poniedziałek, 20 czerwca 2016

Jakub Szamałek „Czytanie z kości”

  Okładka książki Czytanie z kości           


Sięgnęłam po „Czytanie z kości” z powodu nagrody, jaką ta powieść dostała.  W tym miesiącu Jakub Szamałek za „Czytanie z kości” otrzymał Nagrodę Wielkiego Kalibru, czyli najważniejszą i najbardziej prestiżową zarazem nagrodę dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej roku . Do nagród podchodzę z dystansem, ale w przypadku Wielkiego Kalibru rzeczywiście nagradzane są pozycje wartościowe, mój ulubiony Marcin Wroński też ja otrzymał i to trzykrotnie , tzn. w jednym przypadku była to nagroda od jury, a w dwóch od czytelników.  Jeżeli ktoś w dalszym ciągu uważa, że kryminały to powieści klasy B czy C, powinien w końcu przeczytać coś nagrodzonego Wielkim Kalibrem, a prawdopodobnie potem zmieni zdanie.

               Książka napisana jest sprawnie, nudzić się w trakcie czytania nie można, można za to oderwać się od rzeczywistości. Wydarzenia toczą się w dwóch płaszczyznach czasowych, w starożytności i współcześnie.  Część starożytna rozgrywa się nieopodal Rzymu, w krainie Etrusków, zaś współczesna wśród archeologów. Czytając można sporo dowiedzieć się o starożytności i o archeologii.  Autor jest z wykształcenia właśnie archeologiem, ukończył Uniwersytet w Oxfordzie, doktoryzował się w Cambridge. Poza historią i archeologią jest jeszcze troszkę dających do myślenia spostrzeżeń psychologicznych. Nie jest możliwe, aby podczas czytania, czy już po przeczytaniu, nie pomyśleć chociaż chwilę o mechanizmach, rządzących dziejami, o tym, czy istnieje coś takiego, jak przeznaczenie. I można się troszkę nawet i pośmiać, humoru nie brakuje.      

      Wątek starożytny rozgrywa się w 421 r. p. n. e., kiedy to  Leochares otrzymał zlecenie ustalenia i odnalezienia zabójcy króla Etrusków. W chwili gdy zlecenie dostawał w jego życiu działo się bardzo źle. Z żoną nie rozmawiał normalnie od paru lat, stracił warsztat złotniczy i nie miał z czego żyć. Zlecenie dał mu osobiście syn zamordowanego króla. Leochares wyruszył z nim w podróż do miejsca zbrodni, gdzie zaczął węszyć i szukać.  Król dwa dni przed zabójstwem odbył tajemniczą podróż, a oficjalnie udawał, że był na polowaniu. Tropów było sporo.

     Część współczesna z kolei  rozgrywa się w Wielkiej Brytanii, gdzie kilku archeologów bada zagadkę tajemniczego szkieletu. Szkielet, a także sposób pochówku są nietypowe. Człowiek po którym został ten szkielet, musiał wieść ciekawe życie , imał się wielu zajęć, nie ulega wątpliwości, że został zabity. Archeolodzy , a szczególnie Inga Szczęsny, usiłują ustalić wszystko, co tylko jest możliwe.  Ustalili, czym ten mężczyzna się zajmował, ile lat miał w chwili śmierci, jak zginął, na co chorował itd. Mimo takich możliwości pewne rzeczy są nie do ustalenia, snują wiec domysły co tych kwestii, których zbadać nie można.

       „Czytanie z kości” to gigantyczna dawka wiedzy o starożytnych Etruskach. Osobiście nie za wiele o nich wiedziałam, najpierw kojarzyłam jedynie, że  Klaudiusz z „Ja Klaudiusz” R. Graves`a pisał ich historię. Frances Mayes autorka „Pod słońcem Toskanii” gdy tylko zamieszkała we Włoszech,w Cortonie,  odnajdowała ślady po Etruskach , co m. in. opisała w swojej książce. Szamałek powiedział o nich znacznie więcej, najbardziej zadziwiający był ich fatalizm i wiara w rozmaite znaki, ubierali się kolorowo, z naszego punktu widzenia byli takimi trochę dziwakami. O Etruskach nie sposób mówić bez odwołania się do starożytnego Rzymu. Etruskowie przegapili moment, kiedy to , jak mówili wioska położona na 7 wzgórzach rozrosła się i zaczęła stanowić dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Ciekawie prowadzony jest wątek , nazwijmy to mechanizmu, jakim rządzi się historia. Etruskowie gdy już zdali sobie sprawę z powagi sytuacji, tzn. że Rzym ich pokona i wchłonie, rozważali różne warianty   zachowania: dogadanie się z wrogiem i próbę wynegocjowania najlepszych warunków pokojowych lub straceńczą walkę.  Nawet w tamtych czasach wiadomo było, że wygrać nie mogą, wobec potęgi Rzymu byli niczym. To świetny, historyczny przykład upadku państwa, któremu w pewnym momencie nie można było już zapobiec. Chociaż państwo to chyba niezbyt adekwatne określenie. Mówi się często w kontekście takich upadków o imperium Majów czy Azteków, o Etruskach się nie wspomina. A dylematy, czy lepsze jest w sytuacji beznadziejnej podjęcie próby dogadania się, czy  pozbawiona sensu walka , są aktualne i w czasach współczesnych, właściwie zawsze w pewnych momentach problem ten powraca.

    Książka nie jest absolutnie powieścią psychologiczną, ale są tam warte uwagi spostrzeżenia. Leochares chociażby w pewnym momencie mógł już zakończyć misję i wrócić do domu. Nie za bardzo miał na to ochotę. Wolał dalej szukać zabójcy, mimo, że dostał sowitą zapłatę i że groziła mu śmierć. Sam nie do końca uświadamiał sobie, dlaczego tak się dzieje. Co nie do końca był jasne dla niego, widoczne było jak na dłoni dla jego towarzysza, syna zabitego. Leochares u siebie w tym momencie życia wegetował jako biedak, z którym nikt się nie liczył. U Etrusków był kimś, robił coś pożytecznego, mimo niebezpieczeństw czuł, że żyje. Wolał życie z sensem i z dreszczem emocji, ryzykiem,  a także z perspektywą bliskiej śmierci , niż jałową wegetację przy boku żony, z którą, poza synem, nic właściwie go nie łączyło. 

          Nie czytałam kryminałów, jakie rozgrywałyby się w starożytności, pomysł Szamałka na umieszczenie akcji w tamtym czasie jest więc przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.  Narracja w starożytności i współcześnie też jest ciekawym pomysłem. Mimo wszystkich zalet książki jakoś nie mogłam do tych Etrusków zapałać sympatią. Autor wspomniał, że uchodzili oni za bardzo okrutną nację. Przykłady tych okrucieństw są również i w powieści. Wiem, że tak było i że bez niektórych scen opis życia w tamtych czasach byłby niepełny, ale parę opisów, pełnych przemocy i okrucieństwa  było naprawdę strasznych.   Osobiście starożytność nigdy mnie nie pociągała, wolałam historie bliższe nam czasem, nawet i średniowieczne. Mimo wszystkich zalet, prawdopodobnie z powodu braku zamiłowania do epoki, w której toczą się wydarzenia, nie zapałałam chęcią czytania innych pozycji Szamałka. Jedna wystarczy, aby poznać coś nowego i przekonać się, że wolę kryminały retro w innej scenerii, np.  jak u Wrońskiego czy Akunina i to tamte czytam z większym przekonaniem. Ale to naprawdę kwestia wyjątkowo indywidualna.

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz