzem, ale w książkach D. Leon jest to „coś”, co powoduje, że będę do nich wracać i odpoczywać raz na jakiś czas od skandynawskiej mroczności.   

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz