wtorek, 24 listopada 2015

Jean- Luc Bannalec „Sztorm na Glenanach”

Okładka książki Sztorm na Glenanach          


    To drugi tom  cyklu z komisarzem Dupin. Jest to książka wyjątkowo oryginalna, nawet na tle gigantycznej liczby powieści kryminalnej. Nie ma brutalnych scen. Wydarzenia rozgrywają się w ciągu trzech zaledwie dni i cała ekipa śledcza się śpieszy, ale opisane jest to w taki sposób, że czytelnikowi ta nerwówka  w ogóle się nie udziela . Czyta się tak, jakby, wszędzie panował totalny spokój. Liczba osób, których wydarzenia dotyczą nie jest duża. Można więc snuć przypuszczenia, kto faktycznie zabił bez obawy, że zabójcą okaże się ktoś, kto pojawi się dopiero na ostatniej stronie.  Przeczytanie książki to zajęcie w sam raz na jedno popołudnie.

         Jest bardzo dużo opisów przyrody. Nie ma się co przerażać, są one króciutkie, cała książka jest mało obszerna. A krajobraz jest  wyjątkowo piękny, bo tytułowe Glenany są zbiorem różnych wysp, wysepek i skrawków ziemi   . Ich powierzchnia może być bardzo różna, w zależności od tego, czy trwa przypływ, czy odpływ. Czasem do pewnych wysp można dojść niemal suchą nogą, a niekiedy trzeba płynąć łódką. Cześć tych wysepek jest skalista, część piaszczysta,  czasem widoczne są tylko same szczyty skałek , reszta tonie w morzu. Pogoda tutaj zmienić się może błyskawicznie, w ciągu 24 godzin można  przeżyć cztery pory roku. Opisy przyrody być muszą, bo jak inaczej wskazać, że śledczy musieli na wyspę ze zwłokami najpierw płynąć, a potem iść pieszo przez morze?   Albo jak inaczej wskazać, że zabici stracili życie  w innym miejscu, niż miejsce znalezienia zwłok, a na wyspę wyrzucił ich prąd wody?  Bretończycy uwielbiają dobrą kuchnię, komisarz też często zagląda do różnych restauracji. Opisy zapachów  potraw i win są tak sugestywne, że cały czas podczas czytania byłam głodna.

    Powieść zaczyna się od znalezienia trzech ciał z ranami, wskazującymi na to, że podczas pływania, silny sztorm rzucił ich na skały . Szybko okazało się, że nie był to wypadek, a późniejszym ofiarom ktoś podał silny środek uspokajający.  Wypłynięcie w morze łodzią w fatalną  pogodę po spożyciu tego środka skutkować musiało śmiercią. Szybko okazało się, że jedna z ofiar to mistrz windsurfingu. Człowiek ten znany był z wielkiego majątku, ale nie tylko. Dążył do tego, aby ten piękny teren zniszczyć, budując masę obiektów wypoczynkowych i rozwijając w olbrzymi sposób turystykę. Ponieważ lokalne władze stawiały opór, swoje plany forsował pod hasłem   rozwoju ekologii, aczkolwiek z ekologią nie miały nic wspólnego.     Zabić mógł go przeciwnik tych projektów. Ale szybko okazało się, że w rejonie Glenanów zatonęło w minionych wiekach sporo statków, niektóre wiozły cenne ładunki. Sporo było więc tam poszukiwaczy skarbów. Pewne symptomy świadczyły o tym, że   nasi zabici mogli coś ciekawego odnaleźć. Zabić mogła więc ich konkurencja. To nie wszystkie tropy, tylko ważniejsze.

      Drugi tom utrzymany jest w stylu zbliżonym do pierwszego. Ci sami główni bohaterowie, policjanci, wiele morza, a właściwie oceanu i wspaniałych bretońskich potraw. Czyta się chyba nawet lepiej , niż pierwszy tom, bo sylwetki bohaterów, a szczególnie komisarza są już znane, co nieco się o nim wie. W pierwszym tomie zawiązana została przez niego obiecująca znajomość z kobietą, tutaj można się dowiedzieć, jak się ona potoczyła.

          Książka jest lekka, nie ma tu zawiłości psychologicznych, nie ma się po jej przeczytaniu doła, wręcz przeciwnie. Jest to głos –pochwała piękna tego zakątka  i apel o jego zachowanie.  To też pewna pochwała lokalnych więzi społecznych, gdzie wszyscy się znają i wszystko niemal o sobie wiedzą. Ale zarazem to pochwała, a nawet i apoteoza indywidualizmu. Bo i Glenany są niespotykanie piękne i zarazem unikalne,  i mieszkańcy z ich charakterami ( czytelnik stopniowo poznaje tych indywidualistów) tak samo tuzinkowi nie są.   Glenany są zagrożone masowym rozwojem turystyki. Mieszkańcy Bretanii zaś zaciekle bronią się przed zuniformizowaniem, walczą o swoją niezależność i bronią się przed obcymi. A obcym jest każdy, kto się tam nie urodził.

5/6

    



    




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz