sobota, 7 listopada 2015

Marcel Proust „Strona Guermantes” ( tom III „W poszukiwaniu straconego czasu” )



Okładka książki Strona Guermantes          

   Opisanie wrażeń po lekturze „W poszukiwaniu straconego czasu” jest zadaniem karkołomnym.  Wspomnienie  o czym jest tekst – w sensie akcji, zachęcające do przeczytania raczej nie będzie. Ten cykl przypomina mi smakowite danie, które smakuje tylko małej grupce smakoszy. Ale jeśli ktoś lubi różnorakie refleksje  w głównej mierze psychologiczne, ale także socjologiczne czy historyczne i jest w stanie czytać rzecz, w której pozornie nie dzieje się zbyt wiele, zawiedziony nie będzie. Może być naprawdę zachwycony.

     W tomie trzecim „W poszukiwaniu straconego czasu” narrator jest już młodzieńcem. Różne opisy, dygresje czy rozważania dotyczą tutaj nieco innych tematów, niż w tomach poprzednich, są poważniejsze.  Mieszka on nadal z rodzicami, babką i służącą , ale mieszkają już w innym miejscu, właśnie w pałacu hrabiny Oriany de Guermantes. Babka umiera właśnie w tej części. Narrator odbywa tylko jedną podróż, i to całkiem blisko, bowiem odwiedza na kilka tygodni swojego przyjaciela Roberta de Saint - Loup, żołnierza, stacjonującego w koszarach. Zaczyna również bywać na salonach. Głównym tematem, omawianym w tamtym czasie na salonach był proces Dreyfusa. Autor początkowo zakochany w hrabinie de Guermantes był przez nią całkowicie ignorowany, potem zaś niemal hołubiony. Zdobywa też pierwsze doświadczenia erotyczne i dochodzi do zacieśnienia jego znajomości z Albertyną. Zacieśniła się nieco jego znajomość z baronem Charlusem, oryginałem, wręcz dziwakiem i do tego szalenie inteligentnym .  W trzecim tomie czytelnik zna już większość bohaterów, ich losy zaczynają więc coraz bardziej intrygować. Niektórzy z  tych bohaterów umierają, albo po prostu znikają z życia narratora . Pojawiają się też nowi znajomi. Tak jak w poprzednich tomach, każde wydarzenie, albo i brak wydarzeń stają się podstawą głębszych rozmyślań. A że narrator jest wykształcony, inteligentny, rozważania, czy nawet krótkie refleksje są bardzo ciekawe. W tym tomie podczas opisywania życia salonowego, szczególna uwaga zwrócona jest na najbardziej inteligentne i najbardziej błyskotliwe postacie paryskich salonów, tj. na hrabinę de Guermantes i na barona Charlusa, aczkolwiek ten ostatni wolał inaczej spędzać czas. Nasz narrator jest już dojrzalszy i podejmuje się również tematów naprawdę poważnych, np. śmierć czy śmiertelna choroba. Jednocześnie też autor przejawia też, przy opisach innych sytuacji, oczywiście, spore poczucie humoru.

         Aby to zobrazować, zacznę od przykładu z samego początku. Na samym początku narrator zastanawia się nad nowym miejscem zamieszkania. W rozmyślaniach tych przewija się postać Franciszki, służącej, która  żyła z tą rodziną całe życie. Narrator, Marcel,  dowiedział się od lokaja, że Franciszka powiedziała lokajowi, że  nie znosi naszego Marcela , że jest złośliwy, że myśli on o tym, jak tu specjalnie utrudnić jej życie.  Było to szokujące, bo był on przekonany o tym, że jest dokładnie odwrotnie, że Franciszka go niemal kocha niczym swojego syna. Dało to asumpt do rozmyślań  nad różnicą w tym, jak  postrzegamy siebie sami, a jak postrzegają nas inni. W odniesieniu do Franciszki  autor  zastanowił się nad tym, czy w ogóle ta informacja jest prawdziwa, czy służący aby tego nie zmyślił, albo nie przeinaczył. Potem zastanowił się też nad tym,   czy  aby Franciszka nie powiedziała służącemu  w jakimś celu czegoś, co nie jest prawdą.   A potem rozważał ten problem jeszcze szerzej już bez odniesień do siebie czy do Franciszki, tylko właśnie ogólnie w stosunkach międzyludzkich. 

   Pisarz porównywał też dość długo dwa salony , pani Vileeparisis i hrabiny de Guermantes. W rzeczywistości porównuje naprawdę błyskotliwą inteligencję hrabiny de Guermantes z czymś tylko ponad przeciętnym. Ale jest to też porównanie dwóch stylów życia , jednego nie oglądającego się zbytnio na to, co ludzie powiedzą i na liczenie się z opinią przez hrabinę . Nietypowy styl życia pani Villeparisis a głównie brak wielkiego majątku i utrzymywanie kontaktów z niewłaściwymi osobami spowodowały jej wykluczenie ze sfer wyższej arystokracji.   Ale zyskała w zamian pewną swobodę. Czy było warto? Według mnie oczywiście, że tak, ale ona sama raczej zadowolona nie była i robiła dobrą minę do złej gry, co jest opisane. Wszystko to są obserwacje i rozważania ponadczasowe. Teraz też są różne grupy i grupki towarzyskie, wykluczanie z nich, pretendowanie do nich itd. Przy okazji opisu salonów są też dygresje na temat małżeństw, udawania przez małżonków wspaniałego stadła przed innymi, gierek, jakie toczą sami przed sobą, obłudy przed innymi.

       Mnie osobiście mocno interesował sam narrator, jego tryb życia. Znamienne było, gdy pojechał w odwiedziny do przyjaciela Roberta Saint - Loup , prawie cały czas spędzał w towarzystwie. Musiał jednak w ciągu dnia mieć   jedną, dwie godziny wyłącznie dla siebie, aby  pobyć sam ze sobą i aby móc poczytać .  W trakcie zwyczajnych dni, w Paryżu, znaczną część czasu poświęcał na rozwój osobisty, bez literatury, teatru czy muzyki nie mógł istnieć.

    Dla mnie ciekawe były też opisy rozmów na temat sprawy Dreyfusa.  Nie tak dawno opisywałam ją w poście Robert Harris „Oficer i szpieg”. Harris opisał całą sprawę, dość tendencyjnie, ale szczegółowo, Proust zaś uważał, ze każdy wie, o co chodzi , na czym afera ta polega i skupił się jedynie na opisach reakcji ludzi na przebieg wydarzeń. Afera wstrząsnęła całym społeczeństwem ,  totalnie je spolaryzowała, wydobyła na jaw różne skrywane emocje, widoczne było to na salonach. Ci, co mieli inny pogląd na tą sprawę, niż właściciel salonu, byli eliminowani z grona bywalców, chyba że ukrywali swoje poglądy . Zdarzało się, że małżonkowie byli podzieleni w tej sprawie, tak było chociażby w przypadku Swannów, Odeta tłumaczyła się wówczas za męża i odcinała od jego poglądów. Nie za wiele to pomagało. A co do meritum, to argumenty za wina lub niewinnością Dreyfusa, mało kogo interesowały, ludzie wydawali sądy sugerując się głównie żydowskim pochodzeniem Dreyfusa, jego majątkiem i manifestowanym bogactwem, jak również innymi, nie mającymi żadnego związku z domniemanym szpiegostwem informacjami.  Działało to w obie strony. Można sobie porównać te opisy z naszymi własnymi aferami i reakcjami na nie.

    Przy okazji śmierci babki sporo jest refleksji o chorobach, hipochondrii ,  czy o śmierci . W tym przypadku wszystko jest aktualne.

       Proust co było zaskakujące dla mnie, wykazał się też sporym poczuciem humoru. Niektóre opisy są naprawdę śmieszne. Przykładowo autor po raz pierwszy pojawił się w salonie hrabiny de Guermantes. A bywali tam najlepiej urodzeni arystokraci. Arystokracja była tak wąskim kręgiem, że wszyscy się znali. Do wyjątków należało zaproszenie raz na jakiś czas kogoś znanego, mającego zasługi na jakimś polu, np. pisarza czy wynalazcę. Jeden z bywalców zauważywszy nowego gościa i zaczął wykazywać nim spore zainteresowanie. Zdaniem narratora przypominało  to zainteresowanie badacza nowym, nieznanym rodzajem robala.

     Głębia rozważań , w tym wyjątkowo dużo psychologicznych, przypomina mi współczesne książki Javiera Mariasa. I u Prousta i u Mariasa akcja nie zajmuje dużo miejsca , większość to rozważania. Zdania są długie, czytać trzeba z uwagą . Ale warto. Po trzecim tomie czuję się trochę jak podczas oglądania wciągającego serialu. Nie można przestać.

6/6          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz