Opisanie wrażeń po
lekturze „W poszukiwaniu straconego czasu” jest zadaniem karkołomnym. Wspomnienie
o czym jest tekst – w sensie akcji, zachęcające do przeczytania raczej
nie będzie. Ten cykl przypomina mi smakowite danie, które smakuje tylko małej grupce
smakoszy. Ale jeśli ktoś lubi różnorakie refleksje w głównej mierze psychologiczne, ale także
socjologiczne czy historyczne i jest w stanie czytać rzecz, w której pozornie
nie dzieje się zbyt wiele, zawiedziony nie będzie. Może być naprawdę zachwycony.
W tomie
trzecim „W poszukiwaniu straconego czasu” narrator jest już młodzieńcem. Różne
opisy, dygresje czy rozważania dotyczą tutaj nieco innych tematów, niż w tomach
poprzednich, są poważniejsze. Mieszka on
nadal z rodzicami, babką i służącą , ale mieszkają już w innym miejscu, właśnie
w pałacu hrabiny Oriany de Guermantes. Babka umiera właśnie w tej części. Narrator
odbywa tylko jedną podróż, i to całkiem blisko, bowiem odwiedza na kilka
tygodni swojego przyjaciela Roberta de Saint - Loup, żołnierza, stacjonującego
w koszarach. Zaczyna również bywać na salonach. Głównym tematem, omawianym w
tamtym czasie na salonach był proces Dreyfusa. Autor początkowo zakochany w
hrabinie de Guermantes był przez nią całkowicie ignorowany, potem zaś niemal
hołubiony. Zdobywa też pierwsze doświadczenia erotyczne i dochodzi do
zacieśnienia jego znajomości z Albertyną. Zacieśniła się nieco jego znajomość z
baronem Charlusem, oryginałem, wręcz dziwakiem i do tego szalenie inteligentnym
. W trzecim tomie czytelnik zna już
większość bohaterów, ich losy zaczynają więc coraz bardziej intrygować.
Niektórzy z tych bohaterów umierają,
albo po prostu znikają z życia narratora . Pojawiają się też nowi znajomi. Tak
jak w poprzednich tomach, każde wydarzenie, albo i brak wydarzeń stają się
podstawą głębszych rozmyślań. A że narrator jest wykształcony, inteligentny,
rozważania, czy nawet krótkie refleksje są bardzo ciekawe. W tym tomie podczas
opisywania życia salonowego, szczególna uwaga zwrócona jest na najbardziej
inteligentne i najbardziej błyskotliwe postacie paryskich salonów, tj. na
hrabinę de Guermantes i na barona Charlusa, aczkolwiek ten ostatni wolał
inaczej spędzać czas. Nasz narrator jest już dojrzalszy i podejmuje się również
tematów naprawdę poważnych, np. śmierć czy śmiertelna choroba. Jednocześnie też
autor przejawia też, przy opisach innych sytuacji, oczywiście, spore poczucie
humoru.
Aby to zobrazować, zacznę od przykładu z
samego początku. Na samym początku narrator zastanawia się nad nowym miejscem zamieszkania.
W rozmyślaniach tych przewija się postać Franciszki, służącej, która żyła z tą rodziną całe życie. Narrator,
Marcel, dowiedział się od lokaja, że
Franciszka powiedziała lokajowi, że nie
znosi naszego Marcela , że jest złośliwy, że myśli on o tym, jak tu specjalnie
utrudnić jej życie. Było to szokujące,
bo był on przekonany o tym, że jest dokładnie odwrotnie, że Franciszka go
niemal kocha niczym swojego syna. Dało to asumpt do rozmyślań nad różnicą w tym, jak postrzegamy siebie sami, a jak postrzegają
nas inni. W odniesieniu do Franciszki autor
zastanowił się nad tym, czy w ogóle ta
informacja jest prawdziwa, czy służący aby tego nie zmyślił, albo nie
przeinaczył. Potem zastanowił się też nad tym, czy aby
Franciszka nie powiedziała służącemu w
jakimś celu czegoś, co nie jest prawdą. A potem rozważał ten problem jeszcze szerzej
już bez odniesień do siebie czy do Franciszki, tylko właśnie ogólnie w
stosunkach międzyludzkich.
Pisarz
porównywał też dość długo dwa salony , pani Vileeparisis i hrabiny de
Guermantes. W rzeczywistości porównuje naprawdę błyskotliwą inteligencję
hrabiny de Guermantes z czymś tylko ponad przeciętnym. Ale jest to też
porównanie dwóch stylów życia , jednego nie oglądającego się zbytnio na to, co
ludzie powiedzą i na liczenie się z opinią przez hrabinę . Nietypowy styl życia
pani Villeparisis a głównie brak wielkiego majątku i utrzymywanie kontaktów z
niewłaściwymi osobami spowodowały jej wykluczenie ze sfer wyższej
arystokracji. Ale zyskała w zamian
pewną swobodę. Czy było warto? Według mnie oczywiście, że tak, ale ona sama
raczej zadowolona nie była i robiła dobrą minę do złej gry, co jest opisane.
Wszystko to są obserwacje i rozważania ponadczasowe. Teraz też są różne grupy i
grupki towarzyskie, wykluczanie z nich, pretendowanie do nich itd. Przy okazji
opisu salonów są też dygresje na temat małżeństw, udawania przez małżonków
wspaniałego stadła przed innymi, gierek, jakie toczą sami przed sobą, obłudy
przed innymi.
Mnie osobiście
mocno interesował sam narrator, jego tryb życia. Znamienne było, gdy pojechał w
odwiedziny do przyjaciela Roberta Saint - Loup , prawie cały czas spędzał w
towarzystwie. Musiał jednak w ciągu dnia mieć
jedną, dwie godziny wyłącznie dla siebie, aby pobyć sam ze sobą i aby móc poczytać . W trakcie zwyczajnych dni, w Paryżu, znaczną
część czasu poświęcał na rozwój osobisty, bez literatury, teatru czy muzyki nie
mógł istnieć.
Dla mnie
ciekawe były też opisy rozmów na temat sprawy Dreyfusa. Nie tak dawno opisywałam ją w poście Robert
Harris „Oficer i szpieg”. Harris opisał całą sprawę, dość tendencyjnie, ale
szczegółowo, Proust zaś uważał, ze każdy wie, o co chodzi , na czym afera ta
polega i skupił się jedynie na opisach reakcji ludzi na przebieg wydarzeń.
Afera wstrząsnęła całym społeczeństwem , totalnie je spolaryzowała, wydobyła na jaw
różne skrywane emocje, widoczne było to na salonach. Ci, co mieli inny pogląd
na tą sprawę, niż właściciel salonu, byli eliminowani z grona bywalców, chyba że
ukrywali swoje poglądy . Zdarzało się, że małżonkowie byli podzieleni w tej
sprawie, tak było chociażby w przypadku Swannów, Odeta tłumaczyła się wówczas
za męża i odcinała od jego poglądów. Nie za wiele to pomagało. A co do meritum,
to argumenty za wina lub niewinnością Dreyfusa, mało kogo interesowały, ludzie
wydawali sądy sugerując się głównie żydowskim pochodzeniem Dreyfusa, jego
majątkiem i manifestowanym bogactwem, jak również innymi, nie mającymi żadnego
związku z domniemanym szpiegostwem informacjami. Działało to w obie strony. Można sobie
porównać te opisy z naszymi własnymi aferami i reakcjami na nie.
Przy
okazji śmierci babki sporo jest refleksji o chorobach, hipochondrii , czy o śmierci . W tym przypadku wszystko jest
aktualne.
Proust
co było zaskakujące dla mnie, wykazał się też sporym poczuciem humoru. Niektóre
opisy są naprawdę śmieszne. Przykładowo autor po raz pierwszy pojawił się w
salonie hrabiny de Guermantes. A bywali tam najlepiej urodzeni arystokraci. Arystokracja
była tak wąskim kręgiem, że wszyscy się znali. Do wyjątków należało zaproszenie
raz na jakiś czas kogoś znanego, mającego zasługi na jakimś polu, np. pisarza
czy wynalazcę. Jeden z bywalców zauważywszy nowego gościa i zaczął wykazywać
nim spore zainteresowanie. Zdaniem narratora przypominało to zainteresowanie badacza nowym, nieznanym
rodzajem robala.
Głębia
rozważań , w tym wyjątkowo dużo psychologicznych, przypomina mi współczesne
książki Javiera Mariasa. I u Prousta i u Mariasa akcja nie zajmuje dużo miejsca
, większość to rozważania. Zdania są długie, czytać trzeba z uwagą . Ale warto.
Po trzecim tomie czuję się trochę jak podczas oglądania wciągającego serialu.
Nie można przestać.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz