Wydawnictwo „Czarne” i nazwisko Stasiuk są
dla mnie gwarantem dobrej książki. Mimo, że nie jestem ani fanką reportażu, ani
fanką podróży, ani nawet nie byłam w
Belfaście i nie znam nikogo, kto tam mieszka, ten tytuł mnie zaintrygował. W „Angolach”
Ewy Winickiej był rozdział o Polakach, którzy okazyjnie kupili dom w
Belfaście. Błyskawicznie okazało się, że w pobliżu domu niemal stale rozgrywają działania,
przypominające wojenne, nacierają na siebie katoliccy Irlandczycy i
protestanccy Brytyjczycy, obrzucają się kamieniami , wybijają szyby, podpalają
samochody. Tekst ten był na tyle intrygujący, że sięgnęłam po coś głębszego w
tym zakresie. Aleksandra Łojek, Polka,
mieszka obecnie w Belfaście, a jej książka – reportaż, jest o tym, co właściwie dzieje się w tym
mieście. Mimo, że jako tako orientuję się, co dzieje się w świecie, byłam
podczas czytania w totalnym szoku. Wojna
religijna, strzelaniny czy podkładanie bomb, nie są przeszłością. Nienawiść
króluje tam nadal.
Każdy rozdział poświęcony jest oddzielnemu
zagadnieniu, właściwym dla współczesnego Belfastu, tj. samobójstwom, strzelaninom, alkoholizmowi
itp. Nie będę szczegółowo opisywać
źródeł czy przebiegu konfliktu. Generalnie rzecz biorąc, północna część
Irlandii stanowi część Wielkiej Brytanii, z czym Irlandczycy nie są w stanie
się pogodzić. O to, czy to terytorium
powinno przynależeć do Irlandii, czy Wielkiej Brytanii, toczył się przez około
30 lat konflikt, oficjalnie zakończony w 1998r. porozumieniem. Konflikt
najbardziej widoczny był właśnie w Belfaście. Na mocy amnestii wszystkie osoby,
odbywające wyroki z zabójstwa polityczne czy terroryzm zostały wypuszczone . To tak jakby zaraz po wojnie żyć mieli w
Polsce w bezpośrednim sąsiedztwie Polacy, Niemcy, Żydzi i Ukraińcy. Tyle tylko,
że w Irlandii nie ma jasnego podziału na katów i ofiary. Wszystko, co obecnie
rozgrywa się w Belfaście, jest odmienne od tego, co nazywamy normą.
Strzelaniny czy podkładanie ładunków
wybuchowych trwają nadal, nie jest tylko tak intensywne, jak przed
porozumieniem. Policja ma procedury postępowania odmienne od procedur,
stosowanych w innych miastach. Przykładowo gdy
pali się samochód, w każdym innym miejscu przyjeżdża policja i straż
pożarna, zaraz po przyjeździe służby te
zaczynają pracę. W Belfaście w takim przypadku najpierw bierze się pod uwagę
pułapkę i bombę. Na miejsce przybywają antyterroryści w kominiarkach, którzy
odgradzają określoną część terenu na wypadek wybuchu.
Policja ma problem , kogo zatrudniać.
Według przepisów powinno być pół na pół Irlandczyków i Brytyjczyków. Ale
policja reprezentuje Wielką Brytanię i wśród Irlandczyków jest mniej chętnych,
aby tam pracować. Wśród irlandzkiej społeczności takie zatrudnienie oznacza
zdradę i zdarzają się zamachy na policjantów tylko dlatego, że są policjantami.
Opisany
jest przypadek policjanta, któremu z powodu zatrudnienia w policji podłożono
ładunek wybuchowy w samochodzie , stał się
kaleką. A ponieważ wybuch nastąpił, gdy nie był on w pracy, nie dostał nawet
odszkodowania.
Wiele osób nie jest w stanie żyć bez
bliskich, którzy zginęli w różnych zamachach. Wielu nie może z kolei żyć z
bezustannymi wyrzutami sumienia. W tym miejscu jest wyjątkowo wysoki odsetek
samobójstw. Nietypową formą samobójstwa jest pójście do pubu strony przeciwnej,
tzn. Irlandczyk idzie do brytyjskiego, a Brytyjczyk do irlandzkiego i tam ten
ktoś mimochodem rzuca, że np. był w IRA i zabił kilka czy kilkanaście osób. W
przeważającej większości wypadków oznacza to śmierć.
Autorka opisała też sytuację najmłodszego
pokolenia, zwykłą parę, chłopaka i dziewczynę, którzy mieszkają w odległości
kilkudziesięciu metrów od siebie. Dziewczyna jest Polką, protestantką, a
chłopak pochodzi z rodziny irlandzkich katolików. Mieszkają po dwóch różnych
stronach muru. Gdy chcą go obejść, nie mają już do siebie tak blisko. Ale to
najmniejszy problem. Dziewczyna nieopatrznie napisała na facebooku, z kim się spotyka. Zaczęła być śledzona, pojawiły się groźby.
Para za tą znajomość mogła zapłacić
nawet i życiem. Jeśli chcą się spotkać, mogą to robić tylko w centrum miasta,
gdzie jest nadzieja, że nikt się nie zorientuje, ale dojechać tam i wrócić każde
musi oddzielnie.
Każdy
rozdział jest intrygujący na swój sposób. Warte uwagi były chociażby przykłady
nawróceń podczas odsiadek w więzieniach. Dotyczyło to także osób, które
sprawcami zamachów. Zdarzało się, że ktoś siedział za określony czyn, a
przyznawał się do innych jeszcze zabójstw. Wtedy, kiedy się przyznawał, nie mógł przewidzieć, że za ileś lat zostanie
objęty amnestią.
Książka napisana jest ciekawie, nie ma nudy, intryguje od samego początku.
Czyta się ją tak dobrze, jak czytuje się kryminały. Brakowało mi tylko zdjęć. W
„Angolach” zdjęcia idealnie dopełniały tekst, a nie było ich dużo, jedno do
każdego rozdziału. Tutaj jedno zdjęcie na okładce to stanowczo za mało. Nieco
naiwna wydawała mi się wiara autorki w
różnorakie programy państwowe, czy unijne , mające na celu łagodzenie konfliktu
i integrowanie wrogich sobie społeczności.
Polegają one na np. spotkaniach w świetlicy czy pomocy psychologicznej.
Moim skromnym zdaniem tego rodzaju programy obejmują nieznaczny odsetek
ludności, a całościowo konflikt ma może szanse wygasnąć za dwa czy trzy
pokolenia. Ale z drugiej strony lepsze chyba są takie programy, niż załamanie
rąk i stwierdzenie, że nic się nie da zrobić. A najwięcej zależy od zwykłych jednostek.
W książce podane są też i przykłady, nieliczne, że ludzie mają już tego dojść i
podejmują
próby otwierania bram, w sensie dosłownym. Próby te są szalenie ryzykowne i nie
wiadomo, jaki ostatecznie efekt będą miały tego rodzaju posunięcia.
Mnie osobiście podczas czytania pojawiały
się refleksje nad zacietrzewieniem i zantagonizowaniem się ludzi. W Belfaście
sprawy zaszły tak daleko, że trudno wymagać od rodzin zabitych ludzi, aby
jednali się z zabójcami. Ale u nas, w naszym kraju, antagonizmy w
społeczeństwie są coraz większe. I w skali mikro i w skali makro. I każdy ma na
tym polu coś do zrobienia, nienawiść wynosi się z domu i z podwórka. Znam
przypadki, że ktoś zrywa z inna osobą kontakt tylko dlatego, że ten drugi
głosował na inną partię. Może, aby nie dopuścić do takiej sytuacji, jak w Belfaście,
warto się nad tym zastanowić.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz