poniedziałek, 28 grudnia 2015

Arnaldur Indridason „Zimny wiatr”

Okładka książki Zimny wiatr           

 
          Indridason to ten autor, do którego  wracam. Pisałam o jego kryminałach już wcześniej, w lipcu 2013r. o „Głosie”, a w  styczniu 2015r. o „Jeziorze”. „Zimny wiatr” to powieść, w której można znaleźć wszystkie charakterystyczne dla tego autora „znaki rozpoznawcze” . Jest to kolejny tom  z Erlendurem Sveinssonem , melancholijnym finlandzkim policjantem. Sveinsson   nadal zmaga się z trauma z dzieciństwa i nie może zapomnieć o swoim zaginionym braciszku. Nadal interesuje się niewyjaśnionymi zaginięciami. W dalszym ciągu zmaga się z problemami z dorosłymi dziećmi. I być może wkracza w nowy związek. Nadal jest wrażliwy i refleksyjny. I tak jak poprzednio jest samotnikiem, a jedynymi  osobami, z którymi utrzymuje kontakt  , są koledzy z pracy i sporadycznie – dzieci.

    Pisarz z reguły zajmuje się zbrodniami, które nie są wydumane i które faktycznie mogły mieć miejsce. Opisuje ludzi takich, z którymi  spotykamy się każdego dnia. W tym widzę jego gigantyczną przewagę nad np. Lemaitre`m, który wymyśla skrajnie absurdalne historie . Indridason potrafi te historie opowiedzieć niezwykle  interesująco. Lubię go za to, że nie epatuje przemocą jest równie wrażliwy, jak i stworzona przez niego postać. Często pochyla się w swoich powieściach nad ludźmi biednymi i przegranymi, nad ich krzywdą. Często też źródłem krzywdy i przegrania jest najbliższa rodzina. Opisuje on niepopularne prawdy. Jego bohaterowie są osobami refleksyjnymi.

     W „Zimnym wietrze” opowiada fikcyjną historię zabójstwa młodego , 11-letniego chłopca . Był on synem Hinduski, która przyjechała do Islandii w poszukiwaniu lepszego życia. Książka ta nie powstała teraz, gdy niemal codziennie musimy   słuchać o fali uchodźców, ale w 2005r., u nas wydana została w 2013r. Matka przyjechała z Islandii ze starszym synem, ten młodszy, zabity później,  urodził się ze  związku z Islandczykiem. Starszy syn nie znosił Islandii , nie był w stanie się zaasymilować, nie chciał tego. Młodszy z kolei nie znał innego życia, nie potrafił tylko zrozumieć, dlaczego spotyka się z ludzką niechęcią.  

   Sprawcą zabójstwa  mógł być praktycznie każdy. Mógł to być ktoś przypadkowy. Sporo podejrzeń padło też na jednego z nauczycieli , rasistę, który nienawidził obcokrajowców. Nasz detektyw nie wykluczał też , że zabójcą mógł być aktualny partner matki. Jest kliku podejrzanych.

   W tle przewijają się inne wątki. Sveinsson w tym tomie odwiedza w szpitalu swoją dawną szefową, która była bardzo samotną osobą, w szpitalu nikt jej nie odwiedzał.  Są to fragmenty, dające sporo do myślenia, bo Sveinsson zastanawia się nad samotnością , śmiercią, starością , czyli sprawami, o których raczej mało kto myśli. Jest to wątek marginalny.

    Nie może tez zapomnieć o sprawie zaginięcia kobiety, mężatki, która dla obecnego męża porzuciła poprzedniego i zostawiła z nim dzieci. Detektyw uzmysłowił sobie, że obecny mąż tej kobiety lubił co jakiś czas zmieniać żony na młodsze. Zastanowiło go, że gdy ta para się poznała, i kobieta i mężczyzna  nie byli wolni. Każde przez jakiś czas , prowadząc romans , musiało oszukiwać małżonka . Sveinssona zastanowiło to, czy na  takich kłamstwach można zbudować coś trwałego i wartościowego. Rzadko zdarza się, aby ktoś zastanawiał się nad czymś takim. Zagadka  zginięcia  też oczywiście znajduje rozwiązanie.

     „Zimny wiatr” czyta się dobrze, aczkolwiek nie jest to lektura przesadnie wciągająca. Szalenie wciągnęło mnie „Jezioro”, nie mogłam się od niego oderwać. W tym przypadku jest to dzieło, które smakuje się wolniej. Ale nie znaczy to, że gorzej. Mam nadzieję, że wydane zostaną kolejne powieści Indridassona i że nie będę musiała poprzestać na  sześciu wydanych dotychczas.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz