poniedziałek, 11 lipca 2016

Camilla Lackberg „Pogromca lwów”

Okładka książki Pogromca lwów          

          „Pogromca lwów” jest dla mnie szalenie pozytywnym zaskoczeniem. Nie przepadałam za Camillą Lackberg, i nadal nie mogę się przekonać do celebrytki, która  uczyła się pisania książek na kursie. Przeczytałam kilka lat temu „Księżniczkę z lodu” autorstwa właśnie Lackberg. Pamiętam, że pozbawiona była jakiejkolwiek głębi, owszem, było to miejscami ciekawe, ale nic ponadto. Było to coś w stylu „przeczytać” i „zapomnieć”. Jedynie , co wydało mi się nawet fascynujące, to Fjaallbacka, czyli rodzinna miejscowość Camilli, małe , urokliwe, nadmorskie miasteczko. Widziałam gdzieś w gazecie zdjęcia z Fjallbacki, a że mam słabość do nadmorskich miasteczek, to mnie uwiodło. Po „Pogromcę lwów” sięgnęłam trochę przypadkowo, wychodząc z założenia, że będzie to lekkie, łatwe i przyjemne.  Jest to rzeczywiście lektura z jednej strony lekka, ale z drugiej  jednak z głębią i mimo wszystko dająca do myślenia.

      Wydarzenia rozgrywają się w kilku miejscach i w kilku różnych czasach. Współcześnie zaczęły ginąć młode dziewczyny, nastolatki z okolic nadmorskiego miasteczka. Jedna z nich znalazła się, ale zginęła pod kołami samochodu, a jak się okazało, na ciele miała ślady licznych obrażeń, które nie pochodziły z wypadku. Patrik, miejscowy policjant prowadzi w tej sprawie śledztwo. Sprawą jest też zainteresowana Erika, jego żona, pisarka. Erika pisze książkę o z zbrodni sprzed wielu lat, kiedy to żona zabiła męża, a śledztwo wykazało, że oboje małżonkowie znęcali się wcześniej nad córeczką. Morderczyni siedzi w więzieniu , a Erika ja odwiedza, licząc na to, że tamta powie jej coś ciekawego.

   W powieści przewija się sporo wątków, różnych mieszkańców Fjallbacki i okolic, początkowo trudno jest domyślić się, jakie mogą być pomiędzy nimi powiązania. Mam zwyczaj podczas czytania kryminałów, że raz na jakiś czas zastanawiam się, kto może być zabójcą lub mieć jakikolwiek związek ze zbrodnią. W tym przypadku dość trafnie podejrzewałam jedną osobę, ale jak się okazało, zagadka była dość zawiła, konieczne było cofanie się wstecz do zupełnie innych wydarzeń. W sprawę zamieszanych było więcej osób i zakończenie było dla mnie ostatecznie wielkim zaskoczeniem. Wyjaśnienie, co konkretnie łączyło różne osoby było dość szokujące.

    W „Pogromcy lwów” przewija się stale motyw zła, prawdziwego zła. Lackberg stawia nawet tezę, że ktoś może być zły bez przyczyny, że nie ma potrzeby analizowania dzieciństwa czy innych traumatycznych przeżyć. Ktoś może być zły po prostu dlatego, że się taki urodził i nic już na to nie można poradzić. Osobiście nie jestem pewna, czy coś takiego jest możliwe, według mnie musi być jakiś defekt genetyczny, albo neurologiczny lub coś podobnego. Ale to kwestia dyskusyjna, autorka nie drąży tego wątku jeszcze głębiej i nie bawi się w lekarza, chociaż może trochę szkoda.

          Ku mojemu zaskoczeniu w tekście jest sporo spostrzeżeń natury chociażby psychologicznej, wartych zastanowienia. Chociażby, że „zło jest obok dobra, wśród ludzi, którzy zakładają sobie klapki na oczy, albo zamykają je, aby nie widzieć tego, co mają przed nosem”, i że „z klapkami na oczach życie jest znacznie łatwiejsze”.  Kolega Patrika, Martin, z kolei jest w żałobie po śmierci żony, fragmenty o nim są naprawdę  warte uwagi. Zaskoczyło mnie też  jeszcze inne spostrzeżenie Eriki, czyli w pewnym sensie alter ego autorki, gdy zamyśliła się nad tym, że jest pisarką i nie chodzi do pracy. Nie myślała wcale o tym, że chciałaby chodzić do pracy i mieć kolegów, świetnie czuła się we własnym towarzystwie. Byłam zaskoczona , że Lackberg jest zdolna do takich refleksji. Ciekawe były też fragmenty o siostrze Eriki , Annie, która dawniej była pełna życia, wesoła, a potem ciosy, które na nią spadły, odebrały jej radość życia. W odniesieniu jeszcze do innej osoby, zastanawiąjące było, jak mogła dopuścić do pewnych wydarzeń. Jak mogło się stać, że to co, nienormalne, powoli stawało się normalne. I w tym dziwnym funkcjonowaniu w takich warunkach, ludzie zmieniali się tak, że potem sami siebie nie mogli poznać. Jak widać, nawet w kraju dobrobytu, gdzie niemal nie było wojen, na pewno nie  takich, jak w centrum Europy, można obserwując uważnie otoczenie, mądrzeć nawet i bez ekstremalnych warunków. Inna z bohaterek przeżyła śmierć ojca w wypadku. Od tego czasu widziała, śe coś może toczyć się normalnie, a potem w jednym momencie zmienić.

     Nie mogę się przekonać do Lackberg w dalszym ciągu. Cały czas odstrasza mnie jej życiorys, np. małżonkowie – zwycięzca programu telewizyjnego , albo kolejny – model. Chociaż przy lekturze książek nie powinno to mieć znaczenia. Jak dla mnie Eryka czy  Patric są mimo wszystko zbyt prości  charakterologicznie. Może za bardzo przyzwyczaiłam się do różnych detektywów, skomplikowanych popaprańców. Ale tamci są ciekawsi, sięgając po książkę zastanawiam się, co im się przydarzy, a tu  u Eriki czy Patrika  nic się nie wydarzy.   Mimo całej mojej niechęci , czy nawet i uprzedzenia do Lackberg, musze stwierdzić, że jej książka jest zdecydowanie lepsza, głębsza i ciekawsza niż „Czytanie z kości” Szamałka, który dostał Nagrodę Wielkiego Kalibru.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz