wtorek, 1 września 2015

Sarah Waters „Za ścianą”



Parę miesięcy temu przeczytałam w Internecie w jednym z blogów entuzjastyczną recenzję „Za ścianą”. Autorka podkreślała, że występuje tam wątek  homoseksualny   , ale apelowała, aby się tym nie przejmować i żeby skupić się na innych aspektach książki. Zerknęłam na recenzje internautów na różnych portalach, w tym na www.lubimyczytac.pl , czy www.biblionetka.pl i ku swojemu zaskoczeniu zobaczyłam, że ocena tej książki była również  wysoka, tak wysoka, że aż  było to zaskakujące. W tej chwili na lubimyczytac trochę się obniżyła, ale to nie ma już większego znaczenia. Wątki  miłości dwóch kobiet odstraszały mnie dosyć mocno, ale ponieważ z jednej strony bardzo rzadko trafiają się aż tak pozytywne opisy  , a drugiej klimat Londynu z 1920 r. wydawał się pociągający , w końcu zakupiłam „Za ścianą”. Ale zastanawiałam się nad tym zakupem kilka miesięcy i to bynajmniej nie ze względów finansowych . Sama byłam mocno zdziwiona tym, że jestem tak bardzo konserwatywna. Nie czytałam dotychczas książek z wątkami homoseksualnymi i podchodziłam do S. Waters  trochę nieufnie.  Do tej pory takowe wątki w czytanych przez mnie książkach były absolutnie marginalne, typu w „Dzienniku Bridget Jones” jednym z bohaterów drugoplanowych był gej. U Waters wątki te z pewnością nie są marginalnie. Ale początek był jednak zachęcający. 

     Pozornie może to brzmieć mało ciekawie, ale do mieszkających na obrzeżach Londynu , spauperyzowanych wskutek wojny 26-letniej Frances i jej matki wprowadzili się lokatorzy. Było to młode, bezdzietne małżeństwo. Matka z córką niewiele wychodziły z domu , zajmowały się pracami domowymi i zastanawiały się, jak związać koniec z końcem. Nowi lokatorzy – Lilian i Len Barberowie – byli przeciwieństwem domowników . Lilian lubiła zabawę , chodziła  ekstrawagancko ubrana,  co polegało na tym, że przykładowo jej suknie kończyły się z 10 cm. nad kostką. Nie działo się nic spektakularnego, ale mijające powoli dni S. Waters opisała tak ciekawie, że nie mogłam się od tego oderwać. 


    Potem było gorzej. Pojawił się wątek zafascynowania Frances nową lokatorką. Frances zakochała się w niej i akcja skupiła się tylko na tym. Waters opisywała uczucia Frances i Lilian , które na tym etapie znajomości zaczęły zacieśniać więzi. Opisy relacji pomiędzy nimi, łącznie z seksem  , zajęły kilkadziesiąt stron, innych wątków nie było i wówczas skapitulowałam. Trudno było skupić się na czymś innym poza tą miłością, czy może raczej zafascynowaniem,  bo niczego innego w książce wtedy jeszcze nie było. Odłożyłam powieść i uzmysłowiłam sobie, że jest to nic nie warty gniot. Bywa tak, że ostra reklama potrafi jednak zmącić nam w głowie. Uznałam, że spora część czytelników też dała się zmanipulować  panującą w pewnych kręgach modą na literaturę z wątkami homoseksualnymi. I wskutek tego,  że w jednej czy drugiej książce pojawi się taki motyw , ma ona większa szansę na znalezienie patronów medialnych, na lepszą reklamę i w końcu na lepszą sprzedaż , bez względu na prezentowany poziom. Mechanizm ten panuje oczywiście tylko w pewnych kręgach, w  innych książka taka jest spalona w 100% już na samym początku, również bez względu na wszystko inne. No i parę  dni „Za ścianą” przeleżało , zastanawiałam się, co z tą książką zrobić, czy dać komuś, czy wyrzucić, czy co .
    Ale w weekend uznałam, że dam jej ostatnią szansę. Zaczęłam czytać. Mimo moich obaw autorka nie okazała się tak monotematyczna, jak się spodziewałam . Wydarzenia szybko zaczęły się komplikować , pojawiło się więcej wątków i więcej postaci. Relacje  pomiędzy Frances a Lilian  okazały się zdecydowanie bardziej skomplikowane, niż się to zapowiadało. Tak samo, relacje pomiędzy niemal wszystkimi innymi bohaterami okazały się nie tak proste i standardowe, jak to z reguły bywa. Książka  z romansu stała się  powieścią historyczną, obyczajową czy nawet kryminałem i thrillerem sadowym.  Co ważniejsze, powróciło to coś, co powoduje, że od książki jest bardzo ciężko się oderwać. Na swoje szczęście miałam wolny cały dzień i nie musiałam się zmuszać do wychodzenia czy robienia czegokolwiek innego , niż zgłębianie się w „Za ścianą”. I tego samego dnia udało mi się ją skończyć. Nie można napisać tutaj niczego szczegółowiej, bo wydarzenia naprawdę są zaskakujące i rozwijają się wyjątkowo dynamicznie. Spodziewałam się też innego zakończenia, spodziewałam się w tym sensie, że wydawało mi się, że się że się domyślam, jak to się skończy. Myliłam się, skończyło się zupełnie inaczej, niż myślałam. Po zakończeniu doszłam do zaskakującego wniosku, że  oceny książki przez internautów wcale nie wynikają z ich   zmanipulowania , ta książka jest po prostu dobra,
     Gdy kończę jakąkolwiek książkę, zastanawiam się, co mi dało to przeczytanie. Czy uzyskałam jakąś wiedzę, czy wpłynęło to na mój światopogląd, itp. ?  W tym przypadku poza niewątpliwą dawką całkiem niezłej rozrywki i oderwaniem się od codzienności ta lektura dała jeszcze co innego. Myślę, że nieco większą dawkę psychologii . Frances chciała żyć niekonwencjonalnie, pojawiły się jednak pewne „ale”, głównie była to kwestia matki, reakcje otoczenia nie odgrywały w jej przypadku większej roli, były też oczywiście i inne czynniki.  Jej sytuacja w pewnym stopniu przypomina sytuację wszystkich tych osób, których życie  w jakikolwiek sposób odbiega od przyjętego schematu i o tym głównie jest ta książka . Standardem u nas jest według mnie życie w rodzinie, tzn. z mężem i jednym dzieckiem, ewentualnie dwojgiem dziećmi, posiadanie pracy,  o którą należy się troszczyć, kupowanie samochodu, kupowanie mieszkania głównie na kredyt, zamieszkiwanie z reguły w tej samej miejscowości co reszta rodziny, wyjeżdżanie na urlopie nad morze do ciepłych krajów, itp. itd. Im większe jest odchodzenie od tego schematu, tym więcej jest różnych problemów i tym większej wymaga to odwagi. Wszystko zależy też od tego, gdzie się mieszka i w jakim środowisku się obraca. Jeden z moich kuzynów ma sześcioro dzieci, chociaż sytuacja materialna jego rodziny jest bardzo dobra, to stale spotyka się z różnymi głupimi uwagami.  Moja koleżanka z kolei nie chce brać kredytu na mieszkanie, cały czas wynajmuje i też bez przerwy słucha różnych uwag i „porad”, typu, jak długo chce tak funkcjonować. 


    W pewnym momencie Frances znajdzie się w sytuacji wyjątkowo trudnej, z powodów, o których nie mogę bez spojlera napisać. Będzie to sytuacja krytyczna wręcz i wtedy też można obserwować , jak sprawdza się życie wartościami w teorii, a jak w praktyce. Jest to szczególnie ciekawa część książki.
     Ale „Za ścianą”  daje też sporą dozę wiedzy historycznej. Odnoszę wrażenie, że tematyka II wojny jest w mediach eksploatowana maksymalnie , czasem nawet mam jej przesyt. A z kolei I wojna światowa w naszej literaturze czy filmografii praktycznie nie  istnieje. Wiadomo, z czego to wynika, ale temat I wojny jakoś nam uciekł. Akcja „Za ścianą” toczy się w 1920r. , echa wojny są więc bliskie. Rodzina Frances straszliwie ucierpiała na wojnie. My jesteśmy zasklepieni w swojej historii i nie za często wczuwamy się w to, co przeszli inni.  Dwaj bracia Frances zginęli w czasie walk. Ojciec zmarł. Rodzina wpadła w biedę, Frances z matką musiały przyjąć lokatorów, co było dla nich potwornie trudne. Co gorzej, musiały już wcześniej zrezygnować ze służących , a Frances sama zajmowała się domem, co powszechnej opinii było czymś poniżającym i świadczącym o upadku. Po lokatorami zostały im marne dywidendy, bliżej nieokreślone. Dość porażające były obrazy weteranów wojennych, którzy nie mieli co ze sobą zrobić. Znaleźli się bez środków do życia. Dotyczy to oczywiście tych weteranów, którzy pochodzili z biedniejszych rodzin. Imali się praktycznie wszystkich zająć , jakie były możliwe. Na przykładzie znajomej  Frances można obserwować pierwsze kobiece próby wyemancypowania się. Nie polegało to bynajmniej na chodzeniu na wiece czy demonstracje. Ta dziewczyna chciała tylko zacząć samodzielne życie  i zarabiać na siebie.  Przeważająca większość kobiet w tym czasie nie pracowała. Nie było to wcale takie proste.  Zabawne wydawały mi się też opisy zwykłych codziennych czynności. Domownicy udawali się do wychodka, usytuowanego na podwórku. Gdy małżeństwo chciało spędzić oddzielnie wieczór i realizowało ten plan, wywoływało to sensację i domniemania, że w małżeństwie tym źle się dzieje. Frances całe dnie spędzała na   sprzątaniu i gotowaniu.  Dosyć koszmarny był też los matki Frances, wdowy liczącej ok. 50 lat. Była to już siwa staruszka, nie miała formalnego wykształcenia,  do pracy fizycznej się nie nadawała. Możliwości poprawy sytuacji finansowej miała wyjątkowo ograniczone. Drugie małżeństwo nie wchodziło w rachubę, w tych warstwach nie było to praktykowane, poza tym była nie tylko za stara, ale do tego brzydka i biedna. Kosmetyczki czy fryzjerki nie miały wówczas takich możliwości, jak dziś, a poza tym matkę Frances nie było na nic takiego stać. Jej zajęciem była działalność dobroczynna w kościele i siedzenie w domu. A trzeba pamiętać, że mowa jest o tej warstwie społecznej, która   przed wojną uchodziła za średnią i do tego światłą. Tło historyczne jest naprawdę świetnie opisane. Nie przypuszczałam, że w tamtym czasie życie w Londynie było tak ciężkie, a szczególnie dla kobiet. 
     Wątku romansowego pomiędzy Frances a Lilian nie czułam w ogóle. Nie mogłam pojąć, jak Frances mogła odrzucić względy młodego, przystojnego chłopaka, który się nią zainteresował na przyjęciu. Nie zgodziła się nawet na jedno spotkanie, nie chciała  chociażby spróbować . Próby brnięcia w związek z Lilian były dla mnie czystą destrukcją nie tylko jej życia i nie mogę pojąć, jak mogła w to wchodzić .  


     W sumie jednak warto było sięgnąć po Sarę Waters. Nie wiem, czy przeczytam coś jeszcze jej autorstwa, raczej wątpię.  Czytanie niektórych scen było naprawdę sporym wyzwaniem. Osobiście znacznie przyjemniej byłoby mi czytać opisy romansu kobiety i mężczyzny. Ale warto jednak, o czym już pisałam, sięgać raz na jakiś czas po coś zupełnie nowego, chociażby po to, aby wyrobić sobie własna opinię.   Książki , w których występuje jakikolwiek motyw homoseksualny spotykają się często z uprzedzeniami. Nie zawsze czytelnicy dają im jakąkolwiek szansę. Obawy , że są to wyłącznie książki monotematyczne , w których są tylko opisy seksu, nie muszą być  trafne. Nie da się jednak ukryć, że literatura taka jeszcze długo będzie hermetyczna i czytywana głównie w środowiskach homo.  Nie muszę czytać wszystkiego, nie interesuje mnie np. literatura podróżnicza, nie widzę sensu w zmuszaniu się do czytania czegoś, co nie sprawia mi przyjemności.  Nie potrafię tak, jak autorka wspomnianego już przeze mnie bloga  nie zwracać uwagi na wątek romansowy, to jest kwintesencja tej książki. Reszta jest tłem. Wątki romansowe w powieści potrafią być naprawdę ciekawe ,  potrafią ekscytować i wywoływać emocje. Czytając S. Walters pozbywam się tych emocji. Sięgając do klasyki , czytając „Ogniem i mieczem” rozumiałam, że Skrzetuski mógł się zakochać w Helenie, a Helena w nim. Gdy oglądałam „Ogniem i mieczem” sytuacja była bardziej skomplikowana , bo Bohun – Domagarow był bardzo przystojny i nie wiem, czy nie wolałabym jego od Skrzetuskiego . Czytając „Lalkę” nie rozumiałam Izabelli i tego, dlaczego nie chciała ona Wokulskiego i byłam przez to wzburzona na Izabellę, a jednocześnie zła na Wokulskiego, dlaczego nie weźmie się za kogoś innego.  Czytając S. Waters nie rozumiem  i nie czuję w ogóle relacji romansowych, jedyną emocję, jaką one u mnie wywołują to niezrozumienie. Czytanie czegoś takiego przypomina trochę jedzenie potraw pozbawionych smaku i zapachu , picie kawy bezkofeinowej czy piwa bezalkoholowego . Są owszem, te inne wątki , np. kryminalne, ale wolę jednocześnie inne wątki i  romanse tradycyjne w jednej książce i  jednak dam sobie z Waters spokój .
4/6



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz