czwartek, 15 października 2015

Frederick Forsythe „Czarna lista” – audiobook, czyta Jan Peszek




        Na dłuższą podróż wzięłam wciągający audiobook. „Psy wojny” były tak ciekawe i tyle dające do myślenia, że nie czekałam dłużej , tylko sięgnęłam po kolejną pozycję. „Czarna lista” dotyczy tematu wyjątkowo na czasie, bo mówi o terroryzmie, a konkretnie o likwidowaniu , czyli de facto o zabijaniu politycznych przeciwników przez służby specjalne różnych państw. Tym razem wrogiem do odstrzału jest niejaki „Kaznodzieja”, czyli fanatyczny islamski duchowny, który z zakrytą twarzą wygłasza pseudo religijne kazania i nawołuje w nich do zabijania Amerykanów. Ponieważ ma olbrzymią siłę sugestii, znajdują się tacy wyznawcy, którzy faktycznie dokonują zamachów na Amerykanów. Są to zamachy skuteczne. Głównym bohaterem „Czarnej Listy” jest tzw. „Tropiciel”, który ma unicestwić „Kaznodzieję”. 

       Likwidacja ukrywającego się wroga i różne inne sposoby walki z nim to jeden z tematów tej książki. Pasjonujące były tutaj opisy jego poszukiwań , czy  próby ustalenia jego tożsamości. Ale są i inne . Jednym z nich jest porwanie statku przez współczesnych piratów . O tego typu działaniach wiedziałam tylko tyle , że mają miejsce, głównie w rejonie Afryki i Azji. Opisy są szalenie ciekawe, zaskoczeniem dla mnie był jednoczesny prymitywizm bezpośrednich porywaczy i profesjonalizm organizatorów, chociażby wykorzystywanie przez tych ostatnich nowoczesnego sprzętu komputerowego, czy łączy satelitarnych do rozmów telefonicznych. Zupełnym newsem byli dla mnie profesjonalni negocjatorzy, reprezentujący porywaczy i właścicieli statku, a także wpłacanie okupu na konta bankowe. 

       „Czarna Lista” jest typową książką sensacyjno – szpiegowską. Forsythe chyba w ubiegłym miesiącu publicznie przyznał się do tego, że był wieloletnim współpracownikiem brytyjskiego wywiadu. Można więc przyjąć, że książka napisana jest przez profesjonalistę. Czytelnik nie jest więc zasypywany opisami bzdur, które nigdy nie mogłyby mieć miejsca. Jest to olbrzymi atut powieści. Do tego dochodzi niewątpliwy talent literacki .

                Nie jestem znawcą powieści sensacyjnych, ale porównując Forsythe`a do innych autorów książek tego typu, uważam go za swój numer jeden . Z tego co pamiętam, to czytałam  dwie pozycje Kena Folleta:  ”Klucz do Rebeki” i „Lot ćmy”. I czytałam też chyba 2 książki Toma Clancy`ego, tytułów nie pamiętam.  Wszyscy trzej pisarze piszą , w przypadku Clancy`ego jest to już niestety czas przeszły, bardzo ciekawie, książki są wciągające , czyta się je lekko .  Clancy i Forsythe specjalizują się w czasach współczesnych, Follet pisze również o średniowieczu. Odnoszę wrażenie, że Follet pisze trochę „pod publikę”, tzn. w każdej książce jest romans , dobrzy bohaterowie przeżywają , źli kończą źle. Książki Folleta nie zaskakiwały mnie w tym sensie, że nie ma tam mowy o wydarzeniach historycznych, czy innych zjawiskach np. społecznych , o których nic nie wiedziałabym. Zaskakująca jest  jedynie akcja, czyli wydarzenia fikcyjne. Clancy miał  gigantyczną wiedzę o kwestiach historycznych i wojskowych. U niego przeszkadzało mi z kolei to, że wykreował głównego bohatera  Jacka Ryana na wzór wszelkich cnót, kogoś przypominającego trochę Jamesa Bonda, trochę postać herosa z mitologii. Ten super mózg został wyłącznie dzięki swym umiejętnościom i inteligencji prezydentem USA.  Nie potrzebował wielkich pieniędzy, intryg , wykańczania przeciwników politycznych itp. Clancy idealizował też wojsko. Po jego śmierci przeczytałam gdzieś, że wojskowi wyjątkowo ubolewali nad jego śmiercią.    

      U Forsythe`a nie ma żadnych wyidealizowanych bohaterów. W opisywanym przez niego świecie sporo jest przemocy, korupcji , zdrady i bezwzględności. Nie ma też bajkowych reguł, typu dobro będzie nagrodzone, a zło ukarane.  Ale pisarz umieszcza wszędzie iskierkę nadziei, coś pozytywnego. Już sama postać „Tropiciela” z „Czarnej listy” jest pozytywna.  Bohaterami drugiego czy nawet trzeciego w tej książce planu okazała się grupka ludzi, którzy po prostu, będąc doskonale przygotowanymi, przystąpili do wykonywania zadania, do zrobienia tego, co do nich należało.  Byli to komandosi. Nie mogę napisać, czy udało im się zrealizować plan, jaki plan to był i czy wszyscy oni przeżyli. W książce nie padają nawet ich nazwiska. Nie wiadomo nic o ich życiu prywatnym, nie wiadomo, czy zdradzali żony, czy w szkole dobrze się uczyli. Można przypuszczać, że nie byli ideałami, ideałem nikt nie jest. Podobnie było w „Psach wojny”, coś naprawdę dobrego chciał zrobić ktoś, komu do ideału było naprawdę bardzo daleko.

5/6

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz